Ponownie przyszedł czas na rywalizację kobiet. Tym razem Biało-Czerwone grają w Quezon City, czyli historycznej stolicy Filipin. Po pierwszym etapie, który rozgrywany był w Stanach Zjednoczonych, reprezentacja Polski miała na koncie trzy wygrane. Podopieczne Stefano Lavariniego rozpoczęły drugi turniej Ligi Narodów od porażki z Japonią. W kolejnym starciu przyszło im się zmierzyć z Tajlandią, która w pewnym momencie była na drugim miejscu w tabeli.
Azjatki radziły sobie wyśmienicie, pokonując między innymi Chinki czy też Serbki. Jednak ich rywalizacja z Polkami stanęła pod sporym znakiem zapytania, ponieważ w ich szeregach wykryto aż osiem zawodniczek zakażonych koronawirusem. Szkoleniowiec w trybie pilnym musiał ściągnąć rezerwowe siatkarki. Warto podkreślić, że Tajki miały szczęście w nieszczęściu, gdyż z podstawowego składu wypadły tylko dwie zawodniczki.
Wyrównany początek meczu Polska — Tajlandia
Początek tego meczu był wyrównany, lecz po chwili reprezentacja Tajlandii, dzięki dobrej zagrywce i skutecznemu blokowi odskoczyła na kilka punktów przewagi. Nagle zrobiło się 17:10 dla Tajek. Stefano Lavarini zareagował i na boisku wpuścił Klaudię Alagierską oraz Weronikę Szlagowską. Polki poprawiły swoją grę, wreszcie wykorzystując swoje kontrataki, jednak nie udało im się już odrobić strat. Azjatki zwyciężyły 25:22.
W drugim secie nasza reprezentacja kontynuowała dobrą grę z końcówki pierwszej partii. Polskie siatkarki skutecznie serwowały, a do tego zaciekle się broniły, co pozwalało im wygrywać niemal wszystkie długie akcje. Prowadziły już 9:5, ale zawodniczki z Tajlandii nie miały zamiaru się poddawać. Walczyły i stosunkowo szybko wróciły do tej rywalizacji. W ataku błyszczała Chatchu-On Moksri i to właśnie Tajki schodziły na przerwę techniczną, prowadząc 12:10. Końcówka tego seta była bardzo wyrównana. Zespół Stefano Lavariniego miał piłkę setową, lecz ostatecznie to rywalki, po kontrze Chatchu-On, wygrały 29:27.
Kapitalny powrót Polek. Odwróciły losy rywalizacji!
Sytuacja reprezentacji Polski była nieciekawa. Na szczęście dla naszej drużyny z akcji na akcję coraz lepiej radziła sobie Olivia Różański, która została przestawiona przez włoskiego szkoleniowca na przyjęcie. Biało-Czerwone dołożyły skuteczną zagrywką, z którą Azjatki miały mnóstwo problemów. Kolejnym olbrzymim kłopotem przeciwniczek była kontuzja Pimpichaya Kokram. Po opuszczeniu przez nią boiska Tajki ewidentnie się pogubiły i zaczęły popełniać mnóstwo błędów, przez co zasłużenie przegrały 16:25.
Polki poszły za ciosem. Poczuły krew i nie miały zamiaru się zatrzymywać, nawet na chwilę. Reprezentantki Tajlandii dalej popełniały masę błędów, co skrzętnie wykorzystywały nasze siatkarki. Drużyna Stefano Lavariniego była bezlitosna wobec niemocy Tajek w ataku, dzięki czemu doprowadziła do wyrównania stanu rywalizacji (25:16). Zatem o losach spotkania musiał zadecydować tie-break.
Decydujący set był niczym sinusoida. Biało-Czerwone z początku grały świetnie i zasłużenie prowadziły 6:2. Nagle reprezentacja Polski wpadła w dołek, nie potrafiąc skutecznie kończyć ataków oraz popełniając błędy w zagrywce. Azjatki doprowadziły do remisu, a później nawet objęły prowadzenie. Koniec końców jednak Polki zwyciężyły 15:13.
Czytaj też:
Hiszpańskie media są pewne ws. Roberta Lewandowskiego. Padła konkretna data