Duże zagrożenie dla Dawida Szwargi, nowego trenera Rakowa Częstochowa. Na pewno go to spotka
26 kwietnia odbyła się konferencja prasowa, podczas której Michał Świerczewski ogłosił, kto zostanie nowym szkoleniowcem Rakowa Częstochowa. Choć medialne opakowanie tego wydarzenia było bardzo dobrze – dreszczyk emocji towarzyszył nam do samego końca – ostatecznie nie zostaliśmy zaskoczeni. Następcą Marka Papszuna został Dawid Szwarga, jego dotychczasowy, obecnie 32-letni asystent. I właśnie z tym wiąże się największe zagrożenie, jakie widzę w kontekście wyzwania, przed którym staje.
Raków to Papszun, Papszun to Raków
Nie oszukujmy się, obaj szkoleniowcy będą do siebie porównywani i tego nie uda im się uniknąć, choć na pewno władze Medalików bardzo by sobie tego życzyły. Ba, nawet z ust samego Szwargi padło kilka wymownych słów – że jest nieco innym trenerem niż jego (wciąż) obecny przełożony; że mają podobne spojrzenie na futbol, lecz w pewnych aspektach też się różnią.
– Chcę zachować tożsamość, którą ma klub. W kilku kwestiach różnimy się z trenerem Papszunem, ale nasz styl zapewnia skuteczność i sukces. Pragniemy nadal podążać taką ścieżką – stwierdził.
Koniec końców Szwarga jednak wchodzi w buty człowieka, za którego kadencji częstochowianie odnieśli największe sukcesy w swojej historii. Przez ostatnie 7 lat Raków to był Papszun, a Papszun to był Raków.
W świecie polskiej piłki trudno doszukać się nawet podobnej historii z ostatnich lat, aby zmierzyć skalę sytuacji, o której mówimy. Znajdziemy je za to w znanych europejskich klubach, gdzie oczywiście presja i ekspozycja są niebotycznie większe, ale mechanizmy mogą zadziałać te same.
Dawid Szwarga i wyzwanie rodem z Manchesteru United i FC Barcelony
Zachowując wszelkie proporcje, na myśl przychodzi na przykład to, co działo się w Manchesterze United po odejściu Sir Alexa Fergusona na emeryturę. David Moyes też był niejako przez niego namaszczony, niczym Szwarga przez Papszuna, a jak się skończyła ta historia, wiemy doskonale – fiaskiem. Młodszy ze Szkotów nasłuchał się zasłużonej krytyki, chociaż na dobrą sprawę można było mu współczuć, gdy każdą jego decyzję komentowano według schematu: „Aaa, za Fergusona to by było tak czy siak…”
Ba, mimo paru sukcesów Czerwonych Diabłów to nadal się za nimi ciągnie – 10 lat i 8 trenerów później.
Drugi przykład – Pep Guardiola i FC Barcelona, którą przejął po nim świętej pamięci Tito Vilanova, wcześniejszy asystent obecnego sternika Manchesteru City. Gdy tylko coś w Dumie Katalonii delikatnie szwankowało, media i kibice od razu używali identycznej retoryki – że za Guardioli na pewno byłoby lepiej; że Guardiola zrobiłby inaczej; że Guardiola postawiłby na kogoś innego, że Guardiola wygrałby ten ważny mecz.
Jaka to jest pułapka – widać gołym okiem. Tego przecież nawet nie da się zweryfikować, ale krzywdę wyrządza? Owszem, zwłaszcza jeśli w podobny sposób do tematu podejdą również sami zawodnicy. To już kwestia autorytetu, który albo masz, albo nie, lecz nie zweryfikujesz tej rzeczy inaczej, niż podejmując się wyzwania. Trzeba liczyć na otwarte głowy samych piłkarzy, aczkolwiek wiemy, że generalnie mówimy o środowisku grymaśnym i kapryśnym. Z całego serca życzę Szwardze, aby przynajmniej ta część problemu go ominęła.
