Tour w pigułce

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Co oznaczają kolory koszulek? Jak kolarze załatwiają potrzeby fizjologiczne w czasie jazdy? Czy tylko lider zespołu może wygrać wyścig? Przedstawiamy krótki przewodnik po świecie zawodowego kolarstwa i wielkich tourów, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć, ale boicie się zapytać.
KOSZULKOWY ZAWRÓT GŁOWY

Z wyścigami kolarskimi od lat związane są specjalne koszulki dla najlepszych kolarzy. Ta najważniejsza to żółta. Jest to koszulka lidera klasyfikacji generalnej. Ma ją na sobie zawodnik, który najszybciej przejechał dotychczasowe etapy. Historia żółtej koszulki sięga jednego z pierwszych wyścigów Tour de France. W 1913 r. organizator Henri Desgrange poprosił Belga Philippe’a Thysa, który prowadził w klasyfikacji generalnej, aby założył właśnie żółtą koszulkę. Kolarz na początku odmówił. – Wszyscy będą mnie widzieć i będą się ze mną ścigać – bronił się, ale w końcu uległ życzeniu sponsora i jechał w żółtej koszulce kupionej w przydrożnym sklepie. Pierwszym liderem Tour de France, który w pełni świadomie i dla własnej chwały założył żółtą koszulkę lidera, był Francuz Eugène Christophe na etapie z Grenoble do Genewy 18 lipca 1919 r. Skąd pomysł, by ten właśnie kolor koszulki przysługiwał liderowi? Z gazety. Na żółtym papierze drukowana była bowiem gazeta „L’Auto”, która była pomysłodawcą wyścigu, a potem go relacjonowała. Dziś gazeta nazywa się „L’Equipe” i drukowana jest na białym papierze. W innych wyścigach wieloetapowych szybko przejęto francuską tradycję – w żółtej koszulce jechał także lider Tour de Pologne i słynnego w czasach PRL Wyścigu Pokoju. Co więcej, żółty przysługuje dziś również liderom w innych dyscyplinach, jak choćby w biegach narciarskich czy skokach. Żółtym nie zachwycili się jednak Włosi ani Hiszpanie. W Giro d’Italia lider jedzie ubrany na różowo („La Gazetta dello Sport” jest drukowana na różowym papierze), a w Vuelta a España lider najpierw jechał w złotej koszulce, a teraz w czerwonej.

Ale na żółtym się nie kończy. Organizatorzy wyścigów honorują kolorowymi koszulkami najlepszych kolarzy w różnych kategoriach. I tak w Tour de Pologne w różowej koszulce będzie jechał najlepszy „góral”, czyli najlepszy zawodnik w klasyfikacji górskiej (punkty w tej klasyfikacji dostają najszybsi kolarze specjalnych premii górskich). Kolor tej koszulki różni się w poszczególnych wyścigach. Na przykład w Tour de France najlepszy „góral” jedzie w koszulce białej w czerwone grochy. Czerwona koszulka trafia do zawodnika najaktywniejszego, a więc takiego, który uzbiera najwięcej punktów na specjalnych lotnych premiach. I wreszcie koszulka biało-czerwona dla lidera klasyfikacji punktowej. W wyścigu przyznawane są też punkty za dojechanie na metę na czołowych pozycjach w kolejnych etapach oraz na lotnych premiach. Odpowiednią liczbę punktów otrzymuje 20 pierwszych kolarzy.

