Lucyna Kornobys: sport to dziś całe moje życie
Artykuł sponsorowany

Lucyna Kornobys: sport to dziś całe moje życie

Lucyna Kornobys
Lucyna Kornobys Źródło:Newspix.pl / Adam Starszynski / PressFocus / NEWSPIX.PL
Na swoich pierwszych zawodach – mistrzostwach Polski – od razu zdobyła trzy medale. Teraz swoją kolekcją krążków z imprez międzynarodowych mogłaby obdzielić kilku sportowców. Z igrzysk paraolimpijskich w Tokio marzy o przywiezieniu złota, bo srebro już ma. Lucyna Kornobys, wicemistrzyni paraolimpijska w pchnięciu kulą z Rio de Janeiro, o sporcie w jej życiu, wadze sukcesu i marzeniach.

Jak to się stało, że trafiła pani do wielkiego sportu?

W 2008 r. w małym klubie w Jeleniej Górze odbył się pokazowy mecz siatkówki i różnych innych aktywności dla niepełnosprawnych. Oglądałam, spodobało mi się to i tak się zaczęła moja przygoda ze sportem – od siatkówki na siedząco. Od 2008 r. jeździłam w składzie kadry kobiet na różne zawody, a w 2009 r. z marszu pojechałam na swoje pierwsze mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce do Kozienic. Tak się zaczęła moja przygoda z lekkoatletyką.

Siatkówka i lekkoatletyka – to konkurencje z całkiem innej bajki. Jak została pani lekkoatletką?

Przypadkiem. Grałam w Jeleniej Górze. Przyszedł trener i powiedział: „Za tydzień jedziemy na mistrzostwa Polski w lekkoatletyce”. Ja na to: „A co ja tam miałabym robić? Przecież nie da się na wózku biegać”. „Będziesz rzucać” – odpowiedział. To pojechałam. Bez treningu, ale ręce miałam w miarę silne – w siatkówce trening polegał na poruszaniu się na rękach, bo gra się, przemieszczając się pupą po podłodze za pomocą rąk. Dodatkowo jazda na wózku też trochę wzmacnia ręce.

I od razu zdobyła pani medal…

Trzy medale. Złoto w kuli oraz brąz w oszczepie i dysku. To było w czerwcu, a już w sierpniu zostałam powołana na swój pierwszy obóz kadry narodowej. I tam przez dwa tygodnie ostrego treningu dostałam tak w kość, że po przyjeździe musiałam wziąć dwa tygodnie zwolnienia. Nie byłam w stanie funkcjonować, tak zmęczone było ciało.

Zaczęłam regularnie jeździć na zgrupowania dwa, trzy razy w roku, rozpoczęły się wyjazdy międzynarodowe. Od 2014 r. regularnie osiągam dobre wyniki i zdobywam medale na dużych imprezach.

Tych medali to ma pani pokaźną kolekcję. Wymienię niektóre: srebrny medal mistrzostw świata w rzucie oszczepem z 2011r., srebro w rzucie oszczepem i złoty medal w pchnięciu kulą w 2016 (F34). Srebro w pchnięciu kulą z Rio, z letnich Igrzysk Paraolimpijskich; złoto z Dubaju. Ma pani na koncie także rekordy świata w rzucie oszczepem i pchnięciu kulą. Który medal sobie pani najbardziej ceni?

Ten pierwszy medal zdobyty na arenie międzynarodowej – srebro w rzucie oszczepem na mistrzostwach świata w 2011 roku, bo to była pierwsza duża impreza, pierwsze mistrzostwa. I medal z igrzysk olimpijskich, bo to najwyższej rangi nagroda w mojej kolekcji.

A po jaki medal pani jedzie do Tokio?

Każdy będzie mnie cieszył. Marzy mi się złoto, bo srebro już mam. Wiem jednak, że nie będzie łatwo. Pięć lat temu tylko my dwie, ja i Chinka, pchałyśmy 8 m w kuli, a teraz jest już pięć dziewczyn, które pchają pod 9 metrów. Jestem dość dobrze przygotowana, mam nadzieję, że będzie można powalczyć, porywalizować z innymi dziewczynami. To będzie zacięta rywalizacja, ale sport polega właśnie na walce.

Jak przebiegają pani przygotowania przedolimpijskie? Jak wygląda trening siłowy, który przecież obciąża kręgosłup i tak obciążony przez pozycję siedzącą?

U osób sprawnych trening w ponad 85 proc. jest nakierowany na nogi. Ja jednak ze względu na to, że poruszam się na wózku, a rzuty wykonuję głównie tułowiem albo tylko ręką, nie wykonuję ćwiczeń na nogi, ale skupiam się na obręczy barkowej, na tułowiu, wzmacniam mięśnie brzucha. To dla mnie podstawa. Wiadomo, że w dźwiganiu ciężarów nie mogę się porównywać z Marią Andrejczyk czy Anitą Włodarczyk, bo u nich jest inna siła, inaczej rozłożona, inny zakres ruchu, inne obciążenia. Mimo to śmiem twierdzić, że nasze treningi niewiele odbiegają od treningów osób pełnosprawnych.

