Kompromitacja Arsenalu w meczu Manchesterem City. Niektórzy kibice wychodzili w połowie meczu

Kompromitacja Arsenalu w meczu Manchesterem City. Niektórzy kibice wychodzili w połowie meczu

Gabriel Jesus
Gabriel Jesus Źródło: Newspix.pl / Zuma / Darren Staples
Trzecia kolejka Premier League rozpoczęła się od hitu – Manchester City grał z Arsenalem. Stawką spotkania były nie tylko trzy punkty, prestiż, ale też stabilność posady Mikela Artety, szkoleniowca Kanonierów. Po zwycięstwie Obywateli jego sytuacja tylko się pogorszyła.

28 sierpnia 2011 roku Arsenal przegrał z Manchesterem United 2:8. Lokalni rywale Czerwonych Diabłów pozazdrościli im tego wyniku i dziesięć lat później też rozgromili Kanonierów.

Dwa szybkie ciosy

Mimo że Pep Guardiola postanowił zaskoczyć jeśli chodzi o wyjściowy skład, jego podopieczni i tak nie mieli problemu z rozmontowaniem defensywy przeciwników. Na ławce zasiedli Sterling i Mahrez, natomiast po boisku od początku starcia biegali Torres, Grealish, Jesus czy Silva. Żaden z nich nie zawiódł. Brazylijczyk już w 7. minucie zanotował asystę przy bramce Gundogana z głowy, z kolei Portugalczyk miał udział przy golu Hiszpana. Nie minął kwadrans, a City prowadziło 2:0, na 3:0 zaś, pod koniec pierwszej części starcia, trafił Jesus po asyście Grealisha.

Dalsza część kompromitacji

Jakby tego było mało, jeszcze w pierwszej połowie czerwoną kartkę otrzymał Xhaka za ostry faul na Cancelo. Niektórzy kibice Arsenalu obecni na meczu zaczęli opuszczać trybuny Etihad już przed przerwą, więc jeśli nie wrócili na swoje miejsca, nie zobaczyli na przykład, jak zaraz po wznowieniu gry City strzela na 4:0. Soares złamał linię spalonego, Torres wystawił piłkę Rodriemu, a ten technicznym uderzeniem pokonał Leno.

Po tej bramce gościom w zasadzie odechciało się grać. Tylko bronili dostępu do swojej bramki i nie podjęli praktycznie ani jednej groźnej próby ataku. W pewnym momencie drugiej połowy Kanonierzy mieli jedynie 10 proc. posiadania piłki, co tylko podkreśliło ich fatalny występ. W tej części spotkania nie oddali też ani jednego strzału, nie wywalczyli też żadnego rzutu rożnego. City też zmniejszyło intensywność, ale jeszcze zdołało podwyższyć wynik spotkania na 5:0. Był to efekt dośrodkowania Mahreza do Torresa.

Czytaj też:
Mohamed Salah pobije kolejny rekord? O wielkie pieniądze powalczy w meczu Liverpoolu z Chelsea

Źródło: WPROST.pl