2 października odbyła się konferencja prasowa, na której przedstawiono raport pod tytułem „Finansowa Ekstraklasa”. O wnioskach z niego płynących porozmawialiśmy z Marcinem Animuckim. Poruszyliśmy temat zatrzymywania w naszej lidze największych gwiazd, roli akademii piłkarskich w budowaniu silnej pozycji na arenie międzynarodowej, celach dla Ekstraklasy czy inflacji.
Rozmowa z Marcinem Animuckim, prezesem Ekstraklasa S.A.
Mariusz Bielski („Wprost”): Dużo dziś rozmawialiśmy na temat modzie na Ekstraklasę. Co było najważniejsze, aby takie zjawisko w ogóle zaistniało, nie licząc sukcesów sportowych poszczególnych drużyn?
Marcin Animucki (Ekstraklasa S.A.): Chciałbym przede wszystkim podziękować klubom za ich konsekwencję w realizacji wyznaczonych celów. Mowa tu o wzmacnianiu drużyn pod kątem sportowym, aby było możliwe przechodzenie do kolejnych rund kwalifikacyjnych w europejskich pucharach, a następnie udział w fazach grupowych.
Już kilka lat temu umówiliśmy się z przedstawicielami klubów, że to będzie jeden z naszych wspólnych głównych celów, do którego będziemy dążyć. Nie tylko w perspektywie jednego zespołu. Marzą mi się cztery drużyny, które mogłyby regularnie pojawiać się w fazach grupowych europejskich pucharów. Z każdym rokiem może nam być o to łatwiej, ponieważ awans z 30. na 21. miejsce w rankingu UEFA i zachowanie tej lokaty pozwoli nam na rozpoczęcie udziału w eliminacjach Ligi Mistrzów od II rundy kwalifikacyjnej. Są też zmiany na poziomie UEFA, wskutek czego zdobywca Pucharu Polski wystartuje w eliminacjach Ligi Europy.
Dużą część ze środków mediowo-marketingowych otrzymują nasi pucharowicze. Między innymi dzięki temu jesteśmy w stanie zatrzymywać gwiazdy Ekstraklasy w naszych topowych klubach. W Legii Warszawa to Josue, w Lechu Poznań Mikael Ishak czy Ivi Lopez w Rakowie Częstochowa.
Te wszystkie czynniki wpływają również na wzrost zainteresowania ligą i wzmacnianiem mody na nią. Efekty widzimy w liczbach. Za nami kolejki letnie i wzrost frekwencji o 20 proc. względem poprzedniego sezonu. Około 11,5 tysiąca ludzi średnio ogląda mecze Ekstraklasy bezpośrednio z trybun. Widzieliśmy to w raporcie – mówimy o średnio 4 tys. kibiców więcej niż dwa lata temu.
Odpowiednie reinwestowanie zarobionych pieniędzy to klucz do tego, aby stworzyć efekt kuli śniegowej w kwestii rozwoju Ekstraklasy i polskich klubów?
Dyrektorzy, którzy wzięli udział w konferencji, wykazywali, iż w pewnej chwili pojawił się znaczący przeskok jakościowy w Ekstraklasie. Podpisane w 2018 roku umowy telewizyjne zaowocowały zwiększeniem przychodów o około 60 proc. W ostatnim przetargu dodaliśmy kolejne 30 proc. Wzrosła też umiejętność topowych klubów w kwestii komercjalizowania wpływów ze sfery marketingowej.
Między innymi dzięki tym czynnikom możemy zatrzymywać największe gwiazdy w Ekstraklasie. Tak jak mówili dziś dyrektorzy Legii, Lecha czy Rakowa – dziś nie musimy sprzedawać każdego za jakąkolwiek kwotę. Kiedyś transfer za milion euro był uznawany jako duży, potem pojawiły się transakcje za 6, 7 czy nawet 10 milionów. To cieszy, aczkolwiek w najnowszym raporcie widzieliśmy, że Ekstraklasa wcale nie musi się wyprzedawać. To duży powód do zadowolenia, bo daje perspektywę stabilizacji sportowej na coraz wyższym poziomie.
Czytaj też:
Z czego się cieszyć, a czego się bać? Kluczowe wnioski z raportu „Finansowa Ekstraklasa”
Gdzie kluby mają jeszcze największe rezerwy. Czy to da się tak ogólnie określić?
My jako Ekstraklasa będziemy w tym sezonie będziemy przekazywać klubom o kilkadziesiąt milionów złotych więcej, niż do tej pory. To efekt kontraktów zawartych między innymi z Canal+, PKO BP czy Totalizatorem Sportowym. Ten tort może stać się jeszcze większy. Pewnie z roku na rok będzie rósł i zobaczymy, jak to wyjdzie od sezonu 2027/28, gdy zaczniemy mówić o nowym rozdaniu telewizyjnym.
Trzeba patrzeć długofalowo.
