Zimowy sezon w skokach narciarskich za pasem, przygotowania do niego właściwie już się zakończyły, a Polacy ruszą do boju już w ostatni weekend listopada. Pod lupą znajdą się jednak nie tylko nasi sportowcy, lecz również Thomas Thurnbichler, czyli trener kadry A. Jako iż mówi się, że drugi rok zawsze jest trudniejszy niż ten debiutancki, dla Austriaka będzie on weryfikacją na wielu poziomach. Jak na razie selekcjoner Biało-Czerwonych nie dawał powodów, by na niego narzekać, ale specyfika jego pracy sprawa, że trudnych wyzwań mu nie zabraknie.
Wnioski Thomasa Thurnbichlera
Teoretycznie najprostszym zadaniem powinno być to, aby jeszcze bardziej usprawnić funkcjonowanie polskich skoczków jako ekipy, a tym samym nie powtórzyć błędów z poprzedniego sezonu. Zdaje się, że jest to coś, o czym sam Thomas Thurnbichler sporo myślał w ostatnim czasie.
– W tym roku próbowaliśmy zorientować się, z czego wynikało, że forma spadła w środkowej części ostatniego Pucharu Świata. Wydaje mi się, że poznaliśmy właściwą odpowiedź i teraz postaramy się tego uniknąć – mówił Thurnbichler na łamach „Wprost” w opublikowanej całkiem niedawno rozmowie. Zabrzmiał nieco enigmatycznie i nie dał z siebie wyciągnąć zbyt wiele informacji w tym temacie.
Austriak zdradził tylko jedną rzecz, a mianowicie przyznał, że przed lotami w Bad Mitterndorf za bardzo dokręcił śrubę swoim podopiecznym. Wspomniał, iż w tamtym czasie ewidentnie potrzebowali więcej luzu i odpoczynku, a nie jeszcze cięższej harówki na treningach. Dostrzegł to jednak dopiero po czasie. Tego typu detale w skokach narciarskich robią jednak ogromną różnicę, więc i tym razem będzie niezwykle ważna.
– W drugim sezonie to już jest dla mnie przewaga, że znam chłopaków lepiej. Zdążyłem się zorientować, co na kogo działało, a co nie – dodawał Thomas Thurnbichler, niejako puentując cały ten wątek.
Gonitwa za liderami
Pytanie brzmi – jak dobrze trener kadry A zna również skoczków z kadry B? On sam twierdzi, że drzwi do jego drużyny są otwarte, podobnie jak te do jego gabinetu, gdyby ktoś chciał coś przedyskutować, porozmawiać… Nie ma powodów by w to wątpić, choć z drugiej strony pojawiają się też pewne uwagi wobec szkoleniowca.
Wyartykułował je chociażby Rafał Kot, członek zarządu PZN, co w sumie warto podkreślić, ze względu na pełnioną przez niego funkcję. – Chciałbym, żeby nie było „betonowania kadry”. Do tej pory mieliśmy taką sytuację za Horngahera [...] Powielił to Doleżal i teraz chcemy, by Thurnbichler się otworzył, by nie powtórzyć tych błędów – stwierdził działacz.
W podobne tony niedawno uderzał także Kazimierz Długopolski, czyli uznany w naszym kraju trener. – Selekcjoner zawsze chce zabetonować swoją grupę. Później pewnie taki szkoleniowiec źle się czuje, jeśli z jego zawodnikami wygrywa ktoś inny – mówił 73-latek na łamach Sportowych Faktów. Krytyka ze strony Długopolskiego była zawoalowana, aczkolwiek jasna. Jego słowa to zresztą odpowiedź na decyzję Austriaka, by w do Ruki udać się w składzie: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek.
Tymczasem sam Thomas Thurnbichler chciałby (a przynajmniej tak mówi), by zawodnicy z drugiego szeregu zaczęli mocniej naciskać na naszych liderów. W tym kontekście spore nadzieje dał nam Aleksander Zniszczoł w trakcie Letniego Grand Prix, zajmując na jego koniec 7. miejsce w klasyfikacji generalnej. Maciej Kot również był blisko awansu do kadry A po znakomitych występach w LGP i uplasowaniu się na 19. lokacie.
Dotychczas jednak przeważnie było tak, iż skoczkom narciarskim z naszej drugiej drużyny znacznie bliżej było do miana niewypałów. To kamyczek, który można wrzucić do ogródka takich zawodników jak Andrzej Stękała, Klemens Murańka czy Jakub Wolny. W minionych latach nasłuchaliśmy się o ich wielkim potencjale, lecz potem czyny nie szły za słowami.
Nie dziwota, iż teraz, gdy Kamil Stoch, Piotr Żyła, a potem Dawid Kubacki zakończą kariery, w polskim narodzie jest strach o przyszłość tej dyscypliny. Szeroko rozumiane zmartwienie zostałoby zapewne mocno zniwelowane, gdyby ktoś z tego drugiego szeregu kilka razy znalazł się w czołówce, aby w ten sposób jasno dać znać „halo, jestem, stać mnie na wiele!”
Thomas Thurnbichler jest tego pewien
Póki jednak mamy całe nasze znakomite trio do dyspozycji, dobrze byłoby obejrzeć parę zwycięstw w wykonaniu naszych orłów. Wiele wskazuje na to, że najwięcej powinniśmy oczekiwać od Kubackiego. On sam na łamach „Przeglądu Sportowego” otwarcie stwierdził, iż chciałby kolejny raz powalczyć o Kryształową Kulę. 33-latek ma już za sobą wielkie rodzinne problemy i czuje się gotowy do dalszej walki o najwyższe cele.
– Cieszę się, że znów mamy go na pokładzie – stwierdził w Thomas Thurnbichler w rozmowie z „Wprost”. – Ma potencjał, by być najlepszym skoczkiem na świecie – dodał, zapytany o to, jakie są możliwości zawodnika urodzonego w Nowym Targu.
Trzeba przyznać, iż Austriak bynajmniej nie starał się zdejmować presji ze swojego podopiecznego. W minionym sezonie pojawiało się wiele głosów, według których właśnie ona zdecydowała o obniżce formy skoczka, jednak trener uważa, że to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, bo „Dawid to doświadczony i twardy chłop”, a większą rolę odegrały między innymi mniejsze lub większe problemy zdrowotne samego zawodnika. A skoro tak, to tym bardziej chcielibyśmy, aby – przy zachowaniu zdrowia – Kubacki znów powalczył o Kryształową Kulę tak, jak sam zapowiedział.
Kwestia luzu
A skoro już przy weteranach jesteśmy – niezwykle ważną kwestią było to, aby w ich przypadku uniknąć czegoś w rodzaju wypalenia zawodowego. To naturalne, że pojawia się ono u sportowców, zwłaszcza tych doświadczonych, kiedy jednocześnie nie prezentują akurat najlepszej formy. Właśnie coś takiego dało się dostrzec u naszych skoczków pod koniec kadencji Michala Doleżala. Jasne, pamiętamy – oni stanęli po stronie szkoleniowca w konflikcie z PZN-em, ale czas pokazał, że to federacja miała słuszność w wymianie trenera w kadrze A.
A ten jasno stwierdził w rozmowie z „Wprost”, że jego największym sukcesem było ponowne wzniecenie ognia w liderach naszej kadry. My w tym aspekcie zwracamy uwagę głównie na Kamila Stocha, ponieważ to właśnie u niego symptomy dało się dostrzec najpoważniejsze objawy zmęczenia skokami narciarskimi. On sam zresztą nie krył swoich frustracji podczas udzielania wywiadów – zwłaszcza tych zaraz po konkursach.
W tej dyscyplinie sportu bardzo ważna jest jednak sztuka odpuszczania, kiedy mentalny luz potrafi wpłynąć na rezultaty danego sportowca lepiej niż na przykład idealna technika. Krótko mówiąc – kluczem jest stan umysłu. A z drugiej strony takie wrzucanie na luz zdecydowanie nie jest domeną sportowców, którzy przez kilkanaście lat funkcjonowali na najwyższym światowym poziomie. Dlatego też sam Thomas Thurnbichler podszedł do sprawy otwarcie. – Dotychczas Kamil tego nie potrafił – powiedział nam niedawno.
Tym samym Austriak sam przed sobą postawił kolejne zadanie – musi pokierować Stochem tak, by utrzymać w nim entuzjazm, głód, ale jednocześnie spokój ducha i umiejętność wyciągania pozytywów nawet po zajęciu miejsc tuż za podium w konkursach.
***
Wyzwania, przed którymi stoi Thomas Thurnbichler w przeddzień rozpoczęcia nowego sezonu, są więc całkiem trudne, ale niezwykle istotne nie tylko dla niego samego czy poszczególnych zawodników, lecz całej dyscypliny. Na Austriaku ciąży ogromna odpowiedzialność również w wielu innych sferach – na przykład za zatrudnienie Davida Jiroutka w roli trenera kadry B – więc poniekąd i w tego typu pobocznych kwestiach za jakiś czas będzie można go rozliczać. Póki co jedno jest pewne – okres ochronny już się skończył. Czekamy na konkrety.
Czytaj też:
Emerytura polskich skoków coraz bliżej. Gdzie są następcy Małysza i Stocha?Czytaj też:
Rafał Kot dla „Wprost”: Chcemy, by Thurnbichler się otworzył. Kadra była zabetonowana