W meczu Jagiellonii Białystok i Lecha Poznań tylko jeden zespół chciał grać w piłkę – ten prowadzony przez Macieja Skorżę. Podopiecznym Ireneusza Mamrota z kolei zależało głównie na przetrwaniu i udała im się ta sztuka. Ba, zwycięstwo to chyba nawet więcej, niż pierwotnie planowali osiągnąć.
Rażąca nieskuteczność
Jakimś cudem pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowo. Ishak, Ba Loua, Amaral… Niemal każdy atakujący Kolejorza miał sytuację, po której mógł otworzyć wynik spotkania. Na przykład znakomitego podania Kwekweskiriego nie wykorzystał wspomniany Ba Loua. Wydawało się, że wystarczy tylko dołożyć nogę, ale to jednak nie było takie proste, mimo że stanął oko w oko z bramkarzem.
Jagiellonia natomiast pierwszą akcję przeprowadziła dopiero po 35 minutach i mało brakowało, aby wyszła na prowadzenie. Centra Prikryla nie była niezwykła, ale strzał Cernycha już tak. Litwin, będąc odwrócony plecami do bramki, zdecydował, że zaskoczy przeciwników i uderzy piętą. Gdyby zrobił to celnie, nikt nie zdołałby tego wybronić, ale ostatecznie piła przeturlała się obok zewnętrznej strony słupka.
Imaz wykorzystał błąd obrońcy
W drugiej połowie gospodarze byli nieco odważniejsi, choć nadal to Kolejorz dominował. Niemniej pierwszą dogodną okazję do zdobycia bramki miała właśnie Jagiellonia, a konkretnie Imaz. W niezrozumiały sposób jednak ją zmarnował, popełniający dziwny błąd techniczny – mógł wyjść sam na sam z Bednarkiem, ale zamiast przyjąć futbolówkę, trącił ją czubkiem buta i wybił za boisko.
W 71. minucie Hiszpan już nie zmarnował kolejnej okazji, którą wypracował mu… Obrońca przeciwnika. Wydawało się, że Salamon z łatwością poradzi sobie z wybiciem długiego podania, lecz popełnił błąd. Odbił piłkę tak, że ta spadła pod nogami Imaza, a ten zdobył bramkę na 1:0. Mimo usilnych starań (jak na przykład w sytuacji Marchwińskiego) poznaniakom nie udało się wyrównać, więc do domu wracają z pustymi rękami.
Czytaj też:
Wyjątkowy wieczór dla piłkarza Lechii Gdańsk. Pobił imponujący rekord Ekstraklasy