Mamy tu sporo czasu. Kluby monetyzują własne kontrakty sponsorskie i marketingowe. Tutaj wciąż jest spory potencjał. Super, że rośnie frekwencja, bo to z kolei będzie się przekładało na przychody klubów z dnia meczowego. Mówimy o olbrzymim zastrzyku pieniędzy.
Niezwykle ważną kwestią dla rozwoju ligi będą systematyczne występy naszych drużyn w europejskich pucharach. Jeśli kiedyś uda nam się zrealizować cel wejścia do pierwszej 15. rankingu UEFA i bycia pewnym udziału w fazach grupowych, to także ogromnie wzmocni Ekstraklasę, bo wtedy kwestia reinwestycji środków stanie się bardziej pewna i na szerszą skalę.
Mówiliśmy o tym, że Ekstraklasa plasuje się obecnie na 8/9 miejscu w skali Europy pod względem przychodów z tytułu praw mediowych. Z kolei w rankingu UEFA jesteśmy na 21. lokacie. Był awans, ale to nadal znaczna różnica. Kibice, widząc ją, diagnozują, że po prostu nasza liga i piłkarze w niej są mocno przepłacani. Co pan o tym sądzi?
Czynnik finansowy zawsze wyprzedza to, co potem odzwierciedla się w sporcie. Jeśli zrobiliśmy dobrą robotę wraz z klubami w sferze rozwoju infrastruktury, inwestycji w akademie, przygotowania finansowego, to ten sukces sportowy w pewnej chwili musi po prostu się pojawić. Nie jesteśmy ligą, która się strasznie zadłuża albo ma wielu inwestorów spoza kraju, dających zastrzyk pieniędzy z dnia na dzień. U nas to trwa, ale z drugiej strony to pozwala uformować w klubach zdrowsze fundamenty, na których można budować cały ekostystem na lata, a nie na chwilę.
W wielu klubach widać też postępy w pracy z młodzieżą i to jest kolejna rzecz, która będzie się przekładała na przyszłe kwoty transferowe. Według najnowszego raportu najwięcej transferów dotyczy zawodników poniżej 23. roku życia i to Polaków, wychowanych w naszych akademiach, dla których generowanie przychodów jest ważnym czynnikiem rozwojowym.
Mnie zmartwiła ta część raportu, w której widzieliśmy, iż wiele klubów wydaje na wynagrodzenia grubo ponad 70 proc. swoich budżetów, a jest to rekomendowana przez UEFA granica. Kilka klubów przekracza ten próg i to bardzo. Wygląda to przerażająco.
Na pewno trzeba będzie na ten wskaźnik bardzo czujnie spoglądać, aczkolwiek sądzę, że powinien on być badany w dłuższym okresie. Rok do roku może to wyglądać różnie. Na przykład komuś trafi się bardzo mocny rok przychodowo, gdzie pieniądze zostaną wydane w kolejnym, bo została wypracowana „poduszka” i klub zwyczajnie może sobie pozwolić na taką inwestycję.
Cieszy jednak, że jest dość duża grupa klubów, które mieszczą się w tej rekomendacji. Pamiętajmy natomiast, iż jesteśmy również w momencie dynamicznego rozwoju. Rynek Ekstraklasy nie jest tak stabilny jak na przykład rynek Bundesligi, gdzie nie potrzeba super wielkich inwestycji, aby napędzić koniunkturę. Dziś znajdujemy się w innym miejscu – trudnej budowy pozycji zarówno na poziomie polskim jak i europejskim. Moim zdaniem jesteśmy jednak na dobrej drodze.
A inflacja? Ona pożera portfele zwykłych Kowalskich, ale i na klubach musi się jakoś odbijać. Na ile wzrost przychodów i te wszystkie rekordy wynikają po prostu z tego, że wraz z przychodami rosną też koszta? Jak Ekstraklasa radzi sobie na tym tle?
Dyrektorzy finansowi zwracali na to uwagę. Pierwsza rzecz, to wzrost wynagrodzeń piłkarzy, a trzeba jakoś dbać o limity i niewydawanie zbyt wygórowanych kwot. Z drugiej strony są też koszty obsługi akademii piłkarskich, obsługi dnia meczowego, koszty związane z podgrzewaniem murawy albo za wynajmem ochrony. To wszystko rośnie i będzie miało wpływ również na to, jak szybko możemy się rozwijać.
Mamy na tyle korzystną sytuację, że w dobry sposób przeszliśmy przez okres pandemii i wykorzystujemy odbicie pocovidowe do szybszego rozwoju. Generujemy coraz większe przychody ze wszystkich źródeł, więc ten trend jest zauważalny. Cieszymy się, widzimy potencjał, ale oczywiście musimy uważać na rosnące koszty.
Czytaj też:
Szokujące wieści z Holandii. Piłkarzowi Legii Warszawa postawiono zarzutyCzytaj też:
Wzruszający gest kibiców Jagiellonii Białystok. Tysiące pluszaków na murawie stadionu