Piłkarz, który musi być głaskany. Dlaczego Lech Poznań „stracił” Joao Amarala i jak go odzyskać?

Piłkarz, który musi być głaskany. Dlaczego Lech Poznań „stracił” Joao Amarala i jak go odzyskać?

Joao Amaral
Joao Amaral Źródło: Shutterstock / Mikołaj Barbanell
Nie ulega wątpliwościom, że w sezonie 2022/23 Lech Poznań nie gra tak efektownie, jak w poprzednich rozgrywkach. Składa się na to wiele kwestii, ale przede wszystkim zjazd formy Joao Amarala, najbardziej widowiskowego gracza Kolejorza. Co takiego wydarzyło się, że Portugalczyk z gwiazdy drużyny przeistoczył się w jednego z najgorszych graczy zespołu?

W sezonie 2021/22 Joao Amaral uchodził za jednego z najlepszych zawodników Ekstraklasy. Sam skromnie przyznawał, że to miano należy się Iviemu Lopezowi, ale nie oszukujmy się – gdyby nie Portugalczyk, Kolejorz nie zdobyłby mistrzostwa Polski. Był po prostu jednym z bohaterów drużyny. Kilka miesięcy później ofensywny pomocnik stał się jednak… No, może nie zbędnym balastem, ale kimś w rodzaju hamulcowego drużyny.

Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że w obecnych rozgrywkach Lech osiąga dobre wyniki nie dzięki Amaralowi, lecz pomimo niego. Biorąc pod uwagę ligowe statystyki, Portugalczyk wygląda tragicznie. Jak dotąd uzbierał zaledwie jednego gola i jedną asystę w 11 spotkaniach, podczas gdy rok wcześniej miał na koncie aż osiem „oczek” w klasyfikacji kanadyjskiej po identycznej liczbie meczów w Ekstraklasie. W Europie też miewał jedynie przebłyski, jak dwa gole z Dinamo Batumi czy asysta z Austrią Wiedeń. Nie oszukujmy się jednak – to zdecydowanie za mało, aby ktokolwiek w stolicy Wielkopolski czuł satysfakcję na myśl o występach ofensywnego pomocnika z obecnych rozgrywkach.

Kwestia zaufania

Warto jednak zastanowić się, co tak naprawdę sprawiło, że drugi najlepszy zawodnik Ekstraklasy w poprzednim sezonie w obecnym jest cieniem samego siebie. W tym kontekście warto przede wszystkim pamiętać, co sprawiło, że za Macieja Skorży Amaral grał rewelacyjnie. Nie jest to żadną tajemnicą, że wówczas chodziło o szeroko rozumiane zaufanie szkoleniowca wobec jego podopiecznego.

– On musi być głaskany – mówi nam Damian Smyk, dziennikarz doskonale zorientowany w realiach Lecha Poznań.

– Takie odniosłem wrażenie po mojej rozmowie z tym zawodnikiem podczas „media day” na koniec poprzedniego sezonu. Zapytałem go wówczas, skąd ten jego wystrzał formy w rozgrywkach 2021/22. Odparł, że nie zmienił niczego w swojej głowie, ale poczuł zaufanie od Macieja Skorży – stwierdził.

Polski szkoleniowiec, na początku swojej drugiej kadencji w Kolejorzu, dał zawodnikowi czystą kartę po wszystkich dziwnych historiach związanych z podejściem Dariusza Żurawia czy też wypożyczeniem do Pacos Ferreira. – Trener wziął wtedy Amarala na rozmowę. Powiedział mu, że będzie centralną postacią, że każda akcja ma przechodzić przez niego, da mu dużo swobody. Mam wrażenie, iż teraz takiego podejścia ze strony trenera mu brakuje, przestał być perełką w koronie – uzupełnia dziennikarz „Weszło”.

