W ostatnim meczu 11. kolejki Ekstraklasy zmierzyły się Jagiellonia Białystok oraz Radomiak. Spotkanie zakończyło się wynikiem, z którego żadna z drużyn nie może być zadowolona.
Cernych i Angielski kluczowi w pierwszej połowie
Niedługo po pierwszym gwizdku znakomitym refleksem popisał się Dziekoński przy okazji pierwszej kontry Radomiaka. Leandro dostał piłkę z prawej strony, zwodem minął Pazdana i uderzył bardzo mocno, ale nie pokonał młodzieżowca. Dobrą szansę zmarnował też Cernych.
Mimo że stawka spotkania nie była ogromna, to między zawodnikami obu drużyn mocno iskrzyło. Sędzia w ostatniej chwili ugasił temperamenty piłkarzy, szczególnie Romanczuka i Abaramowicza, którzy pokłócili się po jednym z fauli Tiru. Prawdę mówiąc, Rumun miał duże szczęście, że nie zobaczył drugiej żółtej kartki po uderzeniu Machado łokciem.
Jagiellonia wyszła na prowadzenie za sprawą Cernycha, który urwał się spod krycia Cichockiego. W akcji zawaliło kilku graczy – Nascimiento, Rossi i przede wszystkim wyżej wspomniany Polak, bo zupełnie nie kontrolował pozycji rywala. W efekcie Litwin wykorzystał idealnie podkręcone dośrodkowanie Nasticia. Na 1:1 strzelił natomiast Angielski z rzutu karnego, podyktowanym po zagraniu ręką w wykonaniu Imaza.
Niedobór kreatywności w obu zespołach
W drugiej połowie tempo tego meczu znacznie spadło. Co prawda oba zespołu od czasu do czasu zapędzały się pod przeciwne pole karne, ale klarownych okazji było jak na lekarstwo. Tak naprawdę większe zagrożenie stworzył jedynie Nalepa swoim strzałem z dystansu, bo ze złapaniem go problemy miał Majchrowicz. Innym razem golkiper musiał interweniować całkiem daleko od bramki, lecz wraz z kolegami wyszedł z opresji bez większego kłopotu.
Mimo zmian w Radomiaku, z biegiem meczu to Jagiellonia coraz bardziej dominowała nad rywalami, lecz mimo tego białostoczanie nie potrafili „skonsumować” tej przewagi. Najbliższy pokonania bramkarza Radomiaka był Romanczuk, kiedy dwa razy huknął lewą nogą zza pola karnego. W 84. minucie huknął z całej siły, później zaś bardziej technicznie, nieco ponad poprzeczką za sprawą dobrej interwencji Majchrowicza. Do końca starcia wynik (1:1) już się nie zmienił.
Czytaj też:
Jerzy Dudek uderza w Zbigniewa Bońka i ekspertów. „Nie chcę używać mocniejszych słów...”