Uprawiała pani cztery dyscypliny: siatkówkę, rzut oszczepem, pchnięcie kulą i rzut dyskiem. Który z tych sportów lubi pani najbardziej?

Z siatkówki zrezygnowałam, bo przekonałam się, że nigdy nie będę dobrą siatkarką. To nie był sport dla mnie. Zajęłam się konkurencjami rzutowymi: dyskiem, kulą i oszczepem. Na międzynarodowych zawodach można startować w kuli i oszczepie i standardowo w tych dwóch konkurencjach brałam udział. Musiałam jednak zrezygnować z oszczepu w Tokio, bo to bardzo kontuzjogenna konkurencja. W oszczepie zresztą bardzo ciężko byłoby mi zdobyć medal, więc skupiam się na tej konkurencji, w której mam największe szanse.

Czym w ogóle jest dla pani sport? Co pani daje?

Sport to dziś całe moje życie. To najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Robię to, co lubię, lubię treningi, lubię się zmęczyć. Myślę, że jeśli ktoś robi to, co lubi, to nawet nie odczuwa tego jako pracy.

Podporządkowałam sportowi całe swoje życie rodzinne, domowe. Dzisiaj, żeby zdobywać medale na arenie międzynarodowej, trzeba dać z siebie bardzo dużo. Pracując na cały etat w urzędzie i trenując, nie jestem w stanie tak dobrze się przygotować, żeby zdobywać medale. Dlatego zrezygnowałam z pracy zawodowej, aby się zająć sportem.

Czym dla sportowca jest sponsor?

Sportowiec bez sponsora nie może funkcjonować. Każdy sport wymaga wielu nakładów finansowych, chociażby zakupu jakiegoś sprzętu, odzieży, odżywek, finansowania dojazdów do trenera, ośrodków. Dziś bez sponsora takiego jak ORLEN bardzo ciężko byłoby się przygotowywać do imprez, szczególnie rangi międzynarodowej.

Czy namawia pani inne osoby z niepełnosprawnościami do uprawiania sportu?

Jako osoby niepełnosprawne możemy na sporcie bardzo wiele skorzystać, ale trzeba pamiętać, że nie każda osoba będzie sportowcem i nie każda może nim się stać. Jeśli jednak ktoś chce i ma potencjał, to warto spróbować. Sport uczy odpowiedzialności, konsekwencji, silnej motywacji, pracy nad sobą - fizycznej i psychicznej. My, osoby niepełnosprawne, często mamy zaniżone poczucie własnej wartości, a sport, zdobywanie medali i laurów, poprawianie swoich wyników, odnoszenie kolejnych sukcesów pozwala nam trochę zapomnieć o naszej niepełnosprawności, o tym, że kiedyś myśleliśmy, że do niczego się nie nadajemy. Bo dziś pokazujemy, że możemy osiągać sukcesy i realizować marzenia.

Rodzina na pewno jest z pani dumna.

Mam nadzieję. Mam wokół siebie osoby, które pomagają mi urzeczywistniać swoje marzenia. Bez bliskich osób, przyjaciół, którzy są pasjonatami sportu, ciężko by się nam funkcjonowało.

Prowadzi pani prelekcje w szkołach. Skąd taki pomysł?

Pierwszą prelekcję miałam jeszcze wtedy, gdy pracowałam w szkole uzdrowiskowej. Wróciłam z Nowej Zelandii i pokazywałam dzieciakom zdjęcia, opowiadałam, jak było na zawodach. Później koleżanka namówiła mnie na kolejne spotkania w szkołach. Jeżdżę po całym Dolnym Śląsku, bo sądzę, że warto promować sport, opowiadam również o funkcjonowaniu osób niepełnosprawnych. Prowadzę warsztaty, podczas których dzieci z zasłoniętymi oczami próbują spacerować z białą laską, jeździć na wózku itp. Wszystko odbywa się w formie zabawy, ale takiej, która uczy, w jaki sposób powinno się podchodzić do osób z niepełnosprawnościami, i pokazuje, że szacunek należy się każdemu człowiekowi. Zawsze mówię „Nigdy nie wiesz tego, czy za 5 minut sam lub sama nie staniesz się osobą niepełnosprawną. Jeśli tak będzie, to byś chciał lub chciała, żeby ktoś cię szanował i traktował jak osobę pełnosprawną”.

Dzieci bardzo szybko łapią takie rzeczy, często się śmieję, że dużo lepiej niż dorośli.

Pani choroba się zaczęła się po wypadku?

Mając 15 lat, uległam wypadkowi na nartach. Tak się zaczęła przygoda z chorobą.

Kiedy będzie pani miała ostatnie zgrupowanie przed Tokio?

Ostatnie zgrupowanie przed wyjazdem zacznie się 27 lipca.

A którego dnia trzymać za panią kciuki?

31 sierpnia o 9 rano czasu japońskiego. Przydadzą się!