Spoglądając na potencjał obu drużyn, przed wtorkowym starciem w Kędzierzynie-Koźlu, faworyt wydawał się być jeden. Grupa Azoty ZAKSA walczy jednak nie tylko z rywalami po drugiej stronie siatki, ale także problemami związanymi z absencjami istotnych graczy. Wicemistrzowie Polski nadal muszą sobie radzić m.in. bez Marcina Janusza.
Siatkarze ZAKSY z ważnym przełamaniem w PlusLidze
Zdobywcy trzech z rzędu tytułów Ligi Mistrzów (2021-23), przegrali ostatnio dwa mecze o ligowe punkty. Po zdobyciu AL-KO Superpucharu Polski w katowickim Spodku, ogrywając Jastrzębski Węgiel (3:2), wicemistrzowie kraju schodzili z parkietu pokonani w meczu z beniaminkiem z Częstochowy (1:3) oraz Asseco Resovią Rzeszów (0:3).
We wtorek trener ZAKSY Tuomas Sammelvuo mógł jednak skorzystać z większej grupy zawodników względem tego, na co mógł pozwolić sobie wcześniej. Kędzierzynianie wyszli w ustawieniu: Bartosz Bednorz, Aleksander Śliwka, David Smith, Andreas Takvam, Radosław Gil i Erik Shoji na libero. Można zatem przyjąć, że zabrakło z podstawowych graczy tylko wspomnianego rozgrywającego Janusza.
Mecz rozpoczął się od 3:0 do przyjezdnych. Sytuację z perspektywy gospodarzy ustabilizował jednak niedługo później as serwisowy Davida Smitha. Oba zespoły szły punkt za punkt. Po stronie katowickiej świetnie prezentował się Marcin Waliński, doświadczony przyjmujący. Doświadczenie to też domena Jakuba Jarosza. Były reprezentant Polski również skończył kilka ważnych piłek.
Ostatecznie pierwsza partia, na przewagi 28:26 dla ZAKSY. Choć GKS miał w górze szanse na skończenie seta (24:25), odsłonę otwarcia zakończył efektowny blok dołączającego do potrójnego bloku Bednorza. Gospodarze zatrzymali Jakuba Szymańskiego, członka szerokiej kadry Nikoli Grbicia, który wtorkowego meczu z ZAKSĄ z pewnością nie zapisze po stronie udanych wieczorów w PlusLidze.
GKS Katowice naciskał na wicemistrzów Polski
Trzeba przyznać, że ZAKSA jest jeszcze daleka od optymalnej formy. Nawarstwienie meczów i braki kadrowe, a dodatkowo gra z nowym rozgrywającym, z pewnością nie ułatwia sprawy. GKS gra za to w lidze, po fatalnym otwarciu, coraz lepiej. Katowiczanie drugą partię przegrali wyraźnie 15:25. W trzeciej za to odskoczyli już na początku na 9:5 czy 12:8, po asie serwisowym kolejnego kadrowicza, środkowego Sebastiana Adamczyka. ZAKSA dojechała na 15:16 ze swojej perspektywy, ale podopieczni Grzegorza Słabego domknęli seta na 25:21.
Kędzierzynianie podobnie jak rywal, lepiej otworzyli seta czwartego, jak się później okazało, ostatniego we wtorkowym meczu. Skuteczność w ataku utrzymywał Bednorz, najjaśniejsza postać w ofensywie ZAKSY. Na plus pokazali się również Kaczmarek oraz Smith, na swoim poziomie grał również Śliwka. Punkt po punkcie, gospodarze dowieźli prowadzenie i ostateczną wygraną w czterech setach. Czwartą w tym sezonie PlusLigi.
Trzeba jednak dodać, że GKS do końca był bardzo blisko. Mając na tablicy m.in. 22:23 lub 23:24, czyli na dystansie najmniejszym z możliwych. Ostatecznie przegrywający jednak 23:25, po skutecznym ataku Smitha (MVP spotkania) ze środka siatki.
Czytaj też:
Legenda siatkówki znów poprowadzi kadrę. W przeszłości wygrał z nią wszystkoCzytaj też:
Michał Kubiak z oficjalnym debiutem w nowej drużynie. Te liczby mówią wszystko