Pięć lat temu, podczas igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro, polscy paraolimpijczycy odnieśli spektakularny sukces. 39 medali. 9 złotych. 18 srebrnych. 12 brązowych. Czy w tym roku powtórzą ten wyczyn? A może podniosą poprzeczkę? Szanse są duże bo, jak do tej pory, niemal każdy dzień przynosi kolejne medale. Szczególnie emocjonujący? Trzeci dzień igrzysk. Jego bohaterem był szermierz…
Wielki Castro
Adrian Castro to zdobywca, po niezwykle zaciętym meczu, srebrnego medalu w indywidualnym turnieju szablistów. Tokio 2020, to jego trzecie, choć z pewnością nie ostatnie, igrzyska paraolimpijskie. Był w Londynie i w Rio de Janeiro (gdzie sięgnął po brązowy medal w szabli, pokonując w decydującej walce obrońcę tytułu, mistrza paraolimpijskiego Grzegorza Plutę). Castro szermierkę na wózkach zaczął trenować w Integracyjnym Klubie Sportowym AWF Warszawa kilka lat po tym, jak w wieku 14 uległ wypadkowi na motocyklu (od tej pory porusza się na wózku). Poza sukcesami olimpijskimi na swoim koncie ma także tytuły z Mistrzostw Europy i świata. Na tych ostatnich trzykrotnie stawał na podium, przywożąc brązowe medale z Budapesztu (2013) i z Cheongju (2019), oraz zdobywając tytuł mistrza świata w Eger w 2015 roku. Czterokrotnie wygrywał też klasyfikację generalną Pucharu Świata. Jego motto życiowe? To oczywiste. „Nigdy się nie poddawać”. Już przed wyjazdem do Tokio zapowiadał że jedzie tam po medal. Nie mogło być więc inaczej.
Adrian Castro to jeden z podopiecznych Fundacji ORLEN. PKN ORLEN jest Sponsorem strategicznym Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego oraz Polskiej Reprezentacji Paraolimpijskiej. Dodatkowo pod opieką Fundacji ORLEN znajduje się 36 paraolimpijczyków, uczestników programu stypendialnego wspierającego paraolimpijczyków, którzy zdobyli medale na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Olimpijczyków takich jak paraatletka Barbara Bieganowska-Zając (Niewiedział), specjalistka w biegach długodystansowych, która w Tokio będzie walczyć o swój już czwarty (!) medal igrzysk paraolimpijskich.
Szczęśliwa pomyłka
„Nigdy się nie poddawaj” to także jej dewiza. Zwyciężała w Sydney (2000) i Londynie (2012). Wystąpiła także w Rio de Janeiro (2016), skąd przywiozła złoto i brąz. Medale wywalczone mimo bólu i poważnej kontuzji (w biegu na 400 metrów upadła tuż przed metą, gdy organizm zbuntował się i nogi dosłownie odmówiły jej posłuszeństwa). Brązowy medal, zamiast kolejnego złota? Osobiście uznaję to za moją największą porażkę - tłumaczyła potem Bieganowska, której kariera, jak sama dziś wspomina, rozpoczęła się od… pomyłki. – Miałam 11 lat i wystartowałam na zawodach w biegu przełajowym w Lasocicach. To wtedy swoim „wyczynem” wzbudziłam zainteresowanie trenerów. Pamiętam jak dziś, wystartowałam w biegu z innymi dziewczynami tylko… w starszej kategorii wiekowej, gdzie zajęłam pierwsze miejsce, po czym zostałam poinformowana, że pobiegłam w nieswoim biegu i jeszcze raz stanęłam na starcie. Kolejny start przyniósł kolejne zwycięstwo - wspomina paraolimpijka. Od tej pory dobra passa, zaprawiona hektolitrami wylewnego na treningach potu, trwa. Szanse na triumf w Tokio? Duże. Tym bardziej że zawodniczka obiecała to już kilka lat temu swoim córkom.
– Dziękuję wam, kochane córeczki, że dodałyście mi otuchy i sił na ten bieg. Po naszej nocnej rozmowie nabrałam odwagi i siły, żeby walczyć dla was, właśnie dla was. Niestety, Wikusiu, dla ciebie jest ten brązowy (medal), ale wiedz, że mama bardzo się dla niego poświęciła. Za cztery lata w Tokio będzie złoto, dla ciebie – mówiła ze łzami w oczach Bieganowska-Zając w 2016 roku, po biegu w Rio de Janeiro. Na swoje pierwsze igrzyska pojechała w wieku 19 lat. Zdobyła złoto. W Tokio, 1 września, będzie świętować swoje 40-urodziny. To nie może być przepadek. Tam musi być sukces!
