To nie tak miało być: chaos i kontuzje. Wracamy z Glasgow z olbrzymim niepokojem

To nie tak miało być: chaos i kontuzje. Wracamy z Glasgow z olbrzymim niepokojem

Reprezentacja Polski przed meczem ze Szkotami
Reprezentacja Polski przed meczem ze Szkotami Źródło:Newspix.pl / Marcin Karczewski / PressFocus
Mecz towarzyski ze Szkocją miał być po to, żeby reprezentacji Polski dodać trochę pewności siebie, a selekcjonerowi dać kilka odpowiedzi, rozwiać wątpliwości co do jego wyborów personalnych. Tymczasem wracamy z Glasgow z olbrzymim niepokojem, po chaotycznym spotkaniu, w którym Czesław Michniewicz niewiele zdołał sprawdzić. Na dodatek tak poobijani, jakbyśmy wrócili ze średniowiecznej bitwy.

Straty są duże. Mentalne i personalne. Zacznijmy od tych drugich. Na pewno we wtorkowym finale baraży ze Szwecją nie zagra Krzysztof Piątek. Kontuzja ścięgna Achillesa absolutnie wyklucza jego występ. Wcześniej, po 27 minutach, z boiska zszedł drugi nasz napastnik – Arkadiusz Milik. Czuł ukłucie w mięśniu dwugłowym prawej nogi. Łudzimy się, że to było jedynie „dmuchanie na zimne”, ale jego udział w meczu w Chorzowie (29 marca) staje się mocno wątpliwy. A że na zgrupowanie z powodu kontuzji w ogóle nie przyjechał Karol Świderski, to niemal z dnia na dzień z pięciu napastników w wysokiej formie, zostało nam zdrowych tylko dwóch: Robert Lewandowski i Adam Buksa. W tym kontekście trzeba jasno powiedzieć, że najlepszą decyzją Michniewicza w Glasgow było oszczędzanie „Lewego” na ławce rezerwowych. Głupio byśmy wyglądali wychodząc we wtorek na Szwedów tak zupełnie bez „broni”.

Niestety inne decyzje nowego selekcjonera nie były już tak dobre.