Afera z udziałem Pudzianowskiego. „Zaczynam się śmiać z tego wszystkiego”

Afera z udziałem Pudzianowskiego. „Zaczynam się śmiać z tego wszystkiego”

Marian Pudzianowski
Marian PudzianowskiŹródło:Newspix.pl / Marian Zubrzycki
Mariusz Pudzianowski zabrał głos po medialnych doniesieniach w sprawie afery z jego udziałem. Pięściarz zapewnił, że sprawa dotyczy wydarzeń z 2018 roku i jest nieaktualna.

Od kilku dni media donoszą o zdarzeniu, do którego doszło w 2018 roku w hostelu w Andrychowie. Mariusz Pudzianowski przy wsparciu współpracowników wszedł do obiektu i zaczął siłowo przejmować pokoje. Choć sprawa została umorzona przez prokuraturę, sąd uchylił jej decyzję. Po ponownym zajęciu się sprawą prokuratura znów ją umorzyła. Teraz Mariusza Pudzianowskiego oskarżył współwłaściciel hostelu, a aferę przypomniał portal Money.pl. Redakcja twierdzi, że posiada nagrania, na których widać ekipę sportowca, wywożącą m.in. meble i armaturę.

Pudzianowski: Powinienem poszczuć dziennikarza psami

Pięściarz postanowił skomentować zamieszanie wokół swojej osoby za pośrednictwem mediów społecznościowych. Na jego profilu na Instagramie pojawił się filmik, w którym odniósł się do afery. - Siemanko, moi drodzy. Pośmiejecie się, co wam zaraz powiem. Wczoraj, gdzieś tak koło południa, dzwoni do mnie pewien dziennikarzyna i mówi: »Panie Mariuszu, czy to prawda, bo dwa lata temu...«. I odgrzewa kotlety, o których teraz słyszycie. Zaczynam się śmiać z tego wszystkiego - powiedział Mariusz Pudzianowski.

W dalszej części nagrania stwierdził, że powinien zaprosić dziennikarza do swojego domu, by poszczuć go psami. - Chyba powinienem mu powiedzieć: »Panie, przyjedź pan do mnie, to wtedy pogadamy«. (...) Wpuszczę go na podwórko, poszczuję go Berelem, on mu dupę złoi, a Uzi rozerwie gacie. News będzie taki, że cholera. No, bo samemu co zrobię? Nie będę się z nim szarpać - komentował.

Jednocześnie były strongman zapewnił, że nagłaśniana afera nie dotyczy bieżących wydarzeń i jest nieaktualna.

instagram

O co chodzi z hostelem Andrzeja Kowalczyka?

Skąd taki „najazd”? P. twierdził, że nabył połowę udziałów w hostelu od byłem żony właściciela - Andrzeja Kowalczyka. Mężczyzna skierował wprawę do sądu, utrzymując, że doszło do przywłaszczenia cudzego mienia ruchomego. Jak tłumaczył, sportowiec nie miał prawa do siłowego przejęcia połowy hotelu, bo sprawa rozwodowa Kowalczyka z żoną nadal się toczy. W związku z tym kobieta nie mogła sprzedać części majątku, bo nie został on podzielony.

w Wadowicach dwukrotnie umarzała postępowanie. Jak wyjaśnia Money.pl, sprawa ponownie trafiła do sądu na wniosek pełnomocnika właściciela hotelu, a nie prokuratury. Andrzej Kowalczyk mógł wystąpić w roli oskarżającego, bo sąd raz stanął po jego stronie, uchylając decyzję prokuratury, a jest to warunkiem niezbędnym w postępowaniu subsydiarnym. Wydarzenia z 2018 roku jeszcze raz rozpatrzy Sąd Rejonowy w Katowicach. Sportowiec nie chce komentować sprawy, nie wyraża zgody na podanie pełnego imienia nazwiska.

Czytaj też:
ZAKSA nie dała szans Zenitowi. Polacy zagrają w finale Ligi Mistrzów!

Źródło: WPROST.pl