Marcin Żewłakow dla „Wprost”: Lech jest drużyną zablokowaną mentalnie

Marcin Żewłakow dla „Wprost”: Lech jest drużyną zablokowaną mentalnie

Marcin Żewłakow
Marcin Żewłakow Źródło: Newspix.pl / Piotr Kucza/Fotopyk
– Jeśli miałbym gdzieś szukać źródła kłopotów Lecha od początku tego sezonu, to wskazałbym na przygotowanie mentalne drużyny. Gdzieś w tym obszarze leży problem, tak jakby drużyna nie do końca wiedziała, na co ją stać i nie do końca wierzyła w swoje możliwości – mówi specjalnie dla „Wprost” Marcin Żewłakow, były reprezentant Polski, ekspert piłkarski i komentator TVP Sport.

Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Mamy trochę dziwną sytuację: Lech Poznań zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, ale mistrzowie Polski zamiast pochwał zbierają głównie krytykę. Pan też odczuwa pewien dyskomfort co do stylu, w jakim Lech wypracował ten awans?

Marcin Żewłakow: Tak, mam takie poczucie. Oczywiście gratuluję Lechowi awansu, ale to nie był sukces osiągnięty w takim stylu, żeby go witać wielkimi fanfarami. Myślę, że bardzo istotne było, że w ostatniej rundzie eliminacji los przydzielił Lechowi tak niewymagającego rywala, jak luksemburski F91 Dudenalange. Tego szczęścia trochę poznaniakom zabrakło w I rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, gdy trafili na silny Karabach Agdam i teraz jakby los im to oddał. To losowanie było ważne, bo przy obecnej dyspozycji Lecha silny rywal nie dałby mistrzom Polski szans na awans.

Lech od początku sezonu – zarówno w europejskich pucharach, jak i Ekstraklasie – wygląda na drużynę, która gra z jakąś blokadą mentalną, a trener John van den Brom nie bardzo wie, jak zespół odblokować, jak mu pomóc…

Czy trener nie wie, jak pomóc Lechowi to – jak dla mnie – teza zbyt odważna. Na pewno jednak Holender pracuje z drużyną wystarczająco długo, że powinno być po niej widać jego rękę. A tak nie jest. Okres przejściowy od trenera Macieja Skorży do Van der Broma powinniśmy mieć już za sobą. Po takim czasie, w klubie z takimi ambicjami jak Lech, szkoleniowiec musi dobrze znać drużynę, wiedzieć, co w niej dobrze funkcjonuje, a co trzeba naprawić. Holender powinien już wiedzieć, na kogo można liczyć, a na kogo nie.

Niestety, komentując ten wyjazdowy mecz Lecha z F91 Dudelange, trudno mi było dostrzec liderów tej drużyny, takich zawodników, którzy biorą odpowiedzialność za losy meczu na swoje barki. Widziałem raczej drużynę rozregulowaną, bez kręgosłupa, bez piłkarzy wiodących. Ci, którzy jeszcze w rundzie wiosennej odpowiadali za sukcesy Lecha, dziś przeżywają kryzys formy.

Jeśli miałbym gdzieś szukać źródła kłopotów Lecha od początku tego sezonu, to wskazałbym na przygotowanie mentalne drużyny. Gdzieś w tym obszarze leży problem, tak jakby drużyna nie do końca wiedziała, na co ją stać i nie do końca wierzyła w swoje możliwości.

Czego zatem Lech potrzebuje, by w końcu się przełamać? Jakiegoś ważnego zwycięstwa, które przywróciłoby piłkarzom z Poznania wiarę, że jednak są dobrą drużyną?

Wydaje mi się, że Lechowi przydałby się taki „mecz założycielski”. Gdy w starciu z wymagającym rywalem od początku do końca ma wydarzenia na boisku pod kontrolą, gdy spotkanie jest rozgrywane na warunkach Kolejorza. No i oczywiście kończy się ono wysokim zwycięstwem, najlepiej kilkubramkowym. Taka wygrana mogłaby przywrócić piłkarzom Lecha pewność siebie, która pozwala grać ofensywnie i nie myśleć jedynie o konsekwencjach ewentualnych błędów. No i przydałaby się jakaś powtarzalność w występach Lecha, a nie takie rozchwianie, z jakim mieliśmy do czynienia w eliminacjach europejskich, gdy poznaniaków nie stać było na rozegranie dobrego dwumeczu z żadnym z rywali.

Z F91 Dudelange Lech wygrał u siebie 2:0 i liczyłem, że może w rewanżu – przy tej solidnej zaliczce z pierwszego spotkania – mistrzowie Polski pokażą w końcu tę pewność w grze, jakość, jaką przecież mają, bo pamiętamy, jak grali w poprzednim sezonie. Ale nic z tego. Pierwsza połowa meczu w Luksemburgu (zresztą tak, jak i nie najlepsza końcówka meczu w Poznaniu) wskazują, że Lech ma nadal duży problem i musimy jeszcze trochę poczekać, aż go rozwiąże.