Robert Podoliński dla „Wprost”: Albo nie mamy pieniędzy na kupienie lepszej jakości piłkarskiej, albo transfery Lecha są nietrafione

Robert Podoliński dla „Wprost”: Albo nie mamy pieniędzy na kupienie lepszej jakości piłkarskiej, albo transfery Lecha są nietrafione

Lech Poznań
Lech PoznańŹródło:PAP / Jakub Kaczmarczyk
W czwartek Lech Poznań awansował do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji, ale nikt na trybunach nie świętował sukcesu. Kibice byli potężnie rozczarowani postawą mistrzów Polski, którzy dopiero w dogrywce zdołali uporać się z pół-amatorami z islandzkiego Vikingura Rejkiawik, wygrywając ostatecznie 4:1. Po spotkaniu to goście zostali nagrodzeni owacją na stojąco, a piłkarzy, trenerów i właścicieli Lecha mocno zbesztano. Nie obyło się bez obelg i wizyty kiboli pod szatnią zawodników. To był awans, który nikomu w Poznaniu nie przyniósł radości.

O meczu Lech – Vikingur rozmawiamy z komentatorem tego spotkania w TVP Sport, ekspertem i trenerem – Robertem Podolińskim.

Dariusz Tuzimek „Wprost”: Lech awansował, ale atmosfera w Poznaniu jest jak na stypie. Mistrz Polski zagrał mecz wstydliwy, jak słusznie zauważył ktoś na Twitterze, to spotkanie nadaje się wręcz do nonsensopedii. Pana też szlag pana trafił, gdy Lech wypuścił prowadzenie 2:0 w ostatnich sekundach meczu i zafundował wszystkim nerwową dogrywkę?

Robert Podoliński: Tak jak kibice, też jestem rozczarowany. I to najbardziej postawą tych piłkarzy, których sprowadzono do Lecha jako graczy gotowych do podjęcia takiego wyzwania, jak mecze o europejskie puchary. Bo jeśli kupujesz, za ciężkie pieniądze, drogą zastawę do domu, to chcesz, żeby ona lśniła na tych najważniejszych, wystawnych przyjęciach. I podobne oczekiwania są co do sprowadzonych piłkarzy Lecha. Ciężko mieć pretensję do młodych zawodników, takich jak np. Michał Skóraś czy Filip Marchwiński, bo oni naprawdę na boisku zrobili swoje. Ten pierwszy ciągnął całą grę Lecha, ten drugi zdobył decydującą bramkę w dogrywce na 3:1.

Ale już ci zawodnicy, na których Lech wydaje miliony, też muszą wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Mikael Ishak, strzelił gola, bardzo się starał, ale jest jednak jeszcze pod formą. Z kolei Amaral ma potworny dołek formy. A na występ Afonso Sousy, który był kupowany jako pomocnik mający poprowadzić grę Lecha, trzeba spuścić miłosiernie kurtynę milczenia. On biegał w końcówce meczu z głową spuszczoną do dołu. Tak był załamany.

No ja bym jednak wymagał, żeby zawodnik o statusie gwiazdy był w stanie podźwignąć oczekiwania wobec jego osoby. Zarówno kibiców jak i klubu, który zapłacił za niego ciężkie pieniądze. Nowy trener i nowi piłkarze ściągani byli do Poznania, żeby powalczyć o Ligę Mistrzów, o Ligę Europy i żeby byli gotowi na już. Tymczasem Lech dostał lanie od Karabachu i teraz ledwo się przeczołguje po Islandczykach w eliminacjach do Ligi Konferencji. No bądźmy szczerzy, nie o to w Poznaniu chodziło.

Rozgrzesza pan Skórasia za czwartkowy mecz, ale to on miał piłkę przy nodze na 30 sekund przed końcem spotkania. I zamiast trzymać ją jak najdłużej, pójść do chorągiewki, ukraść trochę czasu, to spróbował akcji ofensywnej i niecelnie podał do Ishaka. Islandczycy dostali piłkę i w dosłownie ostatniej akcji meczu strzelili gola dającego im dogrywkę.

Ja nie wymagam od Skórasia doświadczenia, bo on go jeszcze nie ma. Ten chłopak to przyszłość polskiej piłki. Ja chcę, żeby Skóraś był troszkę szalony. A on i tak był chyba najlepszym piłkarzem Lecha, w tym spotkaniu, więc go za tę jedną akcję rozgrzeszam. To na transferze tego zawodnika „Kolejorz” niebawem bardzo dobrze zarobi.

Niepokojące jest to, że jakości nie dają nie juniorzy – bo oni swoje robią – ale ci piłkarze z zagranicy, na których wydano spore pieniądze. Wiemy dobrze, z wywiadów z naszym zawodnikami, że jeśli Polak chce mieć miejsce w składzie w zagranicznym klubie, to musi być wyraźnie lepszy od miejscowych piłkarzy. A u nas? Czy ci piłkarze zagraniczni, którzy się pojawili w czwartek na boisku w barwach Lecha, są lepsi do naszych, młodych chłopaków? Mam wątpliwości. Albo więc nie mamy pieniędzy na kupienie lepszej jakości piłkarskiej, albo te transfery są nietrafione.

Co się dzieje z Joao Amaralem? On sam mógł ten mecz zamknąć ze dwa, czy trzy razy, ale fatalnie pudłował w doskonałych sytuacjach.

Boli mnie gdy patrzę jak on się na boisku męczy, bo wszyscy wiemy, że Amaral grać potrafi i w poprzednim sezonie mistrzostwo Polski dla Lecha to w dużym stopniu jego zasługa. Skąd teraz ten gigantyczny zjazd formy? Nie wiem, może chodzi o nowego trenera poznaniaków, bo inaczej sobie tego nie potrafię wytłumaczyć. Zresztą w kiepskiej dyspozycji na początku sezonu są wszyscy liderzy zespołu, nie tylko Amaral.

Dość niespodziewanie w meczu z Vikingurem dobrze wypadł – przynajmniej pod względem liczb – Kristoffer Velde. Strzelił gola, miał asystę, ale jakbym miał powiedzieć kiedy następnym razem ten zawodnik zagra taki mecz, to zaryzykowałbym tezę, że najwcześniej za pół roku. Powiedział pan o nim w komentarzu meczu, że za pieniądze, jakie przeznaczono na transfer Norwega, to do Lecha mogłaby przejść cała drużyna Islandczyków i oni był jeszcze w przerwach między treningami popracowali zawodowo…

Velde ma strasznie mało atutów czysto piłkarskich. Nie jest za szybki, nie jest dryblerem, nie imponuje jakimś piekielnym uderzeniem. Fakt, że w tym meczu strzelił gola i miał asystę, więc już cisnęło mi się na usta, że zagrał taki mecz, o którym będzie opowiadał wnukom przy kominku, ale może już dość tych złośliwości.

Czy Lech jest źle przygotowany do sezonu? Bo tak wygląda. Islandzcy amatorzy bili intensywnością na głowę piłkarzy „Kolejorza”. Czy John van den Brom, który objął Lecha po Macieju Skorży, to jest odpowiedni trener dla mistrzów Polski?

Nie mam pewności, że to był dobry wybór. Trenera zawszą rozliczają wyniki, bo na końcu to on za nie odpowiada. No to z wynikami jest na razie słabo. Nie widzę żadnych nowych twarzy w drużynie, którymi by Holender mógł zaimponować. Jaki jest styl gry poznaniaków wszyscy widzimy. Nie wiem, czy Lech nie był naszym najsłabszym polskim pucharowiczem.

Dużo bardziej podobały mi się Pogoń Szczecin i Lechia Gdańsk, które z trudnymi rywalami odpadły, ale pokazały się z naprawdę dobrej strony. A przecież to wobec Lecha były największe oczekiwania. Zdobyte mistrzostwo Polski, fajnie ułożona drużyna, sporo pieniędzy wydane na transfery. Niestety, przeżywamy teraz wszyscy duże rozczarowanie.

Wróćmy jeszcze do Afonso Sousy. On chyba jest największym rozczarowaniem, wydano na niego 1,2 mln euro, miał być liderem Lecha, a tymczasem wygląda na boisku źle i to nie tylko pod względem piłkarskim, ale i mentalnym. Podsumowaniem jego występów w Lechu był ten fatalnie zmarnowany karny w dogrywce meczu z Vikingurem.

Tak, to już go dobiło kompletnie. Nawet gdy Portugalczyk w końcówce dogrywki strzelił w końcu gola na 4:1, nie był w stanie się cieszyć. Widać, że nie radzi sobie z presją. Rozkleił się zupełnie i na teraz nie wygląda na kogoś, kto pociągnie w najbliższym czasie grę Lecha. A przecież czytaliśmy wcześniej doniesienia, że to piłkarz, o którego walczy wiele klubów… Ale może to była jedynie taka menadżerska gra z mediami.

W czasie komentowania meczu pan pozwolił pan sobie na uszczypliwość pod adresem Sousy, mówiąc, że Portugalczyk pewnie zostanie piłkarzem grudnia w Ekstraklasie. A w tym roku w grudniu akurat będzie pauza w lidze, ze względu na mistrzostwa świata, które będą rozgrywane w Katarze. Spora złośliwość…

Tak, ale nie do końca zamierzona. Gdy to mówiłem, nie pamiętałem o tym mundialu. To takie stare powiedzonko z piłkarskiej szatni. Kiedyś w grudniu się w Polsce nie grało, więc gdy się o kimś powiedziało, że będzie „piłkarzem grudnia” albo „piłkarzem lipca” (gdy trwała przerwa w rozgrywkach), była to szyderka, że to zawodnik dobry wtedy, gdy nie trzeba grać meczów o punkty. I w tym kontekście mówiłem to o Sousie. Ale już tak na poważnie, to życzę wszystkim w Lechu, żeby się szybko potwierdziło, że to jednak piłkarz warty wydanych na niego pieniędzy.

Czy można być optymistą przed dwumeczem Lecha z luksemburskim Dudelange o fazę grupową Ligi Konferencji? Z kontują szedł boiska z Antonio Milić, a Lech ma dramatyczne kłopoty ze stoperami.

Tak, zestawienie środka obrony to kolejny kłopot Lecha. Kapitalnie zagrał tam Alan Czerwiński, choć wszyscy wiedzą, że to nie jest jego pozycja. Jeśli, trochę na siłę, szukać podstaw do optymizmu to byłby to dwa czynniki. Wydaje mi się, że do formy wraca defensywny pomocnik Jesper Karlström, bardzo ważny piłkarz dla Lecha.

A druga kwestia to fakt, że dało się w czwartek zauważyć, że poznaniacy już trochę lepiej biegają niż na początku sezonu. Pierwsze symptomy tej poprawy widać było już w meczu ligowym z Zagłębiem Lubin, a teraz to się potwierdziło. Miejmy nadzieję, że Dudenlange to nie będą dla Lecha Himalaje nie do zdobycia.

Czytaj też:
Franciszek Smuda wytypował wynik meczu Widzew Łódź – Legia Warszawa. „Nie ma co kalkulować”