Trzeba przyznać, że to nie był łatwy czas dla kibiców Śląska Wrocław. Po świetnym sezonie 2023/24 wrocławianie z roli wicemistrzów Polski stali się… ostatnią drużyną w tabeli ligowej PKO BP Ekstraklasy. Drużyna trenera Jacka Magiery pogrążyła się w kryzysie i wydawało się, że nie potrafi znaleźć rozwiązania na katastrofalne wyniki.
Śląsk Wrocław – Stal Mielec 2:1. Sebastian Musiolik bohaterem gospodarzy!
Problemów we Wrocławiu z tygodnia na tydzień było coraz więcej. Przede wszystkim zespół został mocno osłabiony pod względem kadrowym. Z klubem po sukcesie w postaci wicemistrzostwa kraju pożegnali się m.in. napastnik Erik Exposito, pomocnik Patrick Olsen, a jako ostatni z pokładu zszedł Nahuel Leiva.
To rzecz jasna nie było jednoznaczne wytłumaczenie tak fatalnego rozpoczęcia sezonu przez zespół z Wrocławia. Trener Magiera otrzymał jednak w zamian za m.in. wcześniej wymienioną trójkę, słabszych jakościowo (przynajmniej spoglądając na wyniki) następców. Paradoksalnie jednak właśnie jeden z nich zdobył w środowy wieczór (tj. 23 października) dwa kluczowe gole, dając Śląskowi pierwsze w sezonie zwycięstwo.
To Sebastian Musiolik, który w pierwszych 45 minutach, dwukrotnie znalazł sposób na bramkarza Stali. Mielczanie spróbowali odpowiedzieć, ale dopiero w drugiej połowie po trafieniu Łukasza Wolsztyńskiego. Wrocławianie w drugich 45 minutach zaprezentowali się dużo słabiej, patrząc głównie przez pryzmat mentalny. Można było odnieść wrażenie, że choć wicemistrzowie Polski są na prowadzeniu, to są o włos od utraty trzech punktów.
Ostatecznie jednak Stal tylko raz znalazła sposób na Rafała Leszczyńskiego, po wspomnianym trafieniu Wolsztyńskiego. Co ciekawe, zarówno w tym przypadku, jak i przy golu Musiolika na 2:0, zespoły czekały na odpowiednią weryfikację ze strony VAR. W obu przypadkach gole zostały uznane.
Śląsk, zapisując na swoim koncie trzy punkty, uciekł z ostatniego miejsca tabeli, spychając na samo dno hierarchii Puszczę Niepołomice. Wicemistrzowie kraju w weekend dołożyli remis z GKS Katowice (0:0) w delegacji, teraz wygrali ze Stalą i tym samym w ciągu kilku dni zdobyli tyle punktów, ile wcześniej uzbierali w dziewięciu pierwszych kolejkach.
Co więcej, WKS na wygraną czekał od... 25 maja. Wówczas wrocławianie ograli na wyjeździe Raków Częstochowa (2:1). Historia zatoczy koło już w najbliższą sobotę (tj. 26 października, g. 17:30). Raków przyjedzie jednak na mecz do Wrocławia. Wicemistrzowie Polski nie będą jednak faworytem spotkania z drużyną, która nabrała odpowiedniego rozpędu po powrocie do Częstochowy Marka Papszuna.
Czytaj też:
Polak doceniony za granicą. „Utrzymywał wszystkich przy życiu”Czytaj też:
Tak padł gol roku 2024! Strzelec grał w przeszłości w Ekstraklasie