Skazany na sport
Na sport w pewnym sensie byłem skazany – mówi o sobie kolejny podopieczny Fundacji ORLEN, Patryk Chojnowski. Skazany? Oczywiście w pozytywnym sensie. Chojnowski pochodzi z rodziny o sportowych tradycjach. Jego ojciec był trójskoczkiem. Mama trenowała pływanie. Oboje byli nauczycielami WF-u. A mały Patryk? Gdy czekał na nich po lekcjach, dla zabicia czasu, chodził na treningi tenisa stołowego. Szkolne „odbijanie o ścianę” szybko przerodziło się w pasję, która przyniosła mu m.in. złoty medal Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie (2012) i dwa medale (srebrny zdobyty indywidualnie, a brązowy drużynowo) na igrzyskachwRio de Janeiro.
Patryk w dzieciństwie uległ wypadkowi, jadąc na rowerze. Został potrącony przez samochód. W wyniku wypadku jego prawy staw skokowy został tak mocno zmiażdżony, że groziła mu amputacja. Nogę uratowali lekarze z łódzkiej WAM. Ból pozostał do dziś. Czasem boli tak mocno, że utrudnia nawet chodzenie. - Już parę lat temu postanowiłem, że po powrocie z Tokio poddam się operacji stopy, choć pierwsze konsultacje lekarskie nie są optymistyczne - mówił kilka miesięcy temu Chojnowski, dodając, że ma nadzieję, że do Igrzysk w Tokio noga wytrzyma. Do tej pory idzie mu świetnie. Jak przewidują komentatorzy, tenis stołowy może być jedną z tych dyscyplin, w których na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio nasi reprezentanci zdobędą nawet kilka medali. Tym bardziej że obok Patryka Chojnowskiego w reprezentacji paratenisa stołowego są także inni medaliści z Rio, m.in: Piotr Grudzień, Rafał Czuper czy Krystyna Łysiak, która tuż przed wyjazdem do Tokio mówiła: mam nadzieję, że znów zdobędę złoto. Ciężko trenuję, naprawdę bardzo ciężko. Nigdy w życiu jeszcze nie grałam tak jak w tej chwili.
Mężczyźni patrzą z niedowierzaniem…
Na kogo? - Trenujemy w sali PWSZ w Tarnowie. Czasami przychodzą pełnosprawni koledzy naszych zawodników, z niedowierzaniem patrzą, jak na ławeczce wyciskam 140 kg. Ja z tego żartuję. Później przy mnie nie podchodzą do ciężarów, chyba się wstydzą - opowiadała tuż przed wyjazdem do Tokio w rozmowie z „Głosem Szczecińskim” paraolimpijka, podopieczna Fundacji ORLEN, Marzena Zięba. Srebrna medalistka z Rio zaczynała od lekkoatletyki (rzutów dyskiem, oszczepem, pchnięcia kulą). Gdy miała 13 lat, trener powiedział jej, że ma predyspozycje do podnoszenia ciężarów. Wtedy jeszcze (ze względu na młody wiek) nie mogła trenować tej dyscypliny, ale wystarczyło chwilę poczekać. W wieku 15 lat pojechała na pierwszy trening w podnoszeniu ciężarów i… została do dziś. Artrogrypoza, wrodzona sztywność stawów, choroba, która uniemożliwia zawodniczce zginanie kolan i poruszanie stopami, nie przeszkodziła jej zostać wybitną sportsmenką. Jej start w Tokio już 30 sierpnia.
Mistrz, który chciał być… dentystą
Na szczęście dla polskiego sportu nic z tego nie wyszło. Maciej Lepiato, bo o nim mowa, to złoty medalista igrzysk w Londynie i Rio de Janeiro w skoku wzwyż. Lepiato ma wrodzoną wadę, przez którą jego lewa stopa jest o 5 cm krótsza, duży ubytek mięśniowy w okolicach kolana i praktycznie unieruchomiony staw skokowy. Schorzenia, z którymi inni z trudem poruszają się o własnych siłach. Inni, ale nie on. To zresztą pierwszy niepełnosprawny polski lekkoatleta, który zdobył medal mistrzostw Polski, rywalizując z pełnosprawnymi zawodnikami.
W 2019 roku Lepiato odniósł poważną kontuzję, której powikłania na wiele miesięcy wykluczyły go ze sportowej rywalizacji. Wrócił w wielkim stylu. O tym, że wróci, wiedział nawet tuż po wypadku, gdy inni wątpili. Na pytania o zakończenie kariery odpowiadał, że nie tylko wróci, wróci znacznie silniejszy. Dobre strony kontuzji i długiego, sprawiającego wiele problemów, leczenia? Mam nadzieję, że limit pecha wyczerpałem do końca kariery - mówi dziś Lepiato. To on wraz z pływaczką Joanną Mendak prowadził naszą drużynę na ceremonii otwarcia w Tokio.