GÓRALE NA DWÓCH KÓŁKACH

Najbardziej widowiskowe w każdym tourze są etapy górskie. Rowerowa wspinaczka po stromych zboczach wyciska z zawodników siódme poty. Zawodnicy startujący w wieloetapowych wyścigach zazwyczaj specjalizują się w wygrywaniu poszczególnych etapów. Jeśli są doskonałymi „góralami”, zwykle gorzej wypadają na odcinkach płaskich, gdzie królują sprinterzy. 70. Tour de Pologne będzie najbardziej górzystym wyścigiem w historii touru. A to ze względu na dwa etapy we włoskich Dolomitach, gdzie aż roi się od przełęczy. W sumie na zawodników czekają 24 górskie premie (13 podjazdów, których część pokonywana jest kilkakrotnie). Osiem wzniesień to premie pierwszej kategorii – a więc takie, gdzie kolarze wjeżdżają na najbardziej strome wzniesienia (cztery we Włoszech i tyle samo w Polsce). Na nich będzie się toczyć walka o sekundy do klasyfikacji generalnej i o punkty w klasyfikacji górskiej Tauron. Te szczyty dadzą kolarzom mocno w kość, a kibicom zapewnią sportowe emocje. To chociażby słynny podjazd Passo Pampeago w regionie Trentino.

TOUR DLA AMATORA

Tradycją wielu wyścigów jest organizowanie etapów także dla kolarzy amatorów. Zwykle jest to etap górski. W tym roku fani rowerowego szaleństwa zmierzą się najpierw 28 lipca na otwartej górskiej czasówce we włoskich Dolomitach, a następnie 2 sierpnia na 38-kilometrowym odcinku w Bukowinie Tatrzańskiej ze słynnym podjazdem pod Gliczarów. Włoski etap otwarty będzie towarzyszyć drugiemu etapowi Tour de Pologne (z Marilleva/Val di Sole do Passo Pordoi/Val di Fassa) i zostanie zorganizowany ku pamięci Jana Pawła II.

CHORZY NA ROWER

Cykloza – choć słownikowo oznacza „cyrkulacyjny ruch cytoplazmy w komórkach” – dla fanów dwóch kółek to po prostu przyjęte zwyczajowo określenie uzależnienia od jazdy na rowerze. Na rowerowych forach trwają spory – czy to dobrze zapaść na cyklozę, czy może należy ją leczyć? „Choroba” objawia się przede wszystkim nieodpartą potrzebą jeżdżenia – uzależnieni jeżdżą wszędzie, gdzie pojechać się da, bez względu na pogodę, w upalne lato i mroźną zimę. Odcięcie ich od możliwości jazdy na rowerze może powodować fizycznie stany identyczne jak po odstawieniu używek – podenerwowanie, bezsenność, depresję. Czy zawodowcy mają cyklozę? Gdyby nie mieli, zapewne nie byliby zawodowcami.

ENERGIA NA TRASIE

Aby ukończyć wyczerpujący etap, kolarz musi podczas wyścigu jeść i pić. Zawodowi kolarze jedzą przed etapem obfite śniadania bogate w węglowodany. Na trasę zabierają batony energetyczne, bułki z dżemem lub miodem. Piją wodę, napoje izotoniczne, ale też na przykład... colę, która ma dużo cukru i pobudzającą kofeinę. Podczas etapu stworzona jest tzw. strefa bufetu, gdzie członkowie ekip czekają na swoich zawodników, by dać im prowiant. Kolarze jadąc, przewieszają torby z jedzeniem przez ramię, przekładają do kieszonek to, co chcą, a torby wyrzucają. Te stanowią nie lada gratkę dla kolekcjonerów. Podczas etapu kibice często też próbują częstować kolarzy napojami ze swoich bidonów. Wyczuleni na zabronione substancje kolarze raczej nie korzystają z takiej pomocy. Przed wzniesieniami, które wymagają wielkiego wysiłku, by pod nie podjechać, kolarze pozbywają się wszystkiego, co mogłoby im ciążyć. To wtedy na poboczu lądują np. bidony.

ZA POTRZEBĄ

Podczas trwających wiele godzin etapów natura nieraz daje znać o sobie i kolarz musi załatwić potrzebę fizjologiczną. Choć niektórzy chwalą się, że potrafią to robić podczas jazdy (czasami telewizja podczas relacji niechcący wyłapuje takiego delikwenta), to zwykle zawodnik zjeżdża na pobocze. Niepisana zasada jest taka, że jeśli za potrzebą zjeżdża lider, reszta czeka na niego i nie wykorzystuje tego momentu na próbę ataku.

