- Finał był naszym celem. Ocenimy jeszcze ten bieg z trenerem, zobaczymy co mogłyśmy zrobić lepiej. By awansować trzeba było poprawić rekord Polski, a tego nie robi się zbyt często - poprzedni przetrwał w tabelach 25 lat. Z czasu możemy się cieszyć, bo jest tylko o 0,01 s gorszy od wyniku z Helsinek, który dał nam brązowy medal mistrzostw Europy. Każda z nas zamieniłaby ten krążek na finał igrzysk. Na pewno będziemy przeżywały tę porażkę i jeszcze trochę popłaczemy - mówiła po wyścigu Popowicz. - Kto by pomyślał, że wynik 43,07 nas nie zadowoli. Cztery lata temu w Pekinie taki rezultat wydawał nam się nieosiągalny, co więcej, podczas chińskich igrzysk, dawał czwarte miejsce w finale. Poziom jednak bardzo się podniósł. Postępy nie tylko my zrobiłyśmy. Kraje taki jak Jamajka, które wcześniej nie przykładały się do sztafet, dostrzegły swój potencjał i poprawiły zmiany. Teraz gubienie pałeczek już im się nie zdarza tak często - dodała Korczyńska.
PAP, arb