W ostatniej chwili
Anna Trener-Wierciakto brązowa medalistka olimpijska w skoku w dal (Rio) i stypendystka Fundacji PKN ORLEN, która dołączyła do paraolimpijskiej reprezentacji na specjalne zaproszenie Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego dosłownie w ostatniej chwili. O tym, że znalazła się w kadrze i że pojedzie do Tokio, dowiedziała się zaledwie trzy tygodnie przed rozpoczęciem imprezy. To wyjątkowe wyróżnienie. I szczęście, ale także dowód na to, że nigdy nie można tracić nadziei, co chorująca na stwardnienie rozsiane zawodniczka udowadniała już nie raz. Przykład? Przed igrzyskami w Rio, na dwa miesiące przed startem, nastąpiło u niej zaostrzenie choroby. Częściowy paraliż. Problemy z błędnikiem i stabilizacją mięśni. Utrata wzroku w jednym oku. Jak sama dziś wspomina, to był czas zwątpienia, ale tylko przez chwilę, bo gdy objawy nieco ustąpiły, wróciła do treningów, wystartowała i wygrała.
O brązowym medalu zdobytym w Rio mówi dziś, że to cud i że chyba wymodliła to zwycięstwo. Czy ma szanse na to, by w Tokio powtórzyć sukces z Rio? Duże. To zawodniczka niezwykle wytrwała, w doskonałej formie, co udowodniła ostatnio m.in. podczas Mistrzostw Europy w Berlinie i Mistrzostw Świata w Dubaju.
Ukoronowanie kariery
Tym mają być Igrzyska w Tokio dla kulomiota Janusza Rokickiego. To jeden z najbardziej utytułowanych polskich paraolimpijczyków i prawdziwa legenda. Początkowo trenował pływanie (został mistrzem Polski na 100 m stylem klasycznym w swojej kategorii). Później podnoszenie ciężarów. Ostatecznie zdecydował się na lekkoatletykę, specjalizując się w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Wielokrotny medalista mistrzostw Europy i świata. Trzykrotny wicemistrz olimpijski, stający na podium w Atenach, Londynie i Rio. Rio, gdzie walczył i wygrał nie tylko z rywalami, ale także z bardzo bolesną kontuzją.
Czy w Tokio będzie podobnie? Okoliczności są niestety podobne, bo Rokickiemu wciąż dokucza jedynie podleczona kontuzja barku, której nabawił się w Brazylii. Kontuzja, a właściwie kontuzje. Opowiadał o nich ostatnio w wywiadzie dla „Dziennika Zachodniego”: „Mój bark ciągle doskwiera. Gdy byłem kiedyś na rezonansie, mój lekarz, który potem to wszystko oglądał, zapytał: Panie Januszu, jak pan tymi rękami w ogóle jeszcze coś robi? I pyta: Ile było tych kontuzji? A ja mówię, że przez 18 lat trochę się uzbierało”.
Czy wygra z bólem? Na pewno. Wygrywał wielokrotnie. Począwszy od feralnego dnia w 1992 roku, gdy napadnięty, okradziony i pozostawiony przez napastników na szynach kolejowych, stracił obie nogi.
Wygrać zawody, wygrać życie
– Maszynista zobaczył mnie leżącego między szynami, ale było już za późno - wspominał po latach Rokicki. Wiele miesięcy w szpitalu, trzykrotna reamputacja prawej nogi. Ból nie do zniesienia. A po wypadku? Sport? Nie od razu. Przez osiem lat był więźniem we własnym domu. Nie trenował, bo nie wiedział, że jako niepełnosprawny też ma taką możliwość (na sport namówił go dopiero trener, Czesław Banot i tak się zaczęło). Dziś Rokicki walczy nie tylko na stadionach, także… na ulicach, namawiając na sport innych niepełnosprawnych. – Jak spotkam w moim Cieszynie na ulicy niepełnosprawnego, to nie puszczę! Zagaduję, agituję, namawiam na trening. Tłumaczę, że szkoda życia marnować w domu. Sport do pewnego poziomu rehabilituje, ale kiedy zaczyna się wyczyn, zaczyna się prawdziwa przygoda – mówił w 2017 roku w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Dodając, że po igrzyskach w Rio, które transmitowała TVP, zauważa poprawę w tym, jak ludzie postrzegają paraolimpijczyków. „Oczywiście daleko nam do olimpijczyków, ale kroczek po kroczku jest coraz lepiej. Społeczeństwo coraz bardziej się z nami oswaja, docenia nasz wysiłek. Założyłem klub IKS Cieszyn, dzięki Rio łatwiej mi werbować nowych zawodników. Ostatnio na mistrzostwa Polski w Białymstoku zabrałem aż szóstkę nowych”. Doskonały wynik i kolejny sukces człowieka legendy.
Janusz Rokicki startuje 3 września w sesji wieczornej. To trzeba zobaczyć. Podobnie jak występy wszystkich naszych paraolimpijczyków. Dlaczego? Bo to fenomenalni sportowcy z doskonałymi wynikami. Ich warto oglądaćDalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.