OCHRONA ŻYCIA

Dziś kaski na głowach zawodowych kolarzy to oczywistość. Nie zawsze jednak tak było. Międzynarodowa Unia Kolarska wprowadziła obowiązek używania w wyścigach kasków dopiero w 2003 r., po śmiertelnym wypadku Andrieja Kiwiljewa, zawodnika z Kazachstanu. Kolarz uległ wypadkowi 11 marca podczas jednego z etapów Tour de France. Nie miał kasku – uderzył twarząo ziemię, stracił przytomność, doznając pęknięcia kości czołowej czaszki. Zmarł na drugi dzień w szpitalu.

KRAKSY

Choć w historii kolarstwa zdarzały się tak dramatyczne wypadki, jak ten Kiwiljewa, to kraksy są dla zawodowca chlebem powszednim. Mówi się, że kolarz szosowy przewraca się średnio kilka razy w roku. Mimo że kraksy wyglądają groźnie i spektakularnie, najczęściej kończą się jedynie otarciami naskórka. Niestety, jeśli zdarzą się na początku lub w środku etapu, mogą przekreślić szansę na zwycięstwo. Kiedy do kraksy dochodzi mniej niż 3 km przed metą, najczęściej są stosowane przepisy Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Uczestnik kraksy otrzymuje czas tych kolarzy, w których towarzystwie jechał, kiedy doszło do wypadku.

JEDEN ZA WSZYSTKICH...

Mimo że na mecie triumfuje najlepszy zawodnik, kolarstwo szosowe jest sportem drużynowym. Każda drużyna ma swojego lidera – zawodnika, który ma największe szanse wygrać wyścig albo zająć jedno z czołowych miejsc. Reszta drużyny na ten sukces pracuje, pomagając mu trzymać tempo, przygotowując ataki. Każdy etap to ustalanie taktyki. Czasem na przykład puszcza się jednego zawodnika, by jechał w morderczym tempie po to, aby zmęczyć przeciwnika. Czy to oznacza, że tylko lider zespołu może wygrać wyścig? Zwykle tak właśnie jest, jednak może się zdarzyć, że dyrektor zespołu w trakcie wyścigu zmieni lidera. Bo na przykład się okaże, że faworyt ma gorsze dni, a pomocnik jedzie właśnie wyścig życia.

HALO, HALO!

Dobry obserwator peletonu zauważy, że na niektórych wyścigach kolarze jadą z małymi słuchawkami w uszach. Nie jest to forma umilania sobie czasu podczas monotonnej jazdy, ale jeden z najważniejszych atrybutów taktycznej walki z rywalami: system łączności. Dzięki niemu kolarze otrzymują wszelkie potrzebne im w trakcie etapu informacje: jaką mają przewagę nad peletonem (jeśli jadą w ucieczce), czy dyrektor sportowy ma dla nich jakieś polecenia, albo że za dziesięć minut spadnie deszcz. Zawodnicy mogą też dzięki temu porozumiewać się między sobą. Sprawę użycia słuchawek regulują przepisy, które mówią, że „użycie takiego systemu podlega wszystkim ważnym prawnym warunkom”. Warto jednak wiedzieć, że w tym roku w Polsce odbędzie się tylko jeden wyścig, podczas którego użycie zestawu słuchawkowego będzie dopuszczalne, oczywiście będzie nim UCI World Tour – Tour de Pologne. We wszystkich innych taka forma komunikacji jest zabroniona.

Z GAZETĄ ZA PAZUCHĄ

Kolarze podczas wyścigu muszą mierzyć się z dużymi skokami temperatur. Podczas gdy na nizinie świeci słońce, w górach może jeszcze leżeć śnieg. Od lat sprawdzonym patentem, stosowanym zresztą do dziś, są... gazety. Ich zapas zawsze ma ekipa techniczna, ale czasem kolarzy ratują też kibice. Gazetowa płachta wsunięta za koszulkę doskonale izoluje przed chłodem. Nowoczesne koszulki, choć mają rozpinane zamki, dokładane długie rękawy, którymi można się docieplić, wykonane są z oddychających materiałów – nie są w stanie jednocześnie izolować od dotkliwego zimna i zapewnić komfort w czasie upału.