Mistrzowie w marnowaniu talentów i sportowy socjalizm. Gorąca debata we Wrocławiu

Dodano:
Ante Simundza Źródło: Newspix.pl / Krystyna Pączkowska
W piłkarskim Wrocławiu mają spory ból głowy. Piłkarze Śląska na koniec sezonu 2023/24 byli wicemistrzami kraju, z taką samą liczbą punktów, co Jagiellonia Białystok. Zimowy półmetek kampanii 2024/25 WKS przezimował za to… na dnie ligowej tabeli.

Dokładnie 18 stycznia publikowaliśmy na łamach „Wprost” długą rozmowę z szefem Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej i – jak sam się tytułuje – kandydatem na kandydata w wyścigu po fotel prezesa PZPN, Andrzejem Padewskim. Potencjalny następca Cezarego Kuleszy nie uniknął pytania dotyczącego Śląska Wrocław i jego obecnej, bardzo trudnej sytuacji. Tak właściwie, to od tego wątku cała rozmowa się rozpoczęła. Co jednoznacznie pokazuje, o jakiej skali problemu mowa.

Wspominaliśmy zresztą dodatkowo o potrzebie wiosennego „Cudu nad Odrą”.

– Problem dzisiejszego Śląska Wrocław jest złożony. Mówią, że zarządzanie przez urzędników miejskich nie jest dobre. Chciałbym jednak przypomnieć wszystkim tym, którzy mają takie zdanie, że gdyby nie miasto, to Śląska już też dawno mogłoby nie być. […] Obecna forma finansowania Śląska z budżetu miasta nie wszystkim się podoba. Z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że nie pasuje mu przekazywanie dużych pieniędzy np. na Narodowe Forum Muzyki. Tak można się przerzucać argumentami, ale to generalnie nie jest dobre. Każdy powinien mieć swoje pieniądze w budżecie miejskim, niezależnie, czy lubi chodzić do teatru, słuchać muzyki, czy kibicować na stadionie – mówił z kilkanaście dni temu szef dolnośląskiej centrali piłkarskiej.

DZPN, z Padewskim na czele, wspólnie z „Gazetą Wrocławską”, postanowili zorganizować debatę dotyczącą Śląska Wrocław. Od kwestii sportowych drużyny ekstraklasowej, poprzez wątki związane z akademią WKS (czyt. piłka młodzieżowa), prywatyzację klubu, na typowo politycznych, miejskich przepychankach, skończywszy.

Konflikt z Zygmuntem Solorzem i prawie dwie dekady Śląska na garnuszku

Żeby zobrazować czytelniczkom i czytelnikom, w jakieś sytuacji obecnie znajduje się piłkarski Śląsk, nie wystarczy tylko spojrzenie na ligową tabelę tu i teraz.

Warto ruszyć w podróż do przeszłości, cofając się niemal równo o dwie dekady. Właśnie w sezonie 2004/05 piłkarski Śląsk zdołał wydostać się z III do II ligi, czyli dzisiejszego zaplecza ekstraklasy. Klub mający wówczas w swoim dorobku jeden mistrzowski tytuł piłkarzy (1977) miał swoje problemy po zderzeniu z tzw. transformacją ustrojową. W czasach PRL wrocławski klub był za to wielosekcyjną potęgą. Później różnie z tym bywało, ale postaci takie, jak Jerzy Klempel dla kibiców piłki ręcznej, czy Maciej Zieliński i Adam Wójcik dla koszykarskich (tu historia nieco bardziej współczesna), to ikony. A mowa właśnie o historii wrocławskiego WKS.

Piłkarze? Końcówka XX i początek XXI wieku, to było nawet granie w I lidze, ale raczej na zasadach falowania i spadania, aniżeli walki o coś więcej. Pojedyncze zrywy, nie mające późniejszych medalowych konsekwencji. Podczas wtorkowej (tj. 28 stycznia) debaty w Q Hotel na Bielanach Wrocławskich, pierwszym panelem była dyskusja dziennikarzy, na co dzień zajmujących się sprawami WKS. Zdecydowania większość zgromadzonych bardzo dobrze pamiętała tamte, zgoła odmienne od dzisiejszych, czasy.

