Nie mamy za kim tęsknić. Te liczby najlepiej świadczą o pracy Sousy

Nie mamy za kim tęsknić. Te liczby najlepiej świadczą o pracy Sousy

Paulo Sousa
Paulo Sousa Źródło:Newspix.pl / Piotr Kucza/Fotopyk
Paulo Sousa rozstał się z reprezentacją Polski i jeszcze tego samego dnia rozpoczął pracę w brazylijskim Flamengo. I chociaż Portugalczyk zostawił Biało-Czerwonych w najgorszym możliwym momencie, to jego statystyki z ostatnich miesięcy pokazują jasno, że nie mamy za kim tęsknić.

Paulo Sousa, który w styczniu 2021 roku zastąpił Jerzego Brzęczka, został obdarzony dużym kredytem zaufania. Już na początku swojej drogi z reprezentacją Polski miał ułatwione zadanie: jego poprzednik wprawdzie wywalczył awans na Euro 2020, ale był krytykowany za narzucony kadrze styl gry i niewystarczające wykorzystanie potencjału Roberta Lewandowskiego. Portugalczykowi pozostało więc nic innego, jak wprowadzić własne, innowacyjne rozwiązania, w ślad za którymi podążałyby dobre wyniki. Jak doskonale wiemy, tego drugiego naszej narodowej drużynie wyraźnie zabrakło.

Paulo Sousa – król remisów

Sousa zadebiutował w kadrze w pierwszym meczu eliminacji do mistrzostw świata. Polacy zremisowali wówczas na wyjeździe z Węgrami, chociaż do 60. minuty przegrywali 0:2. Punkt uratowali zmiennicy, a trzy dni komplet „oczek” dało nam zwycięstwo z Andorą. Zwycięstwo okupione kontuzją Lewandowskiego, którego zabrakło w prestiżowym starciu z Anglikami na Wembley, przegranym 1:2.

Na początku czerwca Biało-Czerwoni rozegrali dwa mecze towarzyskie, remisując z Rosją (1:1) i Islandią (2:2). Te wyniki mogły niepokoić, ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że wymęczone remisy pójdą w niepamięć, o ile podopieczni Sousy dobrze spiszą się na Euro. Niestey, na mistrzostwach Europy byliśmy świadkami i to już w pierwszym meczu.

Przegrana ze Słowacją (1:2) zminimalizowała nasze szanse na awans z grupy. Nawet podział punktów w starciu z Hiszpanią (1:1) nie poprawiał naszej sytuacji, „gwoździem do trumny” okazała się porażka ze Szwecją (2:3). Polacy grali słabo, popełniali banalne błędy w obronie i wyłącznie świetna dyspozycja Lewandowskiego sprawiła, że przegraliśmy tylko jedną bramką.

Sousa wygrywał, ale ze słabymi

We wrześniu, październiku i listopadzie kadrowicze dalej walczyli o awans do mistrzostw świata. Zwycięstwa z Albanią, San Marino i Andorą na kolana nie powalają, szczególnie że eliminacje zwieńczyła wstydliwa porażka z Węgrami. Nawet remis z Anglią w Warszawie nie podreperował dorobku portugalskiego selekcjonera, który przegrał w sumie cztery spotkania, aż pięć zremisował i sześć wygrał. Najwyżej notowanym przeciwnikiem, w starciu z którym Polacy wywalczyli komplet punktów, była 63. w rankingu FIFA Albania, co samo w sobie najlepiej świadczy o wynikach osiąganych przez zespół Sousy.

Podsumowując: Polacy pod wodzą Portugalczyka rozegrali 15 spotkań, z których wygrali zaledwie sześć. Biało-Czerwoni strzelili w tych meczach 37 bramek, z czego najwięcej Lewandowski (11). Sześć trafień dorzucił Karol Świderski, pięć Adam Buksa, trzy Karol Linetty, a po dwa Kamil Jóźwiak i Krzysztof Piątek. Siedmiu kadrowiczów zapisało na swoim koncie po jednym golu.

O tym, jak za kadencji Sousy spisywała się defensywa, świadczą statystyki dotyczące straconych bramek. W 15 spotkaniach nasi bramkarze aż 20-krotnie wyjmowali piłkę z siatki. Kibicom Biało-Czerwonych pozostaje wierzyć, że pod wodzą nowego selekcjonera kadra będzie nie tylko grała skuteczniej z przodu i efektywniej z tyłu, ale przede wszystkim zacznie regularnie wygrywać. Pierwszy sprawdzian już w marcu, kiedy to Polacy rozegrają baraże do mistrzostw świata.

Czytaj też:
Kiedy poznamy nowego selekcjonera? Cezary Kulesza podał datę