Artur Szpilka w rozmowie z Interią potwierdził, że nie zdiagnozowano u niego koronawirusa. – Jestem na etapie poszukiwania kogoś ze znajomych, kogo to dopadło, bo zastanawiam się, czy rzeczywiście jest to aż takie groźne, jak się wszystkim wydaje – stwierdził bokser.
„Muszę na to zapracować”
Zawodnik przeszedł kilka tygodni temu operację barku, a jego powrót do sprawności potrwa około sześciu miesięcy. – Myślałem, że nadwyrężyłem sobie bark i to wszystko. Bolał mnie już przed walką, podczas przygotowań, więc mówiłem sobie, że czasami tak bywa, ból chwilę potrzyma, po czym minie. Sądziłem, że z barkiem będzie tak samo. Jednak dwa tygodnie po walce dalej mnie bolało, więc poszedłem zrobić rezonans, który wykazał, że mam zerwany mięsień podgrzebieniowy – zdradził sportowiec.
Szpilka przyznał, że był rozczarowany swoją postawą w ostatniej walce z Sirgiejem Radczenką. Podkreślił, że powinien od początku atakować, zamiast czekać na ciosy przeciwnika. Dodał też, że dopiero tydzień temu otrzymał zgodę na wznowienie treningów biegowych. – Wcześniej, przez miesiąc, właściwie nie mogłem nic robić. Dla sportowca, który od nastolatka regularnie trenuje, to coś okropnego – stwierdził. Z relacji boksera wynika, że wymienione czynniki oraz nakaz społecznej izolacji i brak możliwości wychodzenia z domu sprawiły, ze „wpadł w depresję”. – Mam nadzieję, że to już za mną i wierzę, że po deszczu zawsze wychodzi słońce. Teraz czekam, aż to słońce dla mnie znów zaświeci, ale też wiem, że nie stanie się to samo. Muszę na to pracować – podsumował.
Czytaj też:
Nie żyje 28-letni zawodnik sumo. To pierwsza ofiara COVID-19 wśród profesjonalnych sportowców