Jak przypadek rządzi reprezentacją Polski. Drugie dno powołań do szerokiej kadry na mundial

Jak przypadek rządzi reprezentacją Polski. Drugie dno powołań do szerokiej kadry na mundial

Czesław Michniewicz
Czesław Michniewicz Źródło: PAP / Radek Pietruszka
W serialu „Lokatorzy” jedną z głównych postaci był Jacek Przypadek. Czasem da się odnieść wrażenie, że to nie Czesław Michniewicz, lecz wspomniany fikcyjny bohater prowadzi reprezentację Polski. Wszystko przez to jakże malownicze nazwisko, bo naszą kadrą w dużej mierze też rządzi przypadek.

Kiedy Czesław Michniewicz ogłosił szeroką kadrę na mistrzostwa świata w Katarze, kilka nazwisk, które się na niej znalazło, zadziwiło. Jasne, trudno aby było inaczej, skoro mówimy o 47 piłkarzach. Siłą rzeczy musiało się na niej znaleźć kilka niespodzianek, ale już narracja wokół wyróżnienia tak szerokiego grona może martwić. Często można bowiem odnieść wrażenie, iż losami reprezentacji Polski rządzi przypadek, a i tym razem poniekąd dostaliśmy tego potwierdzenie.

Czesław Michniewicz chce mieć duże pole manewru

Co jest jednocześnie sporą ironią losu, wszak wiemy, jakiego typu szkoleniowcem jest Michniewicz. Każdy, kto oglądał Ekstraklasę przez ostatnie lata, miał okazję przekonać się, które futbolowe pryncypia są dla niego najważniejsze. I cóż, nasz selekcjoner wykreował sobie (z dumą) wizerunek pragmatyka, taktycznego zapaleńca, dla którego wyniki zawsze są ważniejsze niż styl gry. Jest w tym spora logika, z tym nie da się dyskutować, aczkolwiek powołanie do szerokiej kadry Polski na mundial wielu zawodników świadczy o tym, że coś w teorii minimalizującego ryzyko może mieć też drugie zupełnie odmienne dno.

Na pierwszy rzut oka cel jest bowiem jasny. Z tego szerokiego grona, z którego potem należy wybrać 26-osobową grupę docelową, można ewentualnie dobierać zawodników, gdyby na przykład tuż przed mundialem ktoś z tej 26-osobowej ekipy doznał kontuzji. Tu sprawa jest tak banalna, że aż głupio ją tłumaczyć. Po prostu lepiej mięć większe pole manewru niż mniejsze.

Z drugiej strony sam Michniewicz buduje wokół kadry osobliwą narrację.

– Planuję skontaktować się z każdym zawodnikiem spośród tych 47, których dzisiaj wymieniłem i powiedzieć im, żeby starali się o wyjazd na mistrzostwa, bo miejsc w samolocie jest tylko 26. Wiem, że wielu zawodników będzie zawiedzionych, ale wszyscy są tego świadomi, żeby próbować do ostatniej chwili – powiedział na konferencji w Zakopanem.

Nieprzygotowana część reprezentacji Polski

Właśnie tu robi się ciekawie. No bo co, mamy spodziewać się niespodziewanego? Jak bardzo? Dawanie komuś szansy, by pojechał na mundial na zachętę, byłoby skrajnie szalone, ale skoro szansę ma każdy…

To znaczy, że na mistrzostwa świata naprawdę za chwilę mogą pojechać tacy gracze jak Michał Karbownik, Maik Nawrocki, Patryk Dziczek, Jakub Kamiński, Kacper Kozłowski, Mateusz Łęgowski, Szymon Żurkowski, Dawid Kownacki czy Michał Skóraś. Pewnie nawet nie byłoby w tym nic złego, bo też raczej mało prawdopodobne jest, by któryś z nich miał od razu stanowić o sile wyjściowej jedenastki. Niemniej jednak słowa naszego selekcjonera – o ile nie są kokieterią, ale chyba nie są – każą zadać sobie jedno kluczowe pytanie. Na ile my rzeczywiście jedziemy do Kataru z konkretnym planem na mundial i na samą drużynę, a na ile improwizujemy?

Zobaczmy bowiem, jak niewiele potrzeba, aby z otchłani niebytu pojawić się w gronie zawodników wzbudzających zainteresowanie trenera Biało-Czerwonych. Karbownik tak naprawdę rozegrał na razie kilka dobrych meczów w Fortunie Duesseldorf, mniej więcej od początku października, a już wdrapał się na miejsce numer dwa w hierarchii naszych lewych obrońców/wahadłowych. Do tego ostatni z trzech występów w seniorskiej reprezentacji Polski zaliczył ponad dwa lata temu.