Japończykom szlaki w Niemczech przecierał Yasuhiko Okudera, który w 1977 roku został zawodnikiem FC Koeln i grał w tym kraju do 1986 roku.
Później zdarzały się pojedyncze transfery, na przykład Shinji Ono do VfL Bochum czy Makoto Hasebe do VfL Wolfsburg, ale dopiero, gdy furorę w Bundeslidze zaczął robić Kagawa, niemieccy trenerzy i menedżerowie zaczęli częściej spoglądać w tamtym kierunku.
Nic dziwnego, bo klubowy kolega Roberta Lewandowskiego, Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego przez dwa sezony był jednym z najlepszych ligowców, a Borussia zrobiła na nim świetny interes. Wydała na transfer 350 tys. euro, a na jej konto z kasy Manchesteru Utd wpłynęło 15 mln euro, czyli prawie 43 razy więcej.
- To przykład świetnego interesu, który zapewne długo pozostanie rekordem. Kagawa zrobił wiele dobrego dla japońskich piłkarzy, ale i inni, którzy trafili do Niemiec, nie zawodzą. Jeśli nie są wiodącymi postaciami, to na pewno spełniają ważne role w zespole. I utwierdzają dyrektorów sportowych kolejnych klubów, że warto analizować tamtejszy rynek - powiedział były zawodnik m.in. Borussii Moenchengladbach, VfL Wolfsburg i Energie Cottbus Andrzej Juskowiak.
Jego zdaniem, liczne transfery Japończyków to zjawisko nieprzypadkowe.
- Stanowią one połączenie korzyści sportowych i marketingowych. Na boisku to inny styl gry, żywiołowość, nieszablonowość poczynań, łamania niemieckich przyzwyczajeń i stereotypów. Poza tym to wzrost zainteresowania klubem w Japonii, całej Azji, co przekłada się na kontrakty reklamowe czy choćby zyski ze sprzedaży koszulek - wyjaśnił.
- Kagawa nie znalazł się w składzie reprezentacji na mundial w RPA w 2010 roku, ale w Bundeslidze grał świetnie. Jego przykład pokazał Niemcom, że w Japonii można znaleźć młodych, utalentowanych i - co ważne - stosunkowo tanich piłkarzy. Dlatego z dużą uwagę zaczęli śledzić futbol w naszym kraju oraz znacznie rozszerzyli sieć skautów - ocenił Takehiko Nakamura, generalny dyrektor agencji menedżerskiej Lead Off Sports Marketing.
W 2011 roku do VfB Stuttgart trafił reprezentacyjny napastnik Shinji Okazaki, a Bayer Leverkusen sięgnął po pomocnika Hajime Hosogaiego. Ich śladem podążyli później Yuki Otsu (Borussia Moenchengladbach) i Takashi Usami, który w Bayernie Monachium nie przebił się do składu i latem został wypożyczony do TSG 1899 Hoffenheim.
- To Kagawa sprawił, że wiele klubów niemieckich zaczęło interesować się japońskimi piłkarzami. Jego gra, popularność i sukcesy to przyczyna wielu transferów. Pewnie także mojego - powiedział 20-letni Usami, jeden z pięciu zawodników, którzy wystąpili w drużynie narodowej na igrzyskach w Londynie.
Zdaniem Nakamury, na przykładzie Kagawy Niemcy przekonali się, ile może wnieść do drużyny piłkarz z Azji.
- Kagawa nie jest wysoki i wielu ekspertów było sceptycznych, czy zdoła zaistnieć w Bundeslidze. A on był czołową postacią Borussii i całej ligi. Niemcy doceniają zaangażowanie i profesjonalizm Japończyków, którzy bez słowa podporządkowują się rygorom - dodał.
Japończyków ceni m.in. słynący z twardej ręki trener Felix Magath. - Są zdyscyplinowani na boisku i poza nim, ciężko pracują i potrafią się w pełni podporządkować drużynie. Do tego są świetnie wyszkoleni technicznie i szybcy - ocenił.
Inwazja japońskich piłkarzy na Bundesligę ma także przełożenie na zainteresowanie jej rozgrywkami w Kraju Kwitnącej Wiśni.
- Wiele meczów jest transmitowanych w telewizji i choć, ze względu na różnicę czasu, często późno w nocy, to cieszą się dużym zainteresowaniem kibiców. Wielu dziennikarzy przyjeżdża także do Niemiec, by relacjonować spotkania i pisać o naszych występach oraz życiu z dala od ojczyzny - poinformował Atsuto Uchida z Schalke 04 Gelsenkirchen, który w ciągu dwóch lat w Bundeslidze rozegrał 45 spotkań.
Latem po Japończyków sięgnęły Hannover 96, FC Nuernberg i Eintracht Frankfurt. W kadrach 18 klubów ekstraklasy w sezonie 2012/13 znajduje się ich dziewięciu. Polaków - pięciu.mp, pap