Choć w starciu Lechii Gdańsk i Wisły Kraków nie padło wiele goli, emocji w nim nie brakowało.
Co nie wyszło Jakubowi Kałuzińskiemu, to udało się Łukaszowi Zwolińskiemu
To gospodarze od samego początku znacznie odważniej ruszyli do ataku i mniej więcej po kwadransie powinni prowadzić. Nie ulega wątpliwościom, że szansa, jaką miał wtedy Kałuziński, była wyjątkowo obiecująca. Jeden z obrońców przyjezdnych niespodziewanie przepuścił bowiem piłkę dość niespodziewanie. Młody pomocnik dopadł do niej, ale z bliskiej odległości trafił jedynie w Biegańskiego.
W 36. minucie Lechia w końcu jednak przekuła swoje ofensywne starania na uzyskanie prowadzenia. Trzeba natomiast przyznać, iż w tej sytuacji bramkowej miała sporo szczęścia. Maloca chciał dogrywać do jednego z kolegów, ale futbolówka odbiła się od rywala i trafiła do Zwolińskiego, co okazało się jeszcze lepsze dla gdańszczan. Za chwilę Zwoliński uderzył między nogami Biegańskiego, a Frydrychowi nie udało się wybić piłki i było 1:0 dla Biało-Zielonych.
Młodzieżowiec uratował Wisłę przed utratą bramki jeszcze raz przed samym gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, kiedy sparował na rzut rożny groźne uderzenie Kałuzińskiego z dystansu.
Wisła Kraków z inicjatywą, ale nieskuteczna
Kilka minut po rozpoczęciu drugiej części spotkania blisko zdobycia bramki była… Wisła. Przypadkowo w groźnej dla Kuciaka sytuacji znalazł się Ondrasek, aczkolwiek Czechowi zabrakło skuteczności. Słowak popisał się fenomenalną paradą także chwilę później, kiedy ten sam napastnik jeszcze raz znalazł się bardzo dogodnej sytuacji. Dośrodkowanie Hanouska było idealnie, Ondrasek urwał się spod krycia, wyszedł w powietrze, ale mimo tego nie dał rady doprowadzić do remisu.
Na tych wyżej wspomnianych okazjach do wyrównania bynajmniej się nie skończyło, lecz żadna nie została wykorzystana.
Luis Fernandez bohaterem Wisły Kraków w meczu z Lechią Gdańsk
Pluć sobie w brodę powinien także Paixao. Chwile po tym, jak Portugalczyk pojawił się na boisku, wyszedł sam na sam z Biegańskim. Mógł zdobyć bramkę dla Lechii na 2:0, jednak nie zrobił tego, bo popełnił techniczny błąd przy przyjęciu i oddał futbolówkę golkiperowi Wisły. W 89. minucie ta nieskuteczność zemściła się na Lechii, bo pięknym strzałem popisał się Fernandez. Hiszpan najpierw minął Malocę na zamach, a potem lewą nogą uderzył ze skraju pola karnego nie do obrony.
Czytaj też:
Kolejny rozczarowujący mecz Zagłębia Lubin. Niedosyt mogą czuć obie strony