Za szczelną fasadą zakłamania kryła się jednak brutalna prawda okupiona krwią, która zaczęła wychodzić na jaw, gdy ZSRR chylił się ku upadkowi. To wtedy świat dowiedział się o dramatach okrywanych przez wiele lat żelazną tajemnicą. Wśród nich była tragedia na stadionie Łużniki, której 39. rocznica przypadła 20 października, w dniu meczu Spartaka Moskwa z Leicester w Lidze Europy. Oficjalnie pochłonęła 66 ofiar, nieoficjalnie – nawet 340.
Największy dramat w historii radzieckiej piłki
Byłoby lepiej, gdybym nie strzelił tego gola – Siergiej Szwecow, autor drugiego gola w meczu Spartak-Haarlem.
Lipiec 1989 roku to szczyt gorbaczowowskiej pieriestrojki. ZSRR się zmieniał, w zasadzie upadał, od kilku miesięcy nie miał wojsk w Afganistanie i nieświadomie tworzył grunt pod Jesień Ludów wycofując się z krajów, w których wcześniej pomagał budować komunistyczne reżimy. Odwilżowy klimat napawał odwagą i sprzyjał okrywaniu dawnych tajemnic. Również tych najmroczniejszych, splamionych krwią niewinnych, o których przez lata nie pamiętano.
To właśnie wtedy w „Sowieckim Sporcie” ukazał się jeden z najważniejszych artykułów okresu pieriestrojki. W „Czarnej tajemnicy Łużników” Siergiej Mikulik i Siergiej Toporow przedstawili największy dramat w długiej historii stadionu i całej radzieckiej piłki, który przez siedem lat obudowano zawrotną liczbą kłamstw. Wszystko w myśl ulubionej narracji sowietów – my, władza, to ci dobrzy, wy, zwykli ludzie, to ci źli. I to wy ponosicie za wszystko winę.
Prawda, rzecz jasna, była zupełnie inna.