Zaczęliśmy z wielkimi nadziejami, a kończymy z ogromnym niedosytem. Minione zgrupowanie reprezentacji Polski, pierwsze za kadencji Fernando Santosa przyniosło więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, choć niestety nietrudno wyciągnąć wnioski, iż więcej tutaj minusów niż plusów. Portugalczyk musi odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań przed kolejnymi meczami, a czasu ma wystarczająco dużo, gdyż następne spotkanie Biało-Czerwonych dopiero za trzy miesiące. Jednak skupmy się na tym, co za nami.
1. Brutalne zderzenie z polską rzeczywistością piłkarską
Na godzinę przed rozpoczęciem meczu z Czechami większości Polaków zaświeciły się oczy, widząc jedenastkę, która wyszła na boisko od pierwszej mintuy. Z przodu: Lewandowski, Szymański, Frankowski, czyli: lider, choć bez formy, znakomity piłkarz ligi holenderskiej i miewający przebłyski futbolista Ligue 1. Środek pola: Zieliński, Bielik, Linetty – odpowiednio: jeden z najlepszych pomocników w Europie sezonu 2022/23, miewający wzloty i upadki piłkarz drugiej ligi angielskiej i średni zawodnik Serie A, coraz rzadziej występujący pełne 90. minut w klubowych meczach.
Defensywa: Karbownik, Bednarek, Kiwior, Cash, czyli: obiecujący gracz 2. Bundesligi, piłkarz, mający papiery na bycie liderem kadry, ale nie umiejący się nim stać, przyszłość polskiego futbolu i dający nadzieję piłkarz Arsenalu oraz podstawowy zawodnik Aston Villi. A z tyłu ostoja, Wojciech Szczęsny. Podczas przedmeczowych konferencji prasowych selekcjoner mało opowiadał, co działo się na treningach, choć nie ukrywał, iż kadra ma potencjał.
Efekt? Rozpoczęty mecz z Czechami o 20:45, tak naprawdę zakończył się dla nas o 20:47, jak przegrywaliśmy 0:2. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się tak zimnego prysznica, którego ostateczny wynik to 1:3. Czesi dali Polakom prawdziwą lekcję futbolu, a Fernando Santosowi uświadomił, czym różni się kolektyw złożony z zawodników, znających się z jednego podwórka, a tym, który składa się z różnej klasy futbolistów rozsianych po całym świecie, spotykających się raz na jakiś czas.
2. Do zmazania obrazu gry z Kataru jeszcze daleko
Mało kto spodziewał się wejścia nowego trenera i zamazania obrazu gry z mundialu w Katarze. I słusznie, aczkolwiek sęk w tym, że to zostało odwzorowane gorzej niż prawdopodobnie myślał sam Fernando Santos. W meczu z Czechami defensywa wyglądała tak, jak przynjamniej po części można było się tego spodziewać. Bednarek pokazał, że nie jest w formie, Kiwior popełniał błąd za błędem, czym udowodnił brak ogrania na najwyższym poziomie, Karbownik zawiódł na całej linii, choć w klubie błyszczy, a Cash, mimo spędzonych siedmiu minut na boisku, został owinięty wokół palca przez Juraska, co Czech powtórzył później z Gumnym.
Idąc wyżej, Bielik ponownie nie zdał egzaminu, Zieliński był najlepszym z Polaków, ale co z tego, skoro nie miał z kim grać? Linetty mógł po meczu stanąć przed lustrem i zadać sobie pytanie – co ja w ogóle chciałem osiągnąć? A przód? Robert Lewandowski został wyłączony z gry, bo stoperzy obu ekip przeciwnych dobrze spodziewali się, na kogo będziemy chcieli grać najwięcej, Sebastian Szymański stracił w oczach selekcjonera na tyle, że w meczu z Albanią zagrał przewrotne pięć minut, a Frankowski w pierwszym meczu, chciał robić wiele, ale podobnie, jak „Zielu”, nie mógł, bo zarówno on, jak i jego koledzy zostali wyłączeni z gry.
Zachowawcza gra z tyłu sprawdziła się wyłącznie w drugim spotkaniu, jednak nie można odmówić Fernando Santosowi prób odważniejszych ataków, ale to również można powiedzieć tylko o meczu z Albanią. Po wyjeździe z Pragi Portugalczyk już wiedział, że w tej ekipie brakuje przede wszystkim lidera, który położy twardą rękę na tej ekipie. W przeszłości kimś takim był Kamil Glik, ale, jak wiemy, doświadczony defensor nie mógł przyjechać na zgrupowanie przez kontuzję. Trener zaufał zatem komuś innemu.
3. Nieoczywiści liderzy
Po blamażu z Czechami Fernando Santos musiał błyskawicznie zareagować. W meczu z Albanią zrezygnował z usług kilku piłkarzy, a postawił na m.in.: Nicolę Zalewskiego (który dał słabą zmianę w Pradze), Bartosza Salamona, Karola Świderskiego, czy Jakuba Kamińskiego. Co najważniejsze, trener zmienił ustawienie, dając więcej przestrzeni na skrzydłach Frankowskiemu i właśnie Kamińskiemu, a stawiając na trójkę stoperów, choć Kiwior częściej biegał z lewej strony. Środek pola złożony był z dwójki: Zieliński, Linetty, a z przodu biegali Lewandowski i wcześniej wspomniany Świderski.
No i okej, wygraliśmy 1:0, tylko nie możemy powiedzieć, że było to spotkanie, które chcielibyśmy oglądać na mistrzostwach Europy. Zbyt wiele zachowawczej gry, strach przed podjęciem ryzyka i brak zadziorności oraz przebojowości złożyły się na nie najlepszy obraz przebiegu spotkania w wykonaniu Bialo-Czerwonych. Na największe pochwały zasługują tutaj strzelec jedynego gola, Karol Świderski i Bartosz Salamon, który wszedł w buty Kamila Glika i dyrygował całą drużyną.
– Ja starałem się robić swoją robotę jak najlepiej, myślę że stać mnie na dużo więcej przy wyprowadzaniu, ale w wielu fragmentach też pomogłem drużynie i jestem zadowolony z tego faktu – zapewnił w pomeczowym wywiadzie defensor Lecha Poznań.
Natomiast pierwszy z wymienionych został okrzyknięty MVP drugiego spotkania, czemu dziwić się nie można, ponieważ doskonale pracował zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Na ten moment trudno wyobrazić sobie, żeby w kolejnym spotkaniu zabrakło go w wyjściowym składzie. Sam zresztą był bardzo zadowolony ze swojego osiągnięcia.
4. Tak, problem leży w mentalności
Po meczu z Czechami Fernando Santos otwarcie przyznał, że ta ekipa jest źle nastawiona mentalnie. Ale czy można się temu dziwić? Najważniejszym dla Cezarego Kuleszy i reszty sztabu PZPN było, by zmazać obraz afer i problemów, który narodził się podczas kadencji Czesława Michniewicza. A tu nagle wychodzi wywiad Łukasza Skorupskiego, podczas którego wraca do afery premiowej, która wywiązała się po meczu z Argentyną na mundialu i demony wracają.
Robert Lewandowski otwarcie przeprosił za to, co się wydarzyło, jednak wciąż nie da się odeprzeć wrażenia, że nad drużyną ciąży więcej spraw poza boiskowych, które potem przekładają się na obraz gry. Cisza medialna, którą miał zarządzić portugalski szkoleniowiec nasunęła kilka wniosków, a także dała nadzieję, że więcej do takiej sytuacji nie dojdzie. Oby, choć nie wiadomo, co wydarzy się, powiedzmy za dwa tygodnie, gdy zawodnicy wrócą na pełne obroty w klubach.
Tym, czego naprawdę brakuje w tej kadrze, są piłkarze, którzy będą walczyli o każdą piłkę, jak lew o zdobycz. Chcemy widzieć zawodników z pazurem, którzy mając świadomość gry z orzełkiem na piersi oddadzą za niego krew, pot i łzy. W meczach z Czechami i Albanią tego nie zobaczyliśmy, choć pod tym względem wyróżnić można Karola Świderskiego, który wyraźnie cieszy się grą w biało-czerwonych barwach i nie boi się ryzykować.
5. Piotr Zieliński nie dźwignie wszystkiego sam
Pomocnik SSC Napoli obok Roberta Lewandowskiego jest najlepszym zawodnikiem tej kadry, jednak te dwa mecze pokazały wyraźnie, jak Fernando Santos chce wyprowadzać akcje. Kluczem do tego jest właśnie Piotr Zieliński, który, choć sprawdza się w swojej roli, nie ma wyraźnego zastępcy, który mógłby go odciążyć. Karol Linetty zagrał lepiej z Albanią niż Czechami, ale to dalej nie jest taki poziom, którego byśmy oczekiwali. Wciąż czekamy na powrót Jakuba Modera, który doskonale wszedł do gry w reprezentacji. Wówczas Piotr Zieliński może zostać zwolniony z kilku obowiązków, szczególnie defensywnych.
Prędzej czy później wszyscy zauważą, że nasza gra już nie opiera się na słynnej ladze na Robercika, a przede wszystkim grze pod „Ziela”. Minione zgrupowanie bardzo negatywnie zweryfikowało osobę Sebastiana Szymańskiego, który również postrzegany jest jako zawodnik „osiem łamane na dziesięć”, aczkolwiek trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego o jego wkładzie w grę kadry. Nie wolno odmawiać mu potencjału, jednak patrząc na Sebę z Eredivise, a na tego, który przyjechał do Warszawy, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma innymi piłkarzami.
Z Albanią zagraliśmy bez typowej „szóstki”, co nie wyszło na plus Piotrowi Zielińskemu i, co może być nieco kontrowersyjną opinią, w tym meczu sam zagrał słabiej niż w spotkaniu z Czechami. Przełożyło się to na wcześniej wspomnianą lepszą grę Karola Linettego, który potrafił rozegrać piłkę, powalczyć o jej odbiór, a nawet oddać strzał. Tylko czy to wciąż jest gra, której oczekujemy? Niekoniecznie.
6. Ile można liczyć na Wojciecha Szczęsnego?
Przywykliśmy do faktu, że Wojciech Szczęsny jest bohaterem tej reprezentacji. Tym razem nie było inaczej. Tylko, jak długo będziemy żyć ze świadomością, że wynik zawdzięczamy przede wszystkim bramkarzowi? Nie ma sensu już wspominać o grze z Czechami, bo ona praktycznie nie istniała, choć mogła się skończyć jeszcze większą katastrofą, gdyby nie „Szczena”. Skoro tak musiało być, miejmy nadzieję, że ten zimny prysznic posłuży Fernando Santosowi pozytywnie, a przy następnych meczach zobaczymy znacznie ciekawszy obraz spotkania.
Jednak w spotkaniu z Albanią, o ile pierwsza połowa w grze Polaków przebiegała bardzo spokojnie i podręcznikowo, tak w drugiej okazji do strzelenia gola było znacznie więcej, ale nie tylko po naszej stronie. Powiedzmy sobie szczerze, że napastnicy o klasę wyżsi od albańskich, zdecydowanie lepiej wykorzystaliby luki, które powstawały w defensywie Biało-Czerwonych, a Wojciech Szczęsny miałby więcej roboty. Przed nami mecze z Mołdawią (która zremisowała z Czechami 0:0) i Wyspami Owczymi, więc Porugalczyk nie zostanie zweryfikowany na poziomie rywala z najwyższej półki, a przydałoby się to, by wyciągnąć ostateczne wnioski, kto powinien grać w kadrze, a kto nie.
7. Gdzie jest Robert Lewandowski?
Kiedy rozmawiamy z zawodnikami, trenerami czy sztabem drużyn, które mają zagrać przeciwko Robertowi Lewandowskiemu, słyszymy, że nie ma sensu mówić, w jakiej on jest formie, ponieważ potrafi rozstrzygnąć wynik w jednym momencie. Może to prawda, aczkolwiek po ostatnich meczach reprezentacji Polski możemy mieć obawy, czy jeszcze zobczymy tego RL9, który wyprowadził cudowną akcję w meczu ze Szkocją, a potem wykończył to golem.
34-latek widocznie stracił swoją nieprzewidywalność, często gubił się w pojedynkach z defensywą Albańczyków i Czechów. Sam zresztą przyznawał w wywiadach pomeczowych, że był zaskoczony tym, co pokazywali obrońcy rywali. Tylko, że nie graliśmy z drużynami ze szczytu rankingu FIFA. Robert dostał dwa plastry, których nie mógł odkleić. Raz był tego bliski po ładnej akcji w meczu z Albanią, ale ostatecznie nie trafił do siatki.
No i koniec końców, mówimy o kapitanie reprezentacji Polski. Liderze, który ma za zadanie brać na siebie odpowiedzialność. Było wiele takich meczów, aczkolwiek obecnie takich sytuacji jest zdecydowanie za mało, a podkreślmy, że mówimy o napastniku z najwyższej półki. Polacy mogą, choć nie powinni być zadowoleni z tego, co pokazał lider naszej kadry na minionym zgrupowaniu.
8. Nie skreślajmy Fernando Santosa
I na koniec tego wywodu podkreślmy, że – tak, Fernando Santos brutalnie zderzył się z polską rzeczywistością piłkarską. Zrozumiał, że wszedł do kadry, która ma duże problemy i mimo jeszcze większych nazwisk wymaga twardej ręki. Przed nim kilka tygodni na znalezienie odpowiedzi na ważne pytania, ale nie spodziewajmy się cudów. W dwóch meczach wystawił dwie inne jedenastki, nie inaczej może być w pojedynkach z Mołdawią i Wyspami Owczymi.
Teraz Portugalczyk musi wyluzować i zastanowić się, kogo wrzucić do listy „sprawdzeni, odstawieni” i którymi zawodnikami ich zastąpić. Dziś trudno jednoznacznie wskazać palcem na takich piłkarzy, gdyż zawiedli ci, którzy jednocześnie mogą stać się bohaterami pokroju Wojciecha Szczęsnego. Pożyjemy, zobaczymy. Oby doświadczenie Fernando Santosa wzięło górę i przełożyło się na obraz gry, a przede wszystkim punkty.
Czytaj też:
Robert Lewandowski zdiagnozował problem po meczu z Albanią. „Wielu z nas miało cięższe nogi”Czytaj też:
Karol Świderski bohaterem meczu z Albanią. Jego słowa nie zostawiają pytań