To, co zrobili Polacy w meczu z Hiszpanami, daje ogromną nadzieję na przyszłość. Nawet w sytuacji, kiedy Biało-Czerwoni grali bez Szymona Sićki, a rywal wyszedł na kilkubramkową przewagę, nasi zawodnicy nie odpuszczali i gonili wynik. Jeszcze w ostatniej akcji mieli aż dwie szanse na wyrównanie wyniku. Niestety zmarnowali dwie genialne sytuacje.
Zacięta pierwsza połowa meczu Polska – Hiszpania
Pierwsze dziesięć minut spotkania z Hiszpanami w wykonaniu Biało-Czerwonych nie należało do najlepszych. Nasi zawodnicy byli nieporadni w ataku, a na domiar złego rywale dość łatwo przedzierali się przez defensywę Biało-Czerwonych. Skutkiem takiej gry było uzyskanie czterobramkowej przewagi przez aktualnych mistrzów Europy.
Zupełnie inaczej wyglądały kolejne minuty. Polacy przypomnieli sobie najlepsze momenty meczu z 8 stycznia i zaczęli odrabiać straty. Kolejne bramki dokładali Krajewski, Moryto, Daszek i Przytuła i w zaledwie dziewięć minut wynik zmienił się z 2:6 na 8:8.
Polacy mieli nawet swoje szanse na objęcie prowadzenia, ale w kluczowych momentach nie udało się zamienić akcji na bramkę. Ostatecznie na przerwę Biało-Czerwoni schodzili, tracąc do Hiszpanów jedno trafienie. Po 30 minutach było 13:14.
Polska nie zamierzała rezygnować z walki
Na awans do półfinału Hiszpanie musieli pracować do ostatniej minuty meczu, ponieważ Biało-Czerwoni nawet na chwilę nie zamierzali zwalniać ręki. W 32. minucie spotkania karę dwóch minut otrzymał Krajewski, a grająca w przewadze Hiszpania odskoczyła na dwie bramki. W 37. z kolei Polacy zgubili piłkę w ataku, a Angel Fernandez wykorzystał nadarzającą się okazję i trafił na 16:19.
Na 10 minut przed końcem spotkania Hiszpania utrzymywała bramkową przewagę, ale nadal nie mogła być pewna awansu, ponieważ na parkiecie bardzo dobrze spisywał się 21-letni Piotr Jędraszczyk, a Polska w każdej chwili mogła odrabiać straty. Atak Biało-Czerwonych robił bardzo dobre wrażenie, a do pełni szczęścia brakowało kilku skutecznych interwencji Zembrzyckiego w bramce.
Na cztery minuty przed końcem spotkania Biało-Czerwoni mogli dojść rywala na jedną bramkę. Niestety Michał Daszek nabił się na Hiszpański blok i od 57. minuty spotkania na tablicy widniał wynik 25:28 po trafieniu Angela Fernandeza ze skrzydła. Już w kolejnej akcji piękne rotacyjne podanie na bramkę zamienił Gębala. Polski obrotowy rzucał w zasadzie klęcząc na parkiecie.
Na minutę i 47 sekund przed końcem o czas poprosił Patryk Rombel. Trener postanowił dokładnie zaplanować akcję Polaków, ponieważ Biało-Czerwoni nadal mieli szansę przynajmniej na wywalczenie remisu. Na ławce został Zembrzycki, a do ataku ruszyło siedmiu polskich zawodników. Ze skrzydła na półtorej minuty przed końcem na 27:28 trafił Moryto. W końcówce Hiszpanie mieli problem ze skonstruowaniem akcji, dlatego na ok. 40 sekund przed końcem o czas poprosił ich szkoleniowiec. To jednak nie pomogło, rywale zgubili piłkę, a w ostatnich 30 sekundach Polska miała dwie stuprocentowe szanse na wyrównanie. Niestety polskich zawodników dwukrotnie pokonał Corales, który wcześniej nie notował skutecznych interwencji. Spotkanie zakończyło się wynikiem 27:28, a Hiszpania odetchnęła z ulgą, ponieważ zagwarantowała sobie awans do najlepszej czwórki turnieju i pozostaje w grze o trzeci z rzędu tytuł mistrza Europy.
Czytaj też:
Skandal w meczu Polska – Rosja? Chodzi o ostatnią bramkę