Prezes PZPC podkreśla, że wypowiedzi do mediów Kołeckiego już po zdobyciu na igrzyskach w Londynie dwóch medali przez ciężarowców (złoty w 85 kg Adrian Zieliński i brązowy w 105 kg Bartłomiej Bonk) spowodowały, że zamiast cieszyć się z sukcesów "polska sztanga i jej związek znalazły się pod pręgierzem".
Kołecki - zdaniem prezesa PZPC - wytwarza wokół związku klimat nienawiści, którego celem są osobiste ambicje zawodnika, od dawna marzącego o kierowaniu tą organizacją, której zjazd sprawozdawczo-wyborczy zaplanowano na 12 stycznia 2013 roku. - Przy każdej sposobności wypacza pan realia polskiej sztangi, ośmiesza na każdym medialnym forum to, co czyni trener kadry, podważa tok przebiegu przygotowań do olimpijskiego Londynu - napisał.
W liście przekazanym mediom, prezes Wasiela przypomina zasłużonemu sztangiście, że jego sportowa droga nie zawsze była zgodna z obowiązującymi przepisami dotyczącymi m.in. dopingu.
"Nikt nie odbierze panu, jako zawodnikowi, zasług dla polskich ciężarów, nikt nie chce wymazać z dobrej pamięci pańskich srebrnych medali w wadze do 94 kilogramów z igrzysk olimpijskich w Sydney 2000 i Pekinie 2008, rekordów i tytułów mistrza świata i Europy. Pragnę jednak przypomnieć, iż pana sportowa kariera przeplatana była surowymi konsekwencjami wynikającymi z pozytywnych wyników kontroli antydopingowej przeprowadzonej przez IWF/WADA. Oficjalnie skutkowało to dwukrotną dyskwalifikacją i pana nieobecnością na arenie międzynarodowej. Były też kolejne podejrzenia o doping, acz bez kary nałożonej przez PZPC, czemu byłem przeciwny, co być może jest przyczyną pana nienawistnego stosunku do mojej osoby" - napisał Wasiela.
"Wraz z powołaniem Ministerstwa Sportu i Turystyki problem przestał istnieć, a minister - pan Tomasz Lipiec (były chodziarz, karany za "koks"), uczynił pana jednym z ludzi swego zaufania i sprawie złożonej w przysłowiowym koszu nie nadano już dalszego biegu. Może ona jednak wrócić rykoszetem (a są już podjęte działania), postępowanie może być wznowione, a w razie ukarania oznaczałoby to dla pana dożywotnią dyskwalifikację i odebranie prawa do olimpijskiej emerytury" - można przeczytać w liście.
W dalszej części listu Zygmunt Wasiela zarzuca Kołeckiemu, że stał się walczącym adwokatem Adriana Zielińskiego i trenera Jerzego Śliwińskiego. Przypomina, że późniejszy mistrz olimpijski - bez zgody MSiT oraz PZPC - miał dwukrotnie, za własne środki, wyjechać na treningi do Gruzji i Południowej Osetii, za co zapłacił 45 tysięcy złotych. Szymon Kołecki wielokrotnie domagał się zwrotu zawodnikowi przez PZPC poniesionych nakładów.
"Zarząd PZPC, MSiT, Klub Polska-Londyn 2012 i PKOl do dnia dzisiejszego nie mają żadnych dokumentów świadczących o tym, że pan Zieliński i pan Śliwiński w deklarowanych terminach przebywali na terytorium Gruzji/Południowej Osetii, co stanowiłoby podstawę zwrotu poniesionych przez nich kosztów przygotowań. Sprawę wyjaśnia komisja dyscyplinarna, antydopingowa i zmian klubowych PZPC i oczekuje od obu zainteresowanych dostarczenia ich dokumentów podróży-biletów, faktur imiennych za pobyt w hotelu/ośrodku, faktur za wyżywienie (...).
"Przykro mi jednak informować, iż listy polecone do pana Adriana Zielińskiego wysłane przez PZPC na podany przez niego adres pobytowy wprowadzony do systemu ADAMS (Gruzja/Południowa Ostia, miasto Kwajsa, ulica Lenina) zawsze wracały do Warszawy z adnotacją +adresat nieznany+. Trener Śliwiński kilka razy ostatnio proszony przez PZPC o dostarczenie w/w. dokumentów w końcu przyznał, że "gdzieś się zawieruszyły"" - kontynuował Wasiela.
Pod koniec w liście została poruszona kolejna, "dziwna" sprawa. Według danych uzyskanych przez związek, Adrian Zieliński w 2012 roku nigdy nie przekroczył obszaru strefy Schengen.
"Więc gdzie pan Zieliński był wtedy, gdy miał być w miejscowości Kwajsa u stóp Kaukazu. Być może wie to właśnie pan i podzieli się ze mną, z zarządem PZPC i mediami tą akurat jakże ważną informacją" - zwrócił się do Kołeckiego szef PZPC.mp, pap