Polska, Serbia i Dania w pierwszej rundzie czempionatu startowały w jednej grupie, która - sądząc po wynikach - w ostatecznym rozrachunku okazała się bardzo silna. Na inaugurację gospodarze pokonali biało-czerwonych 22:18. Potem wygrali z wicemistrzami świata Duńczykami (24:22), z którymi przyjdzie im się spotkać po raz drugi w turnieju, ale tym razem w pojedynku o złoty medal.
30-letni obrotowy reprezentacji Serbii i Vive Targi Kielce zdecydowanie odrzuca zarzuty, że w dobrnięciu do finału jego drużynie pomagali sędziowie. - Każdy miał swoją szansę. Mogą ludzie sobie mówić, że pomagali nam sędziowie, a ja wierzę, że to my zagraliśmy bardzo dobrze. Ten kolektyw, który stworzyliśmy, to naprawdę coś wielkiego. Może to nie było zbyt piękne dla oka, ale to my jesteśmy w finale. Naprawdę sami zrobiliśmy ten wynik, z czego jestem ogromnie dumny - mówił Stojkovic, który w piątek pomógł swojej drużynie pokonać w półfinale utytułowaną Chorwację 26:22.
Po ostatnim gwizdku promieniał z radości. Był pod wrażeniem publiczności, która była tego dnia dodatkowym zawodnikiem. - 20 tysięcy ludzi, to jak mogą nie pomóc. Wszyscy w naszej drużynie bardzo się napracowali. Wyróżnił się bramkarz Darko Stanic, ale dobrze graliśmy w obronie, więc miał łatwiej - mówił Stojkovic. Serb dodał, że bez względu na wynik złoty medal pojedzie do... Kielc. W ekipie Duńczyków w bramce gra bowiem jego kolega klubowy Marcus Cleverly.
Stojkovic jest pewny, że do niedzielnego finału serbscy szczypiorniści będą w pełni gotowi, i fizycznie i psychicznie. Radość z właściwie już osiągniętego celu dodaje im sił. Teraz tylko muszą dokończyć dzieła. - Mamy dwa dni na zregenerowanie sił - to w zupełności wystarczy. Mecz z Chorwacją miał być najważniejszy w moim życiu, teraz będę miał jeszcze jeden - zakończył.
zew, PAP