Moerdarbakken (Mordercza Góra) - to wzniesienie, na które zawodniczki wbiegały przez półtora kilometra. Zadania w piątek nie ułatwiał także późniejszy stromy zjazd. - Trasa bardzo ciężka, ale tego należało się spodziewać. Przecież zwyciężczyni nazywana jest "królową Moerdarbakken", czyli jednego z największych podbiegów w całym Pucharze Świata. 2,5 km to taka dziwna konkurencja, zbyt długa na sprint, a jednocześnie nie jest typowo wytrzymałościowa - powiedziała na mecie Kowalczyk.
Mistrzyni olimpijska z Vancouver awansowała na czwarte miejsce w klasyfikacji Finału PŚ. Do Bjoergen traci 50,1 s, a do zajmującej trzecie miejsce Rosjanki Julii Iwanowej 3,6 s. Druga jest Kalla.
W klasyfikacji generalnej PŚ prowadząca Bjoergen ma nad Kowalczyk 170 punktów przewagi. Choć do zdobycia pozostało ich jeszcze 250, to szanse Polki na czwarty triumf z rzędu są czysto teoretyczne. - Nie da się ukryć, że nie jestem już w tak dobrej formie jak jeszcze miesiąc temu. To jednak zupełnie normalne w biegach narciarskich. Taka jest fizjologa. Są tacy, którzy potrafią tę fizjologię prześcignąć, ale nie ma ich wielu. Mój organizm reaguje tak, jak w wielu książkach mądrzy ludzie napisali. Dlatego jestem zadowolona, że wciąż mogę zajmować miejsca w pierwszej piątce - oceniła narciarka z Kasiny Wielkiej.
Finał PŚ rozgrywany jest na podobnej zasadzie co Tour de Ski. W ostatnim, niedzielnym biegu na dochodzenie zawodniczki wystartują z zachowaniem różnic czasowych, jakie wypracowały wcześniej. Na sobotę zaplanowano natomiast bieg ze startu wspólnego na 10 km techniką klasyczną. Początek zawodów o 15.15. - Dzisiejszy bieg był trudny, przed nami jeszcze dwa i koniec. Nie będę ukrywał, jesteśmy już wszyscy bardzo zmęczeni i nie możemy się doczekać niedzieli - podsumował Wierietielny.
zew, PAP