Kajetan Kajetanowicz o rajdach: „Zwycięstwo zawsze jest moim celem”
Artykuł sponsorowany

Kajetan Kajetanowicz o rajdach: „Zwycięstwo zawsze jest moim celem”

Kajetan Kajetanowicz
Kajetan Kajetanowicz Źródło:kajto.pl
Już w czwartek 28 marca rozpocznie się Rajd Safari. Tytułu WRC2 Challenger bronić będzie Kajetan Kajetanowicz i Maciej Szczepaniak. W związku z tym porozmawialiśmy z kierowcą rajdowym nt. zbliżającego się sezonu. – Zwycięstwo zawsze jest moim celem – stawiam poprzeczkę za każdym razem wysoko – zapowiedział trzykrotny rajdowy mistrz Europy.

Czy pamięta pan, kiedy pierwszy raz wsiadł do samochodu i jakie uczucia temu towarzyszyły?

Bardzo dobrze pamiętam moment, w którym wsiadłem do samochodu i go odpaliłem. Miałem wtedy zaledwie kilka lat, a tym samochodem był fiat 126p zaparkowany w garażu taty. Gdy ten zorientował się, czego się nauczyłem, tylko się uśmiechnął i pokazał mi podstawy obsługi maluszka. Ojciec jest mechanikiem, a gdy byłem mały spędzałem dużo czasu w jego garażu. Jednak co innego się przyglądać, a zupełnie inną sprawą jest samodzielnie wyjechać z garażu – bo tę właśnie umiejętność w niedługim czasie opanowałem. Tata, który widział, ile frajdy mi to sprawia, pozwalał mi wyprowadzać kaszlaka, gdy jechaliśmy do dziadków na niedzielny obiad. Czekałem więc na to święto przez cały szkolny tydzień. Czułem wielką ekscytację.

Czy w młodości z utęsknieniem odliczał pan dni do osiemnastych urodzin, by móc zrobić prawo jazdy?

Nie mogłem doczekać się egzaminu na prawo jazdy, ale już za nastolatka zdarzało mi się podkradać tacie auto i urządzać przejażdżki po polnych drogach. Nie byłem zbyt grzecznym dorastającym chłopakiem. Gdy tata zorientował się, co wyprawiam, dał mi szlaban i bacznie pilnował, aby sytuacja się nie powtórzyła. Nie mogąc jeździć prawdziwym autem, zbudowałem z kolegami swój własny czterokołowy pojazd z części po trabancie. Potrzeba matką wynalazku.

Jaki był pana pierwszy samochód i czy czuje pan sentyment do tego modelu, jak widzi go gdzieś na ulicy?

Był to maluszek i owszem, mam do niego ogromny sentyment. Nie tylko dlatego, że był to mój pierwszy samochód cywilny, ale dlatego, że była to także moja pierwsza rajdówka. To właśnie fiatem 126p zaliczyłem debiut w Rajdzie Cieszyńska Barbórka w 2000 roku. Choć moja jazda zakończyła się błyskawicznie i to aż czterokrotnym dachowaniem, od razu wiedziałem, że wrócę na oesy, gdy tylko odbuduję auto. Wiele miesięcy spędziłem w garażu, inwestując w maluszka każdy zarobiony grosz. Dzięki pomocy taty i zaprzyjaźnionego blacharza, dokładnie rok później byłem gotowy na kolejny cieszyński rajd. Mój upór się opłacił – w drugim życiowym starcie poczułem smak zwycięstwa.

Niedawno miałem w garażu dwa maluszki. Jeden z tego samego rocznika, z którego był maluch taty, nawet w tym samym, oliwkowym kolorze. Tym autem wzięliśmy z żoną Anetą udział w charytatywnym projekcie, którego jestem jednym z ambasadorów – w „Wielkiej Wyprawie Maluchów 2023 DLA DZIECI”. Oprócz klasycznego fiata, mam jeszcze egzemplarz „na sterydach”, czyli wersję wyścigową przerobioną według moich dokładnych wytycznych. Została ona wyposażony w 200-konny silnik z motocykla, klatkę bezpieczeństwa i kubełkowy fotel. Tym autem jechałem z końcem roku pokazowy przejazd po Kryterium Asów na Karowej. Wrażenia z jazdy, niezależnie po jakim torze, są nieprawdopodobne. Uwielbiam mojego wyścigowego maluszka do tego stopnia, że gdy ostatnio znalazłem w internecie podobnego, nie mogłem się powstrzymać i sprowadziłem go do mojej stajni. Przechodzi właśnie modyfikacje.

facebook

Jak zaczęła się pana przygoda ze sportami rajdowymi? Kiedy pan poczuł, że jest do tego stworzony?

No i po raz kolejny przywołam postać taty, bo to on, zupełnie nieświadomie, zaszczepił we mnie tego bakcyla. Gdy niedaleko rodzinnego Ustronia odbywał się Rajd Wisły, tata zabrał mnie na jeden z odcinków, aby popatrzeć. Pamiętam dobrze ryk silników, zapach wysokooktanowego paliwa i powiew wiatru, jaki pozostawiał po sobie przemykający samochód. Adrenalina sięgała zenitu i nie mogłem przejść obok tego uczucia obojętnie. Choć minęło około 10 lat zanim zacząłem startować w rajdach, w głębi serca już wtedy wiedziałem, że to moja droga.

Porównując z okresem, w którym pan zaczynał, obecnie jest łatwiej, czy trudniej zacząć karierę w rajdach?

Największym ograniczeniem były i są do dziś pieniądze. Ja miałem wiele szczęścia, bo spotkałem w odpowiednim czasie ludzi, którzy we mnie uwierzyli i dzięki którym mogłem się rozwijać. Dzisiaj nadal wspierają mnie wspaniali partnerzy i to dzięki nim wciąż utrzymuję pomost pomiędzy marzeniami a rzeczywistością – startuję w zawodach o najwyższej randze na świecie.

Rajdy samochodowe zmieniły się diametralnie od kiedy uprawiam ten sport, przede wszystkim pod kątem regulacji prawnych. Kiedyś łatwiej było o start „byle czym”, można było skonstruować pseudorajdowe auto i spróbować swoich sił. Zupełnie inaczej jeszcze kilkanaście lat temu kibicowało się na rajdach. Kiedy oglądam archiwalne nagrania, a zwłaszcza onboardy, na których z perspektywy kierowcy widzę sznur ludzi wzdłuż trasy odcinka, to patrzę z przestrachem, a nawet niedowierzaniem. Gdybym miał inną fryzurę, powiedziałbym, że włos mi się na głowie jeży. [śmiech] Całe szczęście, że pod kątem bezpieczeństwa w rajdach tak wiele zmieniło się na lepsze.

Czy myślał pan kiedyś, albo miał takie marzenie, by jeździć w F1?

Nie, ponieważ to inna filozofia ścigania się. Od zawsze bliższe mi są rajdy, ich nieprzewidywalna formuła. To właśnie czyni je tak wyjątkowymi – walczysz na różnorodnych odcinkach, których nawierzchnia diametralnie zmienia się po przejeździe rywali. Nigdy nie wiesz, gdzie i jaka niespodzianka na ciebie czyha. Nie mając czasu do namysłu, musisz improwizować i dać z siebie wszystko, bo kolejnej próby nie będzie.

W rajdach zadebiutował pan w 2000 roku, kiedy wystartował pan Fiatem 126p w Rajdzie Cieszyńska Barbórka. Co sprawia, że po 24 latach wciąż pan to robi?

Zaraziłem się rajdami i wiem, że to nieuleczalna „choroba”. Bez sportowego paliwa mój organizm domaga się dodatkowych bodźców. To swego rodzaju uzależnienie, ale z kategorii tych dobrych, bo wnosi do mojego życia pozytywne zmiany. Dzięki pielęgnowaniu swojej pasji, wciąż się rozwijam. Jadę do przodu, nie tylko po rajdowym odcinku, każdego dnia pracuję nad sobą i staram się być lepszym człowiekiem, ojcem, mężem, liderem zespołu. Chęć bycia lepszym w sporcie, przeniosłem też na prywatny grunt. Adrenalina, którą daje mi ściganie się na oesach, pomaga mi w życiu na wielu płaszczyznach.

Rajd Barbórka 2022

Brał pan udział w wyścigach w wielu samochodach takich jak Fiat, Peugeot, Subaru, Mitsubishi, Ford, Volkswagen, czy Skoda. Który pan najlepiej wspomina, a z którym miał pan najwięcej przygód?

Najwięcej nietypowych przygód pamiętam z autami, którymi rozpoczynałem rajdowe zmagania. Fiat seicento służył mi nie tylko do startów w zawodach, wykorzystywałem go także na co dzień jako auto dostawcze we współprowadzonym biznesie. Peugeotem 206 w ostatniej rundzie Mistrzostw Polski w 2005 roku przed końcowym etapem rajdu zmieniłem półoś na nową, aby mieć pewność, że nic nie pokrzyżuje mi planów na zwycięstwo. Zupełnie przewrotnie pękła wtedy nowa półoś i nie ukończyliśmy rajdu. Pomimo tej przygody, samochód ten wspominam z dużym sentymentem. Ostatnio nawet podobnym jeździłem – w trakcie zapoznania z odcinkami Rajdu Japonii, ostatniej rundy zeszłorocznych mistrzostw świata. Jednak najwięcej pozytywnych wspomnień mam z Subaru – do dziś trenuję dokładnie tym autem, którym wywalczyłem trzy z czterech tytułów mistrza Polski. Od kilku lat rywalizuję w WRC Skodą Fabią, od zeszłego sezonu nową RS Rally2, jazda którą utrzymuje mój poziom adrenaliny na poziomie, jaki lubię.

W 2023 roku został pan mistrzem świata WRC2 Challenger. Gdzie pan szuka motywacji? Jakiś czas temu rozmawiałem z Kamilem Wiśniewskim, który w 2022 roku zajął trzecie miejsce w rajdzie Dakar w kategorii quadów. Po osiągnięciu tego sukcesu powiedział mi: – Celuję teraz w drugie miejsce, bo jak będę pierwszy, to co później? Czy czuje pan, że dotknął sufitu?

Moim celem zawsze jest zwycięstwo – po nie jadę. Wygrana w mistrzostwach nie oznacza, że nie można tego sukcesu powtórzyć. Tytułów mistrza Polski mam cztery, mistrza Europy trzy, mistrzostwo świata na razie jedno, a więc jeszcze wiele do osiągnięcia przede mną. Nadrzędnym celem jest ciągły rozwój i tak właśnie traktuję udział w rajdach na najwyższym, światowym poziomie.

Załoga ORLEN Rally Team ostatnie pięć lat z rzędu stawała na podium WRC – takie coś napędza, czy rozleniwia?

Wiele można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem leniwy. Nie potrafię się nudzić, nie umiem usiedzieć w miejscu, nie potrafię żyć bez adrenaliny. Sportowa rywalizacji dodaje do pieca, w którym bez przerwy i tak bucha ogień. Czuję wewnętrzną motywację, aby jechać naprzód i nie planuję odpoczynku.

Pana pilotem jest Maciej Szczepaniak. Musicie mieć do siebie ogromne zaufanie, bo chwila zawahania może się źle skończyć. Czy ciężko było wypracować wam takie zaufanie? Samo przez siebie mówi to, że w żargonie jego profesję nazywa się „gorącym fotelem”.

W życiu na zaufanie trzeba sobie zapracować i tak samo jest w rajdach. Z Maćkiem dobrze nam się współpracuje, a wynika to z ogromu pracy, jaki oboje przez te ostatnie lata wykonaliśmy. Nasz wysiłek nakierunkowany jest na osiąganie celów, jakie sobie zakładamy.

Rajd Europy Centralnej 2023

Czy w takim budowaniu zaufania pomaga fakt, iż Szczepaniak jeździł m.in. Leszkiem Kuzajem, Tomaszem Kucharem, Januszem Kuligiem, Michałem Kościuszką czy Robertem Kubicą?

Na pewno doświadczenie, jakie posiada Maciek jest jego wielkim atutem. Jest profesjonalistą, a takimi ludźmi lubię się otaczać, ponieważ zawsze wymagam od innych takiego samego zaangażowania, jakim ja się kieruję. Natomiast, to nie czyjeś doświadczenie jest wyznacznikiem zaufania. Na moją relację z pilotem wpływa jego umiejętność dopasowania się do mojego charakteru i sposobu pracy, a więc kluczowe są dla mnie jego cechy osobowości. Bardzo ważny jest także tembr głosu pilota i sposób, w jaki dyktuje on trasę – każdy z kierowców ma w tej kwestii swoje indywidualne preferencje. Myślę, że z Maćkiem tworzymy zgrany duet.

Rola pilota jest niewdzięczna, bo w przypadku sukcesów, głównie mówi się o Kajetanie Kajetanowiczu. A jaki wkład w sukces ma pilot, jest to 50 proc, może mniej lub więcej?

Na sukces ma wpływ praca bardzo wielu osób tworzących zespół ORLEN Rally Team. Zwycięstwo nie jest zasługą jedynie załogi samochodu i nie możemy podzielić się nim we dwójkę. Siła mojego zespołu pochodzi z serc ludzi, którzy w nim pracują. Jesteśmy wszyscy połączeni jednym krwioobiegiem, a nasze działania utrzymują zespołowy organizm w najwyższej formie. Dzięki zaangażowaniu najbliższych członków teamu: managera, koordynatora, logistyków, zespołu PR, dzięki pracy pilota, inżyniera i mechaników, dzięki wsparciu partnerów mogę pewnie trzymać kierownicę.

Pana partnerem tytularnym jest ORLEN S.A., a partnerami technicznymi są Delphi, Pirelli, ORLEN Oil, ATC CARGO S.A. oraz SJS S.A. Czy w przypadku wybierania partnerów, jak i pilota zaufanie jest tak samo ważne?

Moje współprace partnerskie są długoletnie i opierają się na wzajemnym zrozumieniu specyficznych potrzeb motorsportu. W tym aspekcie, podobnie jak na rajdowych odcinkach, kluczowe jest zaufanie, którego nie da się zbudować bez wzajemnego szacunku i pielęgnowania wspólnych wartości. Mam to szczęście, że wspierają mnie niezawodni partnerzy – dzięki nim mam poczucie bezpieczeństwa, które nie wyhamowuje mnie w jeździe po marzenia.

Zostając w tematyce zaufania, to w przypadku przygotowań, pozostaje pan „wierny” hiszpańskiemu tunerowi RaceSeven, który podobnie jak w poprzednich latach przygotuje pański samochód. Jak się zaczęła wasza współpraca?

Ta współpraca miała swój początek w Argentynie, gdzie w 2019 roku przyglądaliśmy się pracy różnych zespołów mechaników. RaceSeven zaimponował mi precyzyjnością i sprawnością działania. Choć wydawać by się mogło, że Hiszpanie będą reprezentować nieco mniej uporządkowany styl pracy [śmiech], wszystko działało u nich jak w szwajcarskim zegarku. Uznałem, że jest to jakość, jakiej oczekuję i jakiej nam potrzeba do dalszego rozwoju.

Czy kiedykolwiek w przypadku takich przygotowań zdarzało się panu na czymś oszczędzać i patrzeć na cenę? Wiadomo, że jakość wykonania jest bezcenna, ale nieraz pieniędzy na danego tunera może brakować i wtedy trzeba zacząć kombinować. Miał pan podobne przygody na początku swojej przygody?

Zawsze oglądam każdą złotówkę z dwóch stron, skrzętnie planuję spodziewane wydatki, a przede wszystkim robię to zawczasu. Strategiczne podejście pomaga w efektywnym gospodarowaniu. Oczywiście na niektórych rzeczach nie należy, a nawet nie wolno oszczędzać. Jeśli chce się rywalizować maksymalnie bezpiecznie i na najwyższym poziomie, trzeba postawić na jakość i tutaj nie ma kompromisów. Jak powszechnie wiadomo, motorsport do tanich nie należy. Kiedy zaczynałem karierę, nie miałem sponsorów i chcąc realizować swoją pasję, musiałem mocno zaryzykować. Pamiętam, jak zastawiłem wszystko, co mam i zadłużyłem się na potężną sumę. Była niepewność i lęk, ale silniejszymi od tych uczuć były determinacja i wiara w swoje możliwości. Na szczęście, tamto ryzyko się opłaciło.

Skąd w ogóle pomysł na barwy na ten sezon? Pana autorski, czy może ktoś jest za to odpowiedzialny? Dlaczego takie kolory?

Lubię iść pod prąd i od zawsze przykładam dużą wagę do tego, jak prezentuje się nasz zespół. Na arenie międzynarodowej jesteśmy zapamiętywani, jesteśmy charakterystyczni. Od kilku lat jeździmy w niesztampowych barwach i myślę, że obserwatorzy rajdów i moi fani zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że ORLEN Rally Team stawia na oryginalność i spójność przekazu. W tym roku poszliśmy w brązy – tego jeszcze u nas nie było. W pewnym stopniu na moje upodobanie do danej kolorystyki ma wpływ moja żona, która jest architektką wnętrz i na co dzień projektuje eleganckie i przytulne przestrzenie dla swoich klientów. Takie też wnętrze stworzyła w naszym domu i sprawiła, że beże i brązy kojarzą mi się z ciepłem, bezpieczeństwem i miłością.

facebook

W tym sezonie zmagania rozpocznie pan od Rajdu Safari, gdzie dwa razy z rzędu udało się wygrać. Czy to sprawia, że odczuwa pan dodatkową presję?

Każdy rajd jest inny, ale Safari jest idealnym przykładem tego, jak bardzo nieprzewidywalnie potrafi być na odcinkach. Fakt, że dwukrotnie wywoziliśmy z Kenii puchar za pierwsze miejsce, nie daje nam ani większej przewagi, ani też większej presji, bo ona zawsze jest. Niezależnie od tego, ile razy startowałem w danych zawodach, w przygotowanie do każdych wkładam 100 procent. Nigdy nie lekceważ przeciwnika – a w Afryce mamy ich kilku, bo stawimy czoła nie tylko rywalom, ale przede wszystkim ekstremalnym trasom, na których co rusz pojawiają się pułapki.

Rajd Safari 2024

Rajd Safari 2024 będzie liczyć 367,76 km tras. Na pewno w tym czasie pojawiają się trudności, jak sobie z nimi radzić?

Tak jak na każdym innym rajdzie. Nie da się przewidzieć z czym przyjdzie nam się mierzyć, ale jesteśmy przygotowani na wiele ewentualnych scenariuszy.

Jak wygląda proces planowania rajdu? Powiedział pan ostatnio, że jest pan za to odpowiedzialny w łącznie siedmiu rundach.

Planowanie rajdowego sezonu to złożony proces, który poprzedzają rozmowy z partnerami, tunerem, promotorem mistrzostw, dopinanie umów, tworzenie spójnej i, jak to w naszym przypadku zawsze ma miejsce – nieszablonowej stylistyki dla zespołu ORLEN Rally Team, na którą składa się wygląd samochodu rajdowego, kombinezonów, kasku, odzieży zespołowej, stref serwisowych i innych nośników brandingu. Coroczne ogłoszenie barw na dany rok to moment, na który czekają nasi kibice, ale i my – po miesiącach pracy jesteśmy z zespołem gotowi do zaprezentowania jej efektów. To także moment, w którym jeszcze intensywniej uaktywniają się w social mediach nasi kibice, komentują, przesyłają słowa motywacji i wsparcia – to bardzo budujące, ich zaangażowanie sprawia, że w trakcie rajdów jeszcze mocniej wciskam pedał gazu.

Przy planowaniu i logistyce związanej z udziałem w konkretnej rudzie mistrzostw świat jest także wiele pracy. Ja wybieram, w którym rajdzie pojadę, przewiduję pewne działania i doradzam zespołowi, który potem realizuje plan, podczas gdy ja skupiam się na przygotowaniach do walki – na treningach, testach samochodu, na uczeniu się trasy. Na każdym etapie przygotowań jestem informowany o postępach i efektach, co pozwala mi przekazywać sugestie i pomagać w obszarach, w których widzę, że jest taka potrzeba. Mam świetny zespół, wykazujący pełne zaangażowanie, które jest niezbędne, aby utrzymywać się na wypracowanym poziomie. Jesteśmy teamem pełnym indywidualności, ale mocno zgranym – jeden za drugim wskoczyłby w przysłowiowy ogień.

Odbiegając od tematu samej jazdy, jest pan jednym z najbardziej znanych polskich kierowców rajdowych. Czy czuje pan powinność bądź obowiązek w edukacji społeczeństwa, nt. bezpiecznej jazdy, by ograniczyć liczbę wypadków na drogach?

Propagowanie bezpieczeństwa na drogach od dawna stało się moją misją. