Kowalczyk: Mijający rok to dla mnie gehenna

Kowalczyk: Mijający rok to dla mnie gehenna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Justyna Kowalczyk (fot. Tomasz Jastrzebowski / Foto Olimpik / Newspix.pl / newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
"Dla mnie ten mijający rok to gehenna. Wciąż wracam z piekła zarówno fizycznego, jak i psychicznego" - napisała w felietonie dla "Gazety Wyborczej" Justyna Kowalczyk.
Polka w Falun - do tej pory - wywalczyła razem z Sylwią Jaśkowiec medal w sprincie drużynowym w stylu dowolnym.

"Zdobyliśmy medal. Brązowy. Piękny. Nasz. Zdobyliśmy go wspólnie. Zdobył go nasz trener, nasi serwismeni. Zdobył go Maciek Kreczmer, który trenuje na moje, a nie swoje konto od lat. Zdobyli go ludzie, którzy za warkocz wyciągnęli mnie z bagna. Zdobyła go wiara Sylwii. Zdobył go nawet nasz mały drużynowy maltańczyk Maniek. Niby jeden brąz mistrzostw świata. Niby zdobywałam już znacznie cenniejsze trofea. Niby kilka dni wcześniej otarłam się o złoto. Tam były łzy. Trzeba je było szybko otrzeć. Można by umniejszać znaczenie tego medalu w nieskończoność. A prawda jest taka, że akurat ten kawałek metalu był mi - i nie tylko mi - potrzebny jak nigdy wcześniej" - napisała Kowalczyk.

Najlepsza polska biegaczka przyznała, że rok, którego ukoronowaniem był wywalczony medal, nie był dla niej łatwy. "Dla mnie ten mijający rok to gehenna. Wciąż wracam z piekła zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Pewnie trudno to sobie wyobrazić, ale też czułam się jak medalowa debiutantka" - zauważyła.

Za zdobycie brązowego krążka biegaczka podziękowała przede wszystkim trenerowi Aleksandrowi Wierietielnemu. "Ze mnie, z dziewczyny, dla której jeszcze w maju 30 minut truchtu było zbyt dużym wysiłkiem i kończyło się zawsze wymiotami, zasłabnięciem i arytmią, zrobił medalistkę mistrzostw świata. Czapki z głów przed Aleksandrem Wierietielnym. Nawet gdy się wkurzy, że bez czapki w zimie chodzić nie można".

"Gazeta Wyborcza"