Z tym problemem Dawid Szwarga zmierzy się na pewno
A teraz szybkie ćwiczenie. Za chwilę Raków zdobędzie mistrzostwo Polski, w związku z czym zagra w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Czy jeśli odpadnie niczym Lech Poznań już w pierwszej rundzie, to w opinii publicznej natychmiast pojawi się argument, że z Papszunem poszłoby lepiej? Jesteście w stanie to sobie wyobrazić? Oczywiście.
Albo gdyby częstochowianie chwilę później w ogóle odpadli z eliminacji do europejskich pucharów? Jasne.
Albo gdyby nagle Ivi Lopez lub inna wielka gwiazda stwierdziła, że bez Papszuna to już nie to samo i pragnie odejść natychmiast? A za tym gościem jeszcze dwóch kolejnych? Cóż, realne.
Albo gdyby w przyszłym sezonie częstochowianom nie udało się zakończyć sezonu na podium? Też możliwe.
Albo gdyby osiągnął sukces taki czy inny i mówiono by, że dostał gotowca? Pewniak.
Łatwo będzie w ten sposób zaszczuć 32-letniego trenera, który może mówić, że on nie zna takiego pojęcia jak „strach” w kontekście piłki nożnej, ale irytację i rozczarowanie jeszcze może poczuć.
Skala ryzyka
Dlatego też bardzo liczę, że jednym z celów Szwargi nie będzie działanie pod publiczkę, by zadowolić malkontentów. Raków zresztą, jako całość, populistycznie nie działał nigdy, a pod prąd dość często, czego efektem jest samo mianowanie tego szkoleniowca następcą legendy. W tym sensie więc trzymam kciuki za to, aby nowy trener Medalików przede wszystkim pragnął być pierwszym Szwargą, a nie drugim Papszunem.
Cesarzowi należy oddać co cesarskie, ale teraz trzeba iść dalej. Skala wyzwania jest wszak ogromna, co dało się zauważyć po reakcjach. Dziennikarze i kibice odmieniają nazwisko nowego szkoleniowca częstochowian przez wszystkie przypadki podobnie jak słowo „ryzyko”. To ja się w tym kontekście zapytam, jaka decyzja nie byłaby ryzykiem?
Według mnie – dosłownie każda. Gdyby nagle przyszedłby do Częstochowy ktoś z CV takim jak John van den Brom do Lecha Poznań, też mówilibyśmy o ryzyku. Nadal wchodziłby bowiem w buty człowieka, który przez 7 lat zbudował wielkość Rakowa z ogromnymi sukcesami. Mało tego, oczekiwania poszybowałyby jeszcze wyżej, ponieważ ktoś doświadczony znakomite wyniki musiałby dać na już.
Najważniejsze? Raków Częstochowa nie zbacza z obranej drogi
Nie chcę przez to powiedzieć, że Szwarga dostanie taryfę ulgową, bo na pewno nie. Tyle jednak narzekamy, na fakt, iż w polskich klubach brakuje ciągłości i cierpliwości, a gdy Świerczewski i jego świta właśnie na ciągłość stawiają, to też jest źle. A przecież kryterium jest jasne – chodzi o normalność. Raków pozostanie Rakowem, ale ma ewoluować w ramach własnej filozofii. Czyż nie o to tak często walczymy na łamach mediów?
Zamiast wywracać wszystko do góry nogami, częstochowianie nie będą zbaczać ze ścieżki, która doprowadziła ich do sukcesów i może przynieść im kolejne. To jest po prostu racjonalne.
Szwardze, Świerczewskiemu, Medalikom trzeba więc zaufać. Komu jak nie właśnie temu klubowi, w którego ruchy wiele razy można było zwątpić, a jednak w perspektywie czasu obronił się znakomicie, choć nie zawsze jego decyzje były oczywiste?