Od początku spotkania o awans do ćwierćfinału Amerykanka strzelała piłkami po liniach, co często kończyło się wyrzucaniem ich na aut. Jej nieregularna gra utrudniała Polce złapanie właściwego rytmu. Do stanu 4:4 zawodniczki dość pewnie utrzymywały swoje podania, zanim w dziewiątym Radwańska nieoczekiwanie pozwoliła się przełamać. Szybko odrobiła jednak straty, a gdy objęła prowadzenie 6:5 doszło do nieplanowanej kilkuminutowej przerwy, wymuszonej awarią zawieszenia kamery telewizyjnej przyczepionej do metalowej liny nad kortem centralnym. Po usunięciu usterki grę wznowiono, a Polka zdobyła drugiego "breaka", wykorzystując po godzinie gry pierwszego setbola.
W drugiej partii Lepczenko wyraźnie się pogubiła i można było odnieść wrażenie, że nie potrafiła przejąć nawet na chwilkę inicjatywy w wymianach. Przegrała pierwsze trzy gemy, zanim zdołała zdobyć jedynego, przy swoim serwisie. Po godzinie i 31 minutach gry wyrzuciła na aut piłkę z forhendu przy pierwszym meczbolu. - Ona potrafi mocno uderzać piłkę i kiedy trafia jest naprawdę groźna, co pokazała w pierwszym secie. Dlatego od początku drugiego musiałam się zmobilizować, by nie złapała swojego rytmu. Cieszę się, że znów tu gram, bo bardzo lubię to miejsce. Cieszę się też, że jestem już w ćwierćfinale - powiedziała przed zejściem z kortu Polka.
PAP, arb