John van den Brom nikogo nie głaszcze

Tymczasem obecny trener poznaniaków ma zupełnie inny styl prowadzenia swoich zespołów. Raczej nie jest fanem indywidualnego podejścia do piłkarzy, nie ma w zwyczaju prowadzenia z nimi długich rozmów, nie wciela się w rolę… Właściwie żadną. Jest szkoleniowcem, którego w pełni zadowala relacja z podopiecznymi, którą można by określić jako przełożony-pracownik.

– Holender skupia się na drużynie, jako całości. Po dobrych meczach trzyma zawodników przy ziemi, a po porażkach nikogo nie gnoi. Bardzo spokojnie podchodzi do kwestii tego, czy ktoś jest przydatny, czy nie, więc na pewno Amarala nie skreśli kompletnie. Nie będzie się jednak koncentrował głównie na nim, nie zaprosi go na kawkę, by go indywidualnie zmotywować – opowiada Smyk. Jak widać ofensywny pomocnik nie ma żadnych szans na specjalne traktowanie ze strony van den Broma.

Czytaj też:
Trenerzy klubów Ekstraklasy nie chcą być kozłami ofiarnymi. Stokowiec apeluje

Sprawa Joao Amarala a styl gry Lecha Poznań

Zastanowić się można też, czy styl gry Lecha aby nadal sprzyja temu, by Portugalczyk w nim błyszczał. W obecnym sezonie oglądaliśmy dwie twarze tej drużyny. Pierwsza była nieco naiwna, gdy przegrywała z Karabachem 1:5 w fatalnym stylu, albo kiedy rozdawała punkty na lewo i prawo. Druga zaś to twarz stricte pragmatyczna, żeby nie powiedzieć nawet minimalistyczna. Spójrzmy na wyniki mniej więcej od połowy września:

  • 1:0 z Wartą Poznań
  • 0:0 z Legią Warszawa
  • 0:0 z Hapoelem
  • 1:0 z Radomiakiem
  • 1:1 z Hapoelem
  • 2:1 z Górnikiem
  • 0:0 z Cracovią

To już nie jest ten sam Lech, który imponuje rozmachem i polotem w ofensywie. Aby wyjść z kryzysu z początku sezonu, van den Brom musiał przestawić wajchę w kierunku gdy nieco bardziej zachowawczej. Naprawił dziurawą jak sito obronę, lecz jednocześnie zmienił nieco styl gry Kolejorza. W kontekście Amarala zaszła jeszcze jedna ważna zmiana – nawet od graczy występujących na dziesiątce oczekuje się harówki w defensywie i działanie w ramach określonych wytycznych. To jeszcze nie są taktyczne dyby, ale na pewno też nie taka wolna amerykanka, na jaką Skorża świadomie i z doskonałym efektem pozwalał Portugalczykowi.

– Gdy analizowałem to, jak grają drużyny van den Broma, więcej różnic było na skrzydłach, niż na „dziesiątce”. Na pewno za Skorży było więcej rotacji między zawodnikami z tych trzech pozycji – opowiada.

Pragmatyczny Kolejorz

Nasz rozmówca zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz, dość istotną i wręcz paradoksalną względem zjazdu formy Amarala. – W zespołach Holendra ofensywni pomocnicy wykręcali dobre statystyki, dzięki atakom z głębi pola czy współpracy z rosłymi napastnikami zgrywającymi górne piłki – mówi. Niestety jesienny Lech jest z założenia zdecydowanie bardziej pragmatyczny, nastawiony defensywnie, więc siłą rzeczy Portugalczyk nie ma też aż tak wielu okazji, by udowodnić swoją jakość.

Te okoliczności na pewno należy wziąć pod uwagę, że w pewnym sensie ofensywny pomocnik nie ma odpowiednich warunków, by nadal prezentować się równie okazale, co w poprzednich rozgrywkach. Oczywiście, ktoś może powiedzieć teraz, iż gracz o odpowiedniej jakości powinien sobie poradzić w różnych okolicznościach, niezależnie od zmieniającej się taktyki czy zadań. Z drugiej strony to jest właśnie ten moment, gdy trzeba sobie powiedzieć otwarcie: gdyby Amaral tak świetnie sobie z tym radził, raczej nie grałby w Ekstraklasie.