Andrzej Padewski dla „Wprost”: Reprezentacja Polski powinna jeździć po całym kraju

Andrzej Padewski dla „Wprost”: Reprezentacja Polski powinna jeździć po całym kraju

Dodano: 
Andrzej Padewski
Andrzej Padewski Źródło: Newspix.pl / Piotr Kucza / Fotopyk
Prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej znalazł się na ustach całego kraju na otwarcie 2025 roku. Andrzej Padewski, bo o nim mowa, jeszcze nieoficjalnie – ale jednoznacznie – zadeklarował chęć podjęcia walki o fotel prezesa PZPN.

Polski Związek Piłki Nożnej to miejsce, na które spoglądają właściwie wszyscy, niezależnie od tego, w jakim stopniu interesują się futbolem. Obecne szefostwo, na czele z prezesem Cezarym Kuleszą, zaliczyło już kilka wpadek, czy to sportowych, czy wizerunkowych. Przykłady? Wybór na selekcjonera reprezentacji Polski Fernando Santosa czy tzw. afera premiowa, która wybuchła w trakcie MŚ 2022.

Andrzej Padewski kieruje dolnośląską centralą piłkarską nieprzerwanie od 2010 roku. Wówczas przejął schedę w Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej po Jerzym Kozińskim. Podczas konferencji DZPN z 3 stycznia b.r. prezes Padewski ogłosił kilka istotnych kwestii. Najważniejszymi były: rezygnacja z ubiegania się o kolejną kadencję prezesa dolnośląskiej federacji, wskazanie kandydata na swojego następcę (Łukasz Czajkowski, współpracownik Padewskiego) oraz sugestia… chęci startu w wyborach na szefa PZPN.

– Zmieniło się o tyle, że policzyłem szable. Mam 1/6 głosów już gotowych, czyli 11 głosów dolnośląskich, przy 60 głosach, które gwarantują wybór na prezesa PZPN. Czyli wychodzi na to, że warto powalczyć – przyznał podczas piątkowej konferencji Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej szef regionalnej centrali.

Spotkaliśmy się z Padewskim we Wrocławiu i porozmawialiśmy, specjalnie dla „Wprost”, nie tylko o nadchodzących wyborach, ale na wiele innych, piłkarskich tematów.

Rozmowa z Andrzejem Padewskim, prezesem Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej

Maciej Piasecki („Wprost”): Jesteśmy w siedzibie DZPN, mieszczącej się na legendarnym stadionie przy ulicy Oporowskiej. Nie mogę zatem rozpocząć tej rozmowy inaczej, niż od pytania o pańską diagnozę problemów Śląska Wrocław. Dlaczego kolejny raz przerabiana jest historia z gatunku: Od sukcesu do klęski?

Andrzej Padewski (prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej): To prawda, że Śląsk Wrocław od wielu lat boryka się z problemami różnego rodzaju. Nie tylko sportowymi, ale również organizacyjnymi. Wiadomo też, jaka jest struktura funkcjonowania klubu.

Ja pamiętam czasy, w których Śląsk wylądował w III lidze (sezon 2003/04 dop. eMPe). Spadł z hukiem, sezon po sezonie, z pierwszoligowego do trzecioligowego grania.

TOR Dobrzeń Wielki przyjeżdżał na ten stadion i zgarniał trzy punkty.

Jeszcze kilka takich kwiatków by się znalazło, z tamtych realiów III ligi przychodzi mi do głowy rywal pokroju Swornicy Czarnowąsy. To były trudne czasy. Sam mocno angażowałem się w to, żeby wyprowadzić wówczas Śląsk na prostą. W końcu Wrocław to oprócz Zagłębia Lubin, czy pierwszoligowych Chrobrego Głogów i Miedzi Legnica, okręg flagowy dla Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej.

Obecnie wicemistrz kraju szoruje o dno tabeli PKO BP Ekstraklasy.

Problem dzisiejszego Śląska Wrocław jest złożony. Mówią, że zarządzanie przez urzędników miejskich nie jest dobre. Chciałbym jednak przypomnieć wszystkim tym, którzy mają takie zdanie, że gdyby nie miasto, to Śląska już też dawno mogłoby nie być.

Może trochę zaskoczę tą opinią, ale muszę wspomnieć o Grzegorzu Schetynie w kontekście losów Śląska. Pamiętam, że w tych najtrudniejszych momentach, wspominanych trzecioligowych, mocno zaangażował się w ratowanie piłki nożnej w klubie. Choć sam na co dzień wspiera działania koszykarskiego WKS. Sytuacja była wówczas na tyle trudna, że pisano różne scenariusze. Gdyby zabrakło wsparcia od Schetyny, być może nie mielibyśmy dzisiaj o czym rozmawiać.

Obecna forma finansowania Śląska z budżetu miasta nie wszystkim się podoba. Z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że nie pasuje mu przekazywanie dużych pieniędzy np. na Narodowe Forum Muzyki. Tak można się przerzucać argumentami, ale to generalnie nie jest dobre. Każdy powinien mieć swoje pieniądze w budżecie miejskim, niezależnie, czy lubi chodzić do teatru, słuchać muzyki, czy kibicować na stadionie.

To zapytam inaczej: Wierzy pan w utrzymanie ekstraklasy we Wrocławiu?

Przyznam szczerze, że zarówno jeżdżąc po terenie województwa, jak i całej Polsce, zwolenników i przeciwników teorii o utrzymaniu jest mniej więcej tyle samo. Jest też teoria, że „jak spadniecie, to się odrodzicie”. No niestety, to nie jest takie proste. Trzeba zrobić wszystko, żeby utrzymać we Wrocławiu poziom ekstraklasowy. Pierwsza liga to jest już zupełnie inna rzeczywistość, inaczej wygląda też walka o punkty.

Czy moim zdaniem Śląsk się utrzyma? Nie oceniam nowego trenera, bo widziałem raptem dwa treningi na Oporowskiej. Najważniejsze pytanie w kontekście utrzymania jest jednak takie, ile szkoleniowiec będzie w stanie wycisnąć z drużyny, którą zastał we Wrocławiu. Jak wyciśnie maksimum, to Śląsk powinien się utrzymać.

twitter

Pozostając przy piłce profesjonalnej, ze stanu posiadania DZPN jest pan zadowolony? Śląsk i Zagłębie w elicie, wspomniane Chrobry i Miedź na zapleczu.

Jasne, że zawsze mogłoby być lepiej. Są okręgowe związki, które nie posiadają ani jednego zespołu na szczeblu centralnym. Więc ja nie mogę narzekać, jako prezes DZPN. Łącznie mamy funkcjonujących 700 klubów. Jesteśmy jednym z największych związków piłkarskich w Polsce i organizacyjnie naprawdę nie mamy się czego wstydzić.

Wywodzę się z nieistniejącego w obecnej formule administracyjnej, województwa wałbrzyskiego. Piłkarsko Wrocław, tzw. Zagłębie Miedziowe, okej. Nie brakuje panu jednak mocnego klubu np. z Wałbrzycha, jak przed laty Górnik czy Zagłębie?

Po transformacji ustrojowej możni sponsorzy, mecenasi sportu w postaci hut czy kopalń, zniknęli z map regionu wałbrzyskiego. Używając terminologii górniczej, nastąpiło tam potężne tąpnięcie. I ono trwa właściwie do teraz. Co ciekawe, podokręg wałbrzyski jest większy nawet od wspomnianego Zagłębia Miedziowego. Ale jakościowo wygląda to już zupełnie inaczej. Choć zaznaczam, że doceniam pracę ludzi, którzy tam funkcjonują.

Możliwe, że moim następcą na stanowisku szefa DZPN będzie Łukasz Czajkowski, wywodzący się właśnie z podokręgu wałbrzyskiego. Ja wielokrotnie spotykałem się z burmistrzami czy prezydentami z tamtych stron. U prezydenta Wałbrzycha nie ma takiego ognia piłkarskiego, spogląda łaskawszym okiem raczej na inne dyscypliny sportu.

Koszykarze Górnika wrócili do ekstraklasy i radzą sobie bardzo solidnie.

Zgadza się. Cieżko będzie odbudować piłkę nożną na wysokim poziomie w Wałbrzychu z dnia na dzień. Jeśli jednak powstanie stadion, którego modernizacja ruszyła – a wierzę, że będzie zakończona sukcesem – to kto wie? Może to będzie bodziec, którego od lat w piłkarskim Wałbrzychu brakuje.

Gdyby mógł pan wybrać: piłka nożna profesjonalna a amatorska, to gdzie bliżej Andrzejowi Padewskiemu?

Amatorska, zdecydowanie.

Więcej serducha, mniej komercji?

To raz. Ale przede wszystkim ludzie. Na Dolnym Śląsku spotykałem i spotykam postaci, które właściwie od rana do wieczora żyją piłką nożną. Koszenie boiska, zawieszanie siatek, ktoś jest gospodarzem, trenerem, prezesem, wypłaca pieniądze piłkarzom, diety sędziom. Ludzie-instytucje bez których ta mała, amatorska piłka, po prostu by nie istniała.

To są pozytywni wariaci, którzy za piłkę daliby się pokroić. I to tylko po to, żeby w niedzielę przyszła garstka czy spora grupa kibiców i krzyczeli: Ej, wy nieudacznicy, nie potraficie grać, trzeba to zaorać i zasadzić w zamian buraki! (śmiech) Wielokrotnie słyszy się takie dogadywanie z trybun, ale to właśnie na fundamencie takich zapaleńców w klubach, stoi cały związek. Więc zdecydowanie bliżej mi do piłki amatorskiej.

Skoro tak, to po co panu hasło z „liczeniem szabel” i sygnał wysłany w Polskę, sugerujący start w wyborach na prezesa PZPN?

Przez cztery lata jeździmy na zjazdy PZPN i w ogóle nie ma żadnej dyskusji. Czyli jak rozumiem, jest super w polskiej piłce? Przecież wiemy, że nie jest.

Weźmy pierwsze z brzegu wydarzenia, dotyczące licencji dla klubów. Pojawiają się kłopoty z różnych względów, właściwie już od startu rozgrywek.

Kotwica Kołobrzeg, Lechia Gdańsk…

Brawo, pewnie z pięć-siedem takich klubów moglibyśmy obecnie wymienić.

Dlaczego tak się dzieje? Mamy przecież podobno poważną komisję licencyjną, która widzi prognozy finansowe na podstawie których wydaje później pozwolenie na grę w rozgrywkach. I co, nagle dzwoni pan do pana i mówi: Cześć, wiesz, to jest mój klub, to weź tam nie rób scen i daj mi licencję, żeby nie robić zamieszania. A my tam sobie jakoś poradzimy.

A później mamy efekty takich działań.

Nie byłoby żadnej dyskusji na ten temat, gdyby była konsekwencja. To jeden z elementów, którego brakuje w codzienności naszej piłki. Jeśli takie elementy by się pojawiły, to mogłoby postawić nasz futbol nieco wyżej. Można to zrobić. Spoglądając na wyniki reprezentacji młodzieżowych, czy to męskich czy żeńskich, widać, że mamy potencjał jako PZPN. Ale co dalej? I właśnie powinien znaleźć się ktoś taki, kto by powiedział, na którym etapie my robimy błąd.

Kolejny przykład, ostatnio zrobiło się głośno o zniesieniu przepisu o młodzieżowcu…

Przyznajmy, to raczej typowo polityczny zabieg. Dziwnym trafem akurat w roku wyborczym doszło do przełomu?

Nawet jeśli faktycznie tak jest, to nie zmienia faktu, że skoro kluby są przeciwko, to taka decyzja powinna być po prostu podjęta od ręki. To związek jest dla klubów, nie odwrotnie. Nie może być tak, że PZPN jest silny, a kluby słabe. To do niczego nie prowadzi. Trzeba wszystkim jakoś pomóc. Starałem się to zresztą przełożyć również na dolnośląskie realia. Ostatnia powódź w naszym regionie pokazała, że jesteśmy jako DZPN bardzo sprawni w takim wsparciu. Dotarliśmy aż do 38 klubów, wyposażyliśmy ich we wszystko, co trzeba. I od tego jest właśnie DZPN czy PZPN.

Jeżeli w statucie związku jest zapisane, że to walne zgromadzenie określa kierunki działania federacji, plany finansowe, zadania dla zarządu, to tak powinno być. A nie odwrotnie, że to zarząd mówi walnemu zgromadzeniu, co ma robić. Nie tędy droga.

Przyjeżdża 118 ludzi na zjazd i nikt się nie odzywa. To gdzie te problemy są? One są zamiatane czy potem odbywają się jakieś indywidualne rozmowy w Warszawie? Bywałem na zjazdach DFB (Deutscher Fußball-Bund, tj. niemiecki związek piłkarski dop. eMPe) regionalnych niemieckich związkach, to tam jest dwudniowa dyskusja. O każdym problemie. Skoro coś nie działa, to trzeba to naprawić.

Za czasów zarządzania Zbigniewa Bońka takie dyskusje na zjazdach PZPN były?

Było trochę inaczej. Zjazdy za czasów prezesa Bońka były, określiłby je, lekko zaognione. Pamiętam, że grzmiał przykładowo pan Jaszczak z piłki kobiecej i to grzmiał regularnie z mównicy, wygłaszając swoje racje. Okej, przecież mógł mieć inne zdanie.

Co jest charakterystyczne w Polsce? Jak masz inne zdanie, to jesteś wróg. A nie partner do rozmowy. A po co takie podejście? Choćby dlatego ja bym oczekiwał, żeby było trzech-czterech kandydatów w wyborach na prezesa PZPN. Wówczas można by było wydobyć od nich, dlaczego się decydują na kandydowanie, co chcą zrobić, jakimi ludźmi będą się otaczać? Wyłożyć programy na stół, a nie milcząca kampania, bo się wygrywa ze względu na dobrze policzone szable. Jak każdy z każdym się tak będzie układał, to polska piłka nadal będzie tu, gdzie będzie.

I wtedy nikt nie ma prawa narzekać, ani działacze klubowi wysyłający swoich przedstawicieli na zjazd, ani związkowi, którzy też 60 delegatów wysyłają.

Kadencja prezesa Cezarego Kuleszy i działanie jego ludzi w PZPN czymś pana zaskoczyły?

Nie.

Ja również nie jestem zaskoczony odpowiedzią.

Co więcej, przewidzieliśmy wiele rzeczy. Pamiętam, że głośno mówiliśmy o bardzo bliskim, za bliskim styku polityki z piłką nożną. Niestety, sprawdziło się. Przewidzieliśmy też krach PZPN Invest. Po co to było? Skoro mamy sprawne organy związkowe, po co zewnętrzna spółka? No właśnie. Zbankrutowała zostawiając dokładnie… 4 złote i 70 groszy straty, jak podano.

Z drugiej strony ja też nie mogę mówić, że wszystko, co zrobiła ekipa Kuleszy jest złe. Bo bym trochę skłamał. Natomiast takich zasadniczych reform zabrakło w tej kadencji. Nie będę już nawet wracał do wcześniejszych afer, aferek, niedociągnięć czy niedomówień. Bo tego było mnóstwo i raczej głośnych, więc większość wie, co mam na myśli. Zostawmy to i przyłóżmy się do tego, co przed nami. Wcale nie można przecież wykluczyć, że Czarek Kulesza będzie jedynym kandydatem podczas tegorocznych wyborów. Jeśli tak by się miało stać, to nadal o piłce należy rozmawiać, tu i teraz.

Jest pan już jednak „kandydatem na kandydata” w wyborach PZPN. Mocno grzeje się telefon w ostatnich dniach?

Przyznaję, trzeba było trochę częściej doładowywać baterię.

Zbigniew Boniek zadzwonił?

Tak.

Był zaskoczony pańską deklaracją czy już wcześniej o tym rozmawialiście?

Tylko grono moich zaufanych współpracowników z DZPN wiedziało o moich planach. Zresztą to oni mnie inspirowali, żebym spróbował swoich sił. Skoro usłyszeli, że rezygnuję ze startu na szefa DZPN, to tym bardziej mnie zachęcali. Mam doświadczenie, wiele lat funkcjonuje w PZPN, byłem jego wiceprezesem. „Nasze szable już masz” – usłyszałem, więc pozwoliłem sobie na taką publiczną deklarację.

twitter

Później dodatkowo rozdzwoniły się telefony i w sumie, jakbym dobrze policzył, to może z 22 szable bym już miał w wyścigu po stanowisko prezesa PZPN. Deklaracje z kraju są.

Zbyszek Boniek pogratulował mi, stwierdził, że zawsze miałem charakter. Zresztą, wielokrotnie się spieraliśmy w różnych kwestiach. Dodatkowo przyznał, że ceni mnie za odwagę, bo jak sam stwierdził, reszta znowu stawia na milczącą kampanię. Nikt nic nie chce powiedzieć. I skończy się tak, jak było przy wyborze prezesa Kuleszy.

Był pan określany jako „prawa ręka” prezesa Bońka. Dobrze się dogadujecie z „Zibim”, skąd tak dobra znajomość z legendą polskiej piłki?

Kiedy Grzegorz Lato wygrywał wybory na szefa PZPN, to ja przegrywałem razem z Bońkiem. Zostałem przy „Zibim” do samego końca, podobnie jak z Markiem Koźmińskim. Więc ja umiem przegrywać. Byłem i jestem poza zarządem PZPN i potrafię z tym żyć. Nie wszyscy to chyba do końca czują i rozumieją. Potrafię przegrywać, bo mam swoje zdanie i nie zmieniam go, niezależnie od akurat wiejącego wiatru.

Kiedyś Czarek Kulesza podszedł do mnie i przyznał wprost: Wiesz za co ja cię cenię? Jak dasz słowo, to ono jest ważniejsze od pieniądza. Nie wszyscy, którzy otaczali prezesa PZPN, po złożonej obietnicy, wywiązywali się z wypowiedzianych deklaracji. Bądź zrobili zupełnie co innego. Ja powiedziałem Kuleszy „nie” i zostałem tam, gdzie deklarowałem. I tak to u mnie zawsze wyglądało.

W kontekście „Zibiego”, pracowałem w Rzymie przez dwa lata, pięć kilometrów w linii prostej od jego apartamentu. Może też dodatkowo te naleciałości włoskie spowodowały, że dobrze się rozumieliśmy i rozumiemy do dzisiaj. Mnie ze Zbyszkiem Bońkiem pracowało się udanie, wielokrotnie mieliśmy wspólne spojrzenie, nawet bez używania zbędnych słów.

Choć wiadomo, że Boniek to trudny zawodnik. Jako prezes PZPN był bardzo wymagający. Reformowanie w pierwszej kadencji tej federacji było naprawdę ciężką robotą. Tam było wszystko do poprawienia. Grzegorz Lato to wybitny piłkarz, natomiast organizator na słabym poziomie. Dlatego wszelkie działy, komisje – trzeba było budować od nowa. To się udało i PZPN był postrzegany, jako bardzo profesjonalny. A trzeba pamiętać, że jesteśmy jedną z największych federacji w Europie, w końcu reprezentujemy duży kraj, przeszło 38 mln mieszkańców.

Słyszałem, że gdyby ujawnił się w gronie kandydatów Wojciech Cygan, to może dojść do połączenia sił i Andrzej Padewski wesprze go swoimi szablami. Prawda czy fałsz?

Po pierwsze, to ktoś faktycznie musi się wyłonić. Wojtek Cygan, Paweł Wojtala, czy ktoś jeszcze dodatkowy. Jeśli któryś przekona mnie, że ma fajny program, to ja takiego scenariusza nie wykluczam.

Ja muszę jednak zdobyć mandat. Po drugie, zdobyć piętnaście poparć, które na miesiąc przed wyborami, czyli 30 maja, złożę w biurze PZPN. To też jest jakiś proces. Nie wiem na dzisiaj, co jeszcze po drodze nastąpi. Czy wyłoni się jakiś fajny kandydat, który okaże się idealnym wyborem. I wtedy ja go poprę. Jestem człowiekiem zadaniowym. Jeśli ktoś wyznaczyłby jakiś cel do zrealizowania, to może na mnie polegać.

Na razie jest 2:2 w kontekście moich sukcesów i porażek w wyborach PZPN. Dwa razy wygrałem z Bońkiem, raz przegrałem z „Zibim” i ostatnio wspierając Marka Koźmińskiego. Pewne jest, że po wyborach w 2025 roku remisu już nie będzie.

Dopytam o kwestię wsparcia klubów z Dolnego Śląska po jesiennej powodzi. Udało się wesprzeć każde potrzebujące miejsce?

Tak, wyprostowaliśmy praktycznie wszystko. Łącznie z zaległymi spotkaniami, które odbyły się, choć sytuacja była bardzo niewesoła.

Gdzie sytuacja była najtrudniejsza?

Stronie Śląskie było najbardziej poszkodowane. Miasto jest wypłukane przez powódź, nie ma praktycznie nic. Nawet okoliczna kapliczka została w połowie wyrwana. Proszę sobie wyobrazić, że z boiska zniknął siedmiotonowy walec. Woda go porwała, zastanawialiśmy się głośno, jak to jest możliwe, jaka to musiała być siła, żeby ruszyć taki ogromny ciężar. Ten walec gdzieś popłynął i nie możemy go znaleźć. Szukaliśmy na dystansie dwóch-trzech kilometrów w rzece, ale być może wpadł gdzieś w dół, został zasypany gruzem i mułem. Ale to pokazuje, jaka była siła żywiołu, który dotknął m.in. Dolny Śląsk.

Nie mają gdzie grać w Stroniu Śląskim i Kłodzko ma też kłopoty. Bo to boisko u nich też nie nadaje się do gry. Poza tym wszystkim, jako DZPN, zrewitalizowaliśmy dotknięte żywiołem boiska. Co ciekawe, łącznie ze Stroniem Śląskim. Pokazali nam stare boisko, które istniało w pobliżu przed wielu laty. Nasza firma wjechała na ten teren, udało się to miejsce odpowiednio przygotować i drużyna może grać, nic im nie grozi.

Inna sprawa, ciągle się mówi o milionach na sport po ubiegłorocznej powodzi. Ale tak naprawdę nikt ich nie widzi. Państwowe młyny mielą wolno. Jak pojawią się te pieniądze, to zapewne stadiony z prawdziwego zdarzenia, po przejściu wielkiej wody w regionie, będą mogły na nowo powstać.

Słuchałem podczas pańskiej wizyty na kanale Meczyki.pl, podjętego wątku wejścia na Dolnym Śląsku do klas 1-3 w szkołach podstawowych z zajęciami piłki nożnej. Jakby to miało wyglądać w praktyce?

Nie możemy zasypiać gruszek w popiele. Inne dyscypliny ekspansywnie wchodzą do szkół i my też musimy być tam obecni. Te dzieciaki być może szybciej zostaną zaszczepione futbolem, jeśli będą to fajne zajęcia zabawowe.

Mamy w każdym regionie koordynatora DZPN, który może ruszyć na zajęcia i odciążyć tym samym miejscowego nauczyciela z takich zajęć. Być może to będzie początek jakiejś reformy w Polsce. Minister Sławomir Nitras mówi dużo o PKOl-u i innych rzeczach, ale to na dole tej drabinki wiele brakuje do sportowej normalności. Od lat się mówi, że sprawność dzieciaków w Polsce jest na zatrważającym poziomie. Potwierdzają to badania AWF w różnych ośrodkach kraju. To jest katastrofa.

facebook

Dwa lata temu zrobiłem taki camp dla stu najzdolniejszych bramkarzy w regionie. Jak zobaczyłem, co się dzieje, to od razu pomyślałem, że tu na powitanie potrzebne są zajęcia z gimnastyki korekcyjnej, a nie granie w piłkę. Kluby przysyłają i jeszcze przekonują, że to utalentowany chłopak. Trochę się znam na grze na tej pozycji. A tu ani przewrót w przód, ani w tył. Pójdzie taki chłopak do półgórnej piłki i zrobi sobie tylko niepotrzebną krzywdę. Baliśmy się robić jakieś poważniejsze zajęcia, szybko postawiliśmy na najprostsze rozwiązania, bo to był jakiś dramat.

Kiedyś jak nie skoczyłeś w szkole przez kozła na zajęciach WF, to byłeś ostatnim leszczem. Koledzy ganiali za tobą na przerwie, bo nie pasowałeś do grupy. Ale o czym tu mówić, skoro dzisiaj nawet dzieciaki na jabłka nie chodzą na drzewa sąsiada, czy nie skaczą przez płoty i trzepaki na podwórkach. Od tego się zaczyna, ta naturalna sprawność. Trzeba było za młodego przepłynąć Odrę, a co dopiero przeskoczyć przez skrzynię tzw. gepardzikiem.

Skoro może być dodatkowy język angielski czy niemiecki w klasach 1-3, no to nie widzę powodu, żeby nie można było dorzucić zajęcia z piłki nożnej do zestawu. Po prostu to zróbmy.

Nie boi się pan zgrzytów z przedstawicielami innych dyscyplin? Szarpania się o dzieciaki?

Piłka nożna zawsze budziła kontrowersje. Liczbą 65 tysięcy piłkarek i piłkarzy na samym Dolnym Śląsku my przykrywamy czapką każdą inną dyscyplinę w regionie. Chcemy i możemy wejść do szkół podstawowych, żeby dać dzieciakom szansę pograć w piłkę z sensem. Jeżeli samorząd zarządający daną placówką na to pozwoli, to my chętnie takie zajęcia przeprowadzimy. Być może pięć dziewczynek i siedmiu chłopców zdecyduje, że chce zacząć trenowanie w klubie. I to będzie sukces. Więc czemu nie próbować?

Proszę sobie wyobrazić, że na dzisiaj mamy 150 pustych boisk na Dolnym Śląsku.

Kłódka na bramie wejściowej?

Dokładnie. Zróbmy coś z tymi boiskami. Dzieci są wożone do oddalonych akademii, a mają naprzeciwko domu boisko, które stoi puste. W które samorząd zainwestował. Stoi budynek, całość faktycznie ogrodzona, a nie ma kto grać. No to zróbmy to dla dzieci.

Mowa o pełnowymiarowych boiskach.

I jaki jest na to pomysł?

Dogadujemy się z samorządem jako DZPN, wyszkolimy człowieka i będzie animatorem, który dwa razy w tygodniu przeprowadzi taką zabawę z dziećmi z piłkami. Po co ma rodzic wozić gdzieś, jak ma na miejscu puste boisko. Takich animatorów moglibyśmy pozyskać przykładowo z ligi oldbojów. Ludzi nie mających uprawnień trenerskich, ale chętnych do działania, czy z zaangażowanych rodziców.

Takie praktyki stosowane są w Czechach, Niemczech czy we Włoszech. Tam nie musisz mieć licencji, żeby być trenerem. A my w tym czasie stawiamy barierki. Jak nie masz ogrodzonego boiska, to nie możesz zagrać. Komu to przeszkadza? No to miej nieogrodzone i graj.

O tych reformach czy pomysłach, które tutaj podrzucam, rozmawiamy w DZPN na bieżąco. Wychodząc naprzeciw rzeczywistości, realiom. Tak jak było również w przypadku trenerów w B-klasie. Po co potrzebna jest licencja dla szkoleniowca, który jeszcze musi być w takim przypadku sowicie opłacany? A facet nawet zajęć nie prowadzi w tygodniu, tylko przyjeżdża na mecz. Mówi do mnie jeden z zarządzających klubem: Ty, przyjeżdża do mnie ten trener, 1500 złotych mu płacę, a on opiera się o budkę w trakcie meczu i tyle. Żadnych korzyści. Ale jak ja nie mam tego gościa, to ty mnie ukarzesz jako DZPN, za brak trenera z licencją. No i co, chyba trzeba zareagować?

Pamiętajmy, w grassroots – czyli tej piłce amatorskiej – ma być mniej barier, a więcej otwartości w stosunku do uczestników.

Zrobiliśmy szum. Zareagowała szkoła trenerów, okazało się, że można to rozwiązać w normalny sposób. Dzisiaj możesz zrobić kurs online dla trenera B-klasy. A analiza wyszła taka, że połowa klubów zdecydowała się na takie rozwiązanie, a połowa nadal na trenerów, którym płaci. Okej, stać ich, nie moja sprawa. A ci, co zaoszczędzili załóżmy takie 12 tysięcy złotych w sezonie, mogli te pieniądze przeznaczyć np. na szkolenie dzieciaków czy nowy sprzęt.

I na koniec tych przykładów, zabawny „konflikt” z Bońkiem. Któregoś dnia odezwałem się do niego i mówię, że mam zamiar wprowadzić sześć zmian w amatorskiej piłce. Oczywiście łatwo się domyślić, że „Zibi” nie był zadowolony z takiego rozwiązania. Że działam wbrew przepisom, takie tam. Mówię do niego: Zbyszek, tak na spokojnie, bo się zaraz zagotujesz i będziesz krzyczał (śmiech).

Pomogło?

Posłuchał! Bo komu i co to miało przeszkodzić w polskiej piłce?

Zawodnik na wsi zagra, bo mu trener da zagrać. Wcześniej miał trzy-cztery zmiany i reszta siedziała na ławie. Wiedząc, że i tak trener ich pewnie nie wpuści przez pół, jak nie cały sezon. A tak? Więcej ludzi na boisku, cała wioska zadowolona, a nie robimy tym nikomu krzywdy.

„Zibi” posiedział, posiedział, pomyślał i mówi: Dobra, rób sobie to.

No i co, dzisiaj mamy dziewięć zmian dostępnych. I nikogo to nie dziwi.

Na koniec, choć nie w hierarchii wartości, piłka kobieca. Był pan w przeszłości wiceprezesem odpowiedzialnym za ten sektor w PZPN. Rozwój kobiecej części piłki nożnej w Polsce cieszy?

Bardzo.

Choć przyznaję, że dynamika rozwoju w kraju piłki nożnej kobiet nie ma jakiegoś zawrotnego tempa. Natomiast nikt nie zatrzyma tej woli gry w piłkę nożną dziewczyn w Polsce. Młodzieżowe reprezentacje radzą sobie coraz lepiej, do tego pierwsza kadra awansowała na Euro 2025. Mechanizm działa. r

Cztery lata kierowałem piłką kobiecą w PZPN i jestem absolutnym zwolennikiem tego, żeby dziewczyny grały i rozwijały się, zawieszając w Polsce coraz wyżej poprzeczkę. Podczas spotkania na ostatnim zarządzie PZPN również podejmowano temat piłki nożnej kobiecej, mają się pojawić jeszcze większe środki dla tego sektora. Trzeba pomagać.

Polska o tym mówi, więc wyjaśnijmy to w tej rozmowie. Śląski czy Narodowy?

Cała Polska.

Myślałem, że padnie Tarczyński Arena.

Oczywiście również stadion we Wrocławiu wliczam. Reprezentacja Polski powinna jeździć po kraju, nie powinniśmy się szufladkować. Pan minister też nie powinien mówić, gdzie drużyna narodowa powinna grać. To nie jego rola. Warszawa Warszawą, ale w innych miastach też wybudowano piękne obiekty i co? Będziemy czekać raz na trzy-cztery lata? Żeby ktoś tu do nas przyjechał? Pamiętajmy, że coraz mniej jest w terminarzu reprezentacyjnym meczów o nic, tych typowo towarzyskich.

Reprezentacja Polski powinna jeździć po całym kraju. I to by było najlepsze rozwiązanie.

Czytaj też:
Iga Świątek gra z WOŚP! „Pomagajmy, do końca świata i jeden dzień dłużej”
Czytaj też:
Wilfredo Leon dla „Wprost”: Plany na rok 2025? Medal mistrzostw świata!