Ostatnie zmagania w Innsbrucku dały polskim kibicom nadzieję na lepsze wyniki. Dwóch Polaków – Kamil Stoch i Piotr Żyła – skończyło zmagania w czołowej piętnastce, co było najlepszym wynikiem w tym sezonie. W związku z tym do Bischofshofen na koniec Turnieju Czterech Skoczni wyruszyli z dobrymi nastrojami.
Komplet Polaków przeszedł kwalifikacje w Bischofshofen
Biało-czerwoną walkę o występ w konkursie głównym rozpoczął Maciej Kot. Uzyskał 127,5 metra co dało mu od razu po skoku drugie miejsce. Nie musiał martwić się o awans, gdyż tylko niecała dziesiątka zawodników odpadała po kwalifikacjach. Po kilku chwilach otrzymał potwierdzenie, że może być spokojny o występy w zmaganiach. Drugi w kolejności skakał Paweł Wąsek. Zawodnik skoczył na 131. metr, co dało mu szóstą pozycję. Zapewnił sobie awans, ale mógł z góry zakładać, że w systemie KO trafi na wymagającego przeciwnika.
Trzeci z Polaków, Aleksander Zniszczoł, pomimo dobrych występów seriach próbnych, w kwalifikacjach uzyskał 128,5 metra. Dzięki dobrym notom mógł cieszyć się z wyższej pozycji niż Kot i Wąsek. Po Zniszczole przyszedł czas na dwóch kolegów z kadry. Kamil Stoch skoczył na odległość 130 metrów, co z dużą bonifikatą za wiatr dało mu wysoką pozycję tuż po zejściu ze skoczni. Dawid Kubacki, rekordzista skoczni, skoczył najbliżej spośród Biało-Czerwonych. Odległość 124 metrów dała mu 12. miejsce tuż po skoku.
Komplet startujących zawodników Thomasa Thurnbichlera uzupełnił Piotr Żyła. Najwyżej sklasyfikowany reprezentant Biało-Czerwonych uzyskał 128,5 metra, co oznaczało podobną pozycję co w przypadku Stocha. Finalnie trzykrotny mistrz olimpijski zakończył zmagania najwyżej spośród Polaków (10. miejsce). Piotr Żyła był 20., Aleksander Zniszczoł – 28., Maciej Kot – 30. Dawid Kubacki – 33., a Paweł Wąsek – 36. Kwalifikacje wygrał Ryoyu Kobayashi,
Walka o triumf w Turnieju Czterech Skoczni
Konkurs Pucharu Świata w Bischofshofen kończący Turniej Czterech Skoczni odbędzie się w sobotę, 6 stycznia, o godzinie 16:30. Liderem przed ostatnimi zawodami jest Kobayashi, wyprzedzający nieznacznie Andreasa Wellingera.
Czytaj też:
Adam Małysz wskazał przyczyny kryzysu polskich skoczków. Nikt się tego nie spodziewałCzytaj też:
Gregor Deschwanden spędził święta w Polsce. Dwie rzeczy go zaskoczyły