– Po tym jak wojsko nie było w stanie finansować zawodowego sportu, to lokalni biznesmeni przejęli klub. Bywało różnie, ale skończyło się niemal katastrofą. Gdyby nie koszykarski Śląsk, zarządzany przez Grzegorza Schetynę, który wziął w krytycznym momencie piłkarzy na utrzymanie, niewiadomo, co by się stało. Ówczesny prezydent miasta Rafał Dutkiewicz nie interesował się sportem, widział Wrocław bardziej w kontekście europejskiego miasta z naciskiem na kulturę. Kiedy jednak przyjeżdżali zagraniczni goście, bardzo często dopytywali o drużynę piłkarską. A Śląsk był wówczas nawet w III lidze. Pojawił się zatem pomysł magistratu, żeby wyciągnąć klub z kryzysu i stworzyć markę, ratując ją, a następnie sprzedając. Czyli w założeniu, świetny pomysł – wspominał Artur Brzozowski, dziennikarz Gazety Wyborczej.

W 2007 roku miasto faktycznie wykupiło Śląsk z rąk prywatnych właścicieli. Wrocławianie niedługo później powrócili za to na ekstraklasowy poziom. Sportowo było zatem coraz lepiej, a właścicielsko… coraz gorzej. Co dosyć paradoksalne, bo przy Śląsku pojawił się np. Zygmunt Solorz, czyli jeden z najbogatszych Polaków.

Mało tego, pomysł na piłkarski WKS miał również kolejny znany biznesmen Zbigniew Drzymała, posiadający mocną kartę w postaci Groclinu Grodzisk Wielkopolski – klubu, który swego czasu bronił honoru polskiego futbolu w europejskich pucharach. Eliminując w nieistniejącym już Pucharze UEFA (dzisiejszym odpowiednikiem jest Liga Europy UEFA) takie firmy, jak Hertha Berlin czy Manchester City.

Skończyło się jednak na tym, że Śląsk jak był miejski, tak… miejski pozostał. Na garnuszku (a z czasem wielkim garze) podatników. Z Solorzem historia zakończyła się sporym zgrzytem na linii z miastem, za to Drzymała z pomysłem fuzji, odbił się m.in. od mocno niezadowolonych kibiców. A jak wiadomo, kibice = elektorat.

Fakty są zatem takie, że w 2027 roku miną rzeczone dwie dekady miejskich rządów w klubie. Kto wie, być może już w realiach pierwszoligowych. Choć bardzo smutna i bolesna by to była perspektywa.

– Na dzisiaj nie wierzę w utrzymanie Śląska Wrocław – przyznał Piotr Janas, dziennikarz „Gazety Wrocławskiej”, odnosząc również do kwestii rzekomej prywatyzacji WKS.

Rzekomej, bo choć była zapowiadana już kilkukrotnie, w różnych konfiguracjach. Ostatnie fiasko rozmów to początek czerwca 2024 roku. Firma Westminster, przez długi czas mocno zainteresowana inwestycją w WKS, ostatecznie nie zdecydowała się na kupno klubu. Skąd taka zmiana?

Przedstawiciele miasta, którzy na początku negocjacji wyceniali klub na 8 milionów złotych, ostatecznie na finiszu rozmów zaproponowali korektę na… 55 mln! Powód? Z drużyny walczącej o utrzymanie, Śląsk stał się sensacyjnym wicemistrzem Polski. Trzeba jednak przyznać, że skok o 45 mln zł, to jednak – mimo uznania dla sezonu 2023/24 w sportowym wykonaniu WKS – zbyt duża fanaberia.

– Sposób rozstania z Zygmuntem Solorzem, to był gwóźdź do trumny. Do dzisiaj mamy dziurę przy stadionie, z którą już chyba nic nie da się zrobić, zamiast planowanej galerii handlowej obok areny Euro 2012 […] Kompletnie nierealne są też żądania miasta. Stoję na stanowisku, że sportowo spadek nic nie da. Prywatny właściciel ma prawo prowadzić klub po swojemu, nawet jeśli miałyby to być pierwszoligowe realia. Nikt poważny się jednak w to nie zaangażuje, dopóki panuje polityczny folwark. Obsadzanie ludzi spoza piłki w radach nadzorczych, itd. Śląsk Wrocław na dzisiaj, to są tylko kontrakty, te wycenione 55 mln. Ani stadion, ani obiekt przy Oporowskiej, nawet herb jest dzierżawiony od Agencji Mienia Wojskowego – to nie jest własność klubu. Nie czarujmy się, że Śląsk ma być czy będzie sprywatyzowany w najbliższym czasie – słusznie ocenił Janas.

To była zresztą opinia również pozostałych członków dyskusji. Obecnemu prezydentowi miasta Jackowi Sutrykowi wyciągany jest m.in. filmik, w którym w trakcie ubiegłorocznych wyborów samorządowych sugerował, że dojdzie do zmian, wśród których mocno poruszony został temat prywatyzacji WKS. Do tego jednak nie doszło ani za czasów Sutryka, ani tych wcześniejszych, czyli rządzenia Dutkiewicza.

Warto bowiem pamiętać, że prywatyzacyjne problemy Śląska, to nie tylko Sutryk. Historia jest, jak pokazują wcześniejsze przykłady, dużo bardziej zawiła. Dodajmy jeszcze, w jaki sposób poprzedni prezydent akcentował odkupienie 51% akcji od Solorza w 2013 roku.

– Decyzja o uruchomieniu tej prawno-sądowej operacji, której celem jest ratowanie piłkarskiego Śląska, jest jedną z najtrudniejszych w ciągu ponad 10 lat sprawowania przeze mnie urzędu. To procedura skomplikowana i ryzykowna. Zdecydowaliśmy się na nią, ponieważ chcemy zapewnić stabilną przyszłość klubu. Nie po to zaangażowaliśmy się w odbudowę Śląska w 2007 roku, by teraz, gdy wreszcie odnosi sukcesy pozwolić mu upaść. Historia WKSu jest ściśle spleciona z historią naszego miasta. Śląsk Wrocław to symbol, którego nie wolno zniszczyć – cytowano Dutkiewicza na oficjalnej stronie miasta, co bardzo łatwo można odnaleźć.

Padają nawet hasła „akcji ratunkowej”, niemal bezpośrednio skierowane przeciwko Solorzowi. Lekko rzecz ujmując, nie było to rozstanie z klasą. Takie potraktowanie jednego z najpoważniejszych graczy biznesowych na krajowym rynku, musiało się też odbić echem wśród ludzi z pokaźną liczbą miejsc po przecinku na kontach. Wrocław i Śląsk na tu i teraz, to po prostu nijak nie jest pewny biznes.

– Miasto nie ma koncepcji na prowadzenie Śląska. Ale też od tego nie jest samorząd, żeby zarządzać spółką sportową. Myśmy w Polsce doprowadzili do takiej nienaturalnej, chorej sytuacji. Powrót do sportowego socjalizmu. Nie tylko Śląsk poszedł tą drogą. Podobnym śladem poszły Gliwice, Zabrze, przy czym to jest droga donikąd – słusznie zauważył cytowany wcześniej Brzozowski, wieloletni wrocławski dziennikarz „GW”.

Zmarnowane mistrzostwo Polski i pełny stadion. „Bezdomna” akademia WKS

Ważne w całej tej historii jest to, że pomimo miejskiej dysfunkcji względem prywatyzacji Śląska, piłkarze zdobyli w 2012 roku mistrzostwo Polski. Co więcej, dorzucili jeszcze dwa wicemistrzostwa (2011 i 2024), brązowy medal (2013) oraz dodatkowe trzy sezony w czołowej piątce (4. w 2014/15, 5. w 2019/20 i 4. w 2020/21).

– Chciałbym wiedzieć, jaką strategię ma właściciel Śląska, czyli miasto. To jest największy problem, brak jakiegokolwiek planu. Myślenie jest wyłącznie krótkoterminowe – przyznał Marcin Polański, reprezentujący portal Śląsknet, dla kibiców WKS.

To słuszna uwaga. Gdyby poszukać głębiej, dwa ostatnie poważniejsze pomysły na długofalowe działanie, to postaci trenerów Ryszarda Tarasiewicza i Jacka Magiery. Ten pierwszy wyciągnął za uszy z III do II a następnie z II do I ligi swój ukochany klub. Plany były ambitne, bo już będąc w krajowej elicie, WKS miał w perspektywie przenosiny na nowy wówczas stadion, wybudowany na Euro 2012. Okraszeniem miało być mistrzostwo kraju i tak budowany był zespół, z takimi postaciami, jak Sebastian Mila, Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Dariusz Sztylka, Waldemar Sobota czy Marian Kelemen. „Taraś” jednak tego nie doczekał, tracąc pracę, a misję wykonał – w swoim niepowtarzalnym stylu – nieodżałowany Orest Lenczyk.

Ta bardziej współczesna historia to przedłużenie kontraktu z trenerem Magierą, po dokonaniu cudu w postaci utrzymania Śląska w elicie (sezon 2022/23), a następnie zdobycia wicemistrzostwa Polski (2023/24). „Magic” zaliczył jednak fatalny rok 2024 i nawet srebrne na szyjach trudno było postawić wyżej niż widok Śląska na dnie ligowej tabeli w momencie rozstania z Magierą.

Wyprzedane trybuny Tarczyńskiego Areny na meczach z Legią Warszawa czy Rakowem Częstochowa, zamieniły się za to w… wyprzedaż zespołu. Rozstanie z Erikiem Exposito, Patrickiem Olsenem czy Nahuelem Leivą. Jasne, z niewolnika nie ma pracownika, ale w ich miejsce nie sprowadzono jakościowych następców. W konsekwencji to dodatkowo odbiło się na wynikach drużyny.

Rok 2024

Nie można też przy tej wyliczance zapomnieć o postaci Tadeusza Pawłowskiego. Legendy klubu, który nie tylko w roli piłkarza, ale również trenera, potrafił zrobić dużo dobrego dla Śląska. Firmując nawet swoją twarzą i nazwiskiem próby rozkręcenia akademii WKS. Z brylantem, wynalezionym przez Pawłowskiego, Karolem Borysem.

W styczniu 2025 roku Pawłowski i Borys wpisują się na listę, obok wcześniej wymienionych Tarasiewicza i Magiery. Czyli ludzi, których w klubie już nie ma.

– Śląsk wiosną musi punktować na poziomie gry o europejskie puchary czy nawet mistrzostwa kraju. To będzie bardzo trudne zadanie. Martwi mnie to, w jakich warunkach klub musiał się odbudować, po pierwsze patrząc na wieści o zaległościach w przelewach, nawet jeśli zostały w styczniu wyrównane. Zapowiadanych było też kilka transferów, są dwa. Trener przyprowadził za to czterech asystentów ze swojego kraju. Zniknęli ci, którzy Śląsk mieli w DNA, przykładowo Mariusz Pawelec i Piotr Celeban. Żal też tego zmarnowanego czasu po zwolnieniu Jacka Magiery, kiedy dano szansę trenerowi Hetelowi. Tych meczów może później zabraknąć w dorobku punktowym. I najważniejsze. Minęło 13 lat od mistrzostwa i nie potrafię zrozumieć, jak przez ten czas kub nie doczekał się żadnego zaplecza. Nie ma żadnego centrum Śląska z prawdziwego zdarzenia, młodzież nadal podróżuje po boiskach MCS po całym mieście, taki stan rzeczy nie buduje tożsamości klubu. Wiem, jestem marzycielem, ale gdyby od tego mistrzowskiego czasu jeden chłopak z rocznika przebijał się do pierwszej drużyny, to byłoby coś. A tak, to podstawowy grzech, że nie udało się w tej sprawie zrobić nic i dalej się nie udaje – przeanalizował Robert Skrzyński, dziennikarz Radia Wrocław, komentator Canal+.

Akademia Śląska? Nie brakowało odniesień do tej najlepszej w Polsce, którą może pochwalić się Lech Poznań. Nie ma co ukrywać, Wrocław jest pod tym względem daleko w tyle nie tylko za stolicą Wielkopolski, ale ma co nadrabiać nawet względem np. leżącego w tym samym województwie KGHM Zagłębia Lubin. Przede wszystkim pod względem słusznie wskazanej przez redaktora Skrzyńskiego, infrastruktury.

Plany są. I to nie od wczoraj czy od roku. Kiedyś być może przyjdzie czas na realizację…

Paradoksalnie jednak, we Wrocławiu można „wyprodukować” drużyny, które np. na poziomie Centralnej Ligi Juniorów, potrafią przezimować nad juniorami Lecha, na solidnym, piątym miejscu. Do liderującej Legii Warszawa mając osiem punktów straty, zatem dystans, który wcale nie jest taki nieosiągalny w ujęciu półmetka rozgrywek. Więc nie jest też tak, że nie ma niczego i należy tylko narzekać.

Ryba psuje się jednak od głowy i wspomniana wcześniej strategia, jeśli nie zostanie wkrótce nakreślona, doprowadzi do zderzenia ze ścianą. Póki co właśnie taki kurs, mocno kolizyjny, obrał bowiem klub.

Wyniki potrzebne na wczoraj. Czy Śląsk pozostanie w PKO BP Ekstraklasie?

Podczas debaty można było wysłuchać również m.in. dyrektora sportowego WKS Rafała Grodzickiego. Na swoim przykładzie wspominał on, jak dawniej spoglądał na swoją piłkarską drogę. Wskazywał również na chroniczny brak cierpliwości w polskich klubach do tego, żeby dawać szansę swoim wychowankom.

Ciekawym głosem w dyskusji była obecność Remigiusza Jezierskiego. Przed laty piłkarza Śląska, wywodzącego się z województwa dolnośląskiego, konkretniej ze Świdnicy. Obecnie komentator Canal+ może z dumą oglądać w akcji swojego syna, Jakuba. Młody „Jezier” to wychowanek Śląska, który zdołał nawet zdobyć gola na wagę punktu (2:2) w meczu z Jagiellonią w Białymstoku.

Jak przyznał starszy z „Jezierów”, jego syn przy nim to jest „pan Piłkarz”. Przede wszystkim mowa o świadomości i podejściu do piłki mającego 20 lat pomocnika. Takie przykłady, jak młody Jezierski, to światełko w tunelu dla Śląska. W zespole seniorskim funkcjonują również m.in. Piotr Samiec-Talar czy Aleksander Paluszek. Ludzie, którzy są wychowankami WKS.

Na problem szkolenia, generalnie, nie tylko we Wrocławiu, trzeba jednak spojrzeć szerzej. Co ciekawe, słowa starszego z „Jezierów” wpisały się w to, co podczas gali Tygodnika „Piłka Nożna” jako największą bolączkę polskiej piłki wskazał selekcjoner Michał Probierz.

– Jesteśmy mistrzami w marnowaniu talentów. Mam na myśli nie tylko aspekt sportowy, ale też społeczny. W Brazylii zawodnicy, którzy mają 17 lat, robią sztuczki, ale nie są za to karani przez trenerów, ponieważ ci wiedzą, że dzięki temu taki piłkarz zostanie sprzedany za grube miliony. W Polsce ciągle powołujemy się na naszą populację i szukamy zawodników o określonych cechach. Tymczasem Islandia, mająca tylko 800 tysięcy mieszkańców, koncentruje się na tym, by jak najwięcej wycisnąć z tego, co mają – dodał Jezierski, wskazując na potrzebę zmiany podejścia.

W ostatniej części debaty nie zabrakło również słów m.in. ze strony miejscowych polityków. Andrzej Kilijanek, radny Prawa i Sprawiedliwości, przyznał, że Śląsk wydał w ubiegłym sezonie na wynagrodzenie tyle (tj. 47 mln zł), co roczne koszta w Jagiellonii Białystok. Dodając, że dawniej miasto na Śląsk wydawało do 10 mln, a teraz mowa już o kwocie rzędu 19 mln zł. Podkreślano również sens prywatyzacji bądź zmiany w zasadach przyznawania dotacji dla klubu.

– Miasto Wrocław wydaje na inwestycje miliard złotych rocznie, a wydatki na Śląsk są stosunkowo niewielkie w porównaniu do innych inwestycji. Odbieranie dotacji nic nie załatwi, bo nawet jeśli klub będzie prywatny, to i tak będzie wspierany przez miasto – przyznał Dominik Kłosowski, radny Nowej Lewicy.

Sergiusz Kmiecik, przewodniczący Rady Nadzorczej Śląska Wrocław, zapewnił za to, że wspomniane zaległości względem piłkarzy, faktycznie zostały wyrównane. Jeden problem mniej, w myśl zasady: Lepiej późno niż wcale.

Całościowo cała dyskusja sprowadza się jednak do jednego – utrzymania w lidze. Spadek z PKO BP Ekstraklasy spowodowałby, że Śląsk po zakończeniu sezonu 2024/25 obudziłby się w zupełnie innej rzeczywistości. Chichot losu jest taki, że na 28 maja b.r. zaplanowano na wrocławskim stadionie… finał Ligi Konferencji UEFA.

Do stolicy Dolnego Śląska zawita zatem duże, europejskie wydarzenie piłkarskie. Oby jak w przypadku wcześniej przytaczanych przez redaktora Brzozowskiego rozmów z prezydentem Dutkiewiczem, nie dopytywano o miejscowy klub, będący już poza na marginesie krajowego grania. Ostatnią kolejkę sezonu 2024/25 zaplanowano na 24 i 25 maja.

Na otwarcie 2025 roku Śląsk jest na 18. miejscu w tabeli. Do Puszczy Niepołomice, ostatniej nad czerwoną strefą, wrocławianie tracą osiem punktów. Co gorsze, WKS przegrał z tym rywalem mecz u siebie (0:1). Podobnie zresztą jak starcie z… przedostatnią Lechią Gdańsk (0:1), w spotkaniu zagranym w Trójmieście.

We Wrocławiu dobrze wiedzą, że właściwie za miesiąc może być po wszystkim. Piast Gliwice u siebie, wyjazd do Radomiaka, starcie na Tarczyński Arenie z Widzewem Łódź czy wyprawa na teren Korony Kielce. Każde z tych spotkań w terminarzu widnieje już w lutym. Wrocławianie muszą dać sobie szansę już na starcie.

Nowy trener Śląska, Słoweniec Ante Simundza, musi z marszu zostać cudotwórcą. Z fatalnie prezentującego się zespołu robiąc rycerzy wiosny. A jeśli ktoś we Wrocławiu nie wierzy w cuda, to zawsze pozostają jeszcze ekstraklasowe realia.

W końcu w polskiej lidze każdy może wygrać z każdym. Pytanie tylko, czy akurat taki scenariusz, pomoże Śląskowi. Ten musi nie tylko sam gromadzić punkty, ale też spoglądać na rywali, mających na starcie przewagę.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...