Zabójcza końcówka Lewandowskiego i Bayernu. Benfica rozgromiona w Lizbonie

Zabójcza końcówka Lewandowskiego i Bayernu. Benfica rozgromiona w Lizbonie

Robert Lewandowski i Kingsley Coman
Robert Lewandowski i Kingsley Coman Źródło:Newspix.pl / Zuma / Valter Gouveia
Widowisko, które stworzyły drużyny Benfiki i Bayernu Monachium nie rozczarowało, ale kibice obu zespołów mieli prawo czuć irytację ze względu na nieskuteczność piłkarzy. Dopiero w końcówce spotkania Bawarczycy pokazali ogromną siłę rażenia.

W trzeciej kolejce Champions League Benfica podejmowała w Lizbonie Bayern Monachium. Orły postawiły się graczom Juliana Nagelsmanna mocniej niż wcześniej Dynamo Kijów i FC Barcelona, ale w końcu i tak zostały efektownie rozbite.

Festiwal nieskuteczności. Robert Lewandowski strzelił gola ręką

Bawarczycy nie próżnowali od pierwszego gwizdka. Niektórzy kibice nie zdążyli nawet rozsiąść się na trybunach, a już doskonałą okazję miał Lewandowski, aczkolwiek uderzał z pozycji spalonej. Za chwilę zaś gospodarzy mocno postraszył Sane, choć akurat jego strzał minął słupek o kilka centymetrów.

Orły atakowały nieco rzadziej, ale też nie miały się czego wstydzić. Pod bramką Neuera zrobiło się gorący choćby po centrze Silvy do Jaremczuka. Niemiec fantastycznie interweniował też nieco później, kiedy w szesnastce Bayernu pojawił się Nunez, Skrzydłowy uderzył piekielnie mocno z bliskiej odległości, lecz golkiper i tak popisał się znakomitym refleksem. Ten festiwal nieskuteczności trwał do końca pierwszej połowy.

Benfica kontra Bayern. Sędzia studził euforię gości

W 41. minucie natomiast radość Bawarczyków z gola Lewandowskiego szybko ugasił arbiter. Jego pomocnicy obsługujący VAR słusznie zauważyli bowiem, że Polak zagrywał ręką i jego trafienie zostało anulowane.

Jeszcze bliżej gola Bayern był zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy. Znakomitą okazję zmarnował jednak Pavard, uderzając w słupek. Piekielne silne uderzenie byłoby nie do obrony dla bramkarza, gdyby okazało się nieco bardziej celne. Goście dopięli swego natomiast w 51. minucie. Najpierw Coman zatańczył z dwoma przeciwnikami, podał do Sane, a ten oddał nieskuteczny strzał, który dobił dopiero Mueller. I znów euforia nie trwała długo, ponieważ sędziowie słusznie dopatrzyli się pozycji spalonej w wykonaniu Francuza.

Leroy Sane bohaterem meczu z Benficą

W końcu jednak mistrzowie Niemiec rzeczywiście wyszli na prowadzenie, a na listę strzelców wpisał się Sane – wcześniej bardzo aktywny, lecz ogromnie nieskuteczny. Okazało się, że ze stojącej piłki skrzydłowy może być jeszcze groźniejszy niż w grze. Idealnie przymierzył z rzutu wolnego i nie dał szansy bramkarzowi. Na 2:0 trafił natomiast... Everton, czyli zawodnik Benfiki. Po dośrodkowaniu Gnabry'ego Brazylijczyk strzelił gola samobójczego. Po chwili było już 3:0, a do siatki trafił Lewandowski. Polak dobił piłkę do pustej bramki po podaniu od zdobywcy pierwszej bramki. Trzy minuty później, w 85., było już 4:0, gdy Sane znów pokonał Vlachodimosa i właśnie takim wynikiem zakończył się ten mecz.

Czytaj też:
Dobre wieści dla Legii, złe dla Napoli. Piotr Zieliński kontuzjowany, nie zagra w meczu Ligi Europy

Źródło: WPROST.pl