Franciszek Smuda, czyli mistrz lapsusów i językowego dryblingu

Franciszek Smuda, czyli mistrz lapsusów i językowego dryblingu

Franciszek Smuda, były trener Widzewa Łódź i Legii Warszawa
Franciszek Smuda, były trener Widzewa Łódź i Legii Warszawa Źródło: Shutterstock / Photografeus
Franciszek Smuda w tym tygodniu został zwolniony z funkcji trenera Wieczystej Kraków. Nafaszerowany gwiazdami beniaminek III ligi słabo rozpoczął tegoroczne rozgrywki, a ambicje właściciela klubu Wojciecha Kwietnia były takie, żeby drużyna w jeden sezon awansowała do II ligi. Plany się nie zmieniają, choć Wieczysta ku wymarzonej Ekstraklasie będzie podążać już z nowym szkoleniowcem. Co wcale nie oznacza, że 74-letni Smuda przejdzie na emeryturę, bo ambicje ma nadal duże, a w polskim środowisku trenerskim ze świecą szukać tak barwnej postaci.

Jeszcze niedawno Smuda zapowiadał w jednym z wywiadów, że skoro ma niemal pół tysiąca meczów (według różnych wyliczeń od 496 do 499) w roli trenera w Ekstraklasie, to ten swój 500. mecz w lidze zagra właśnie z Wieczystą. Tak – jak już wiemy – się nie stanie, ale skoro klub z Krakowa jest dopiero w III lidze, to znaczy, że Smuda zakładał, iż jeszcze przynajmniej 3-4 sezony w roli trenera popracuje. Odważnie…

Polski futbol jest na tyle nieprzewidywalny, że nikt ręki nie da sobie uciąć, że były selekcjoner nie dostanie jeszcze szansy na ustanowienie swojego rekordu. Łatwe to jednak nie będzie, bo choć doświadczenie w roli szkoleniowca jest istotne, to jednak obecnie prezesi klubów stawiają na ludzi młodszych. Dziś najstarszym trenerem w Ekstraklasie jest Jacek Zieliński z Cracovii, który w marcu skończył 61 lat.

Smuda to jednak nie tylko doświadczenie zebrane w Lidze Mistrzów, mistrzostwach Europy, Ekstraklasie, Niemczech, Cyprze czy w Turcji, ale też mnóstwo niecodziennych sytuacji i anegdot, bo były selekcjoner jest… wielkim oryginałem.

Trener z laptopem

Kiedy w polskim futbolu nastał czas szkoleniowców, którzy wspomagali swoją pracę nowoczesnymi narzędziami i niemal nie rozstawali się komputerami czy tabletami, Smuda – głównie z racji wieku – nie był zwolennikiem tych nowinek i nadal lubił działać na nosa. – Dobry trener to rozpozna dobrego piłkarza po tym jak schodzi na śniadanie po schodach – mawiał pan Franciszek. A tym, którzy zarzucali mu nieznajomość nowoczesnych technologii, odpowiadał: – Laptop? Przecież ja też mam laptopa! Służy mi jako podstawka pod kawę – śmiał się do rozpuku trener, bo rzeczywiście wierzył, że na piłce trzeba się znać, a technologia wiele tu nie pomoże. Zresztą nie tylko o komputery chodziło, bo gdy był już selekcjonerem „popisał” się taką wypowiedzią: – Żadnych nowych etatów nie będzie. Psychologa też nie, bo nie mamy w drużynie wariatów.

Smuda pochodzi ze Śląska, wiele lat pracował za granicą, co daje się usłyszeć w jego wypowiedziach. Język „Franza” jest pełen naleciałości z niemieckiego, co często powoduje różne lapsusy i wpadki trenera, które później są powtarzane jako barwne anegdotki.

Dla usprawiedliwienia szkoleniowca trzeba wyjaśnić, że część z tych błędów wynika z tego, że Smuda stosuje wprost kalki z języka niemieckiego, w stosunku jeden do jednego, zapominając, że język polski jest w takich przypadkach bardzo mało elastyczny.

Jak wspominali po latach zawodnicy Widzewa, na jednym z treningów łódzkiej drużyny, trener zapowiadał, co będzie ćwiczone tego dnia na zajęciach na boisku. – Dziś będziemy pracowali nad rzutami… rożnami… yyy… to znaczy… nad rzutyma rożnymi…. Yyy… to znaczy… – tłumaczył Smuda czując, że nadal odmiana przez przypadki w jego wykonaniu nie jest prawidłowa i szukał właściwej formy. Uratował go wtedy bramkarz, Maciej Szczęsny: – Trenerze… Po prostu nad… kornerami!

Z odmianą był problem także w czasie jednego zgrupowania kadry. W czasie zajęć Smuda przerwał trening i próbował wrócić do wyjściowego ustawienia, ale nie pamiętał jak konkretnie zawodnicy byli ustawieni na boisku obok siebie. Próbował to ustalić. Niestety, w charakterystyczny dla siebie sposób. Podbiegł do jednego z piłkarzy i zapytał: – Koło komu stałeś? Koło „Peszkinowi”? – wskazując na Sławomira Peszkę. Słyszący to dziennikarze zgromadzeni wokół boiska rżeli jak dzikie konie.

Mesjaszem nie jest, więc walczy o… spadek

Trener oczywiście krasomówcą być nie musi, bo o jego pracy świadczą przecież wyniki, ale Smuda ma tę wadę, że w emocjach, tuż po meczu, łatwo tracił koncentrację. Zaczynał wypowiedź od jednego zagadnienia, a po chwili zmieniał temat i kończył w jakiś niezrozumiały sposób.

Źródło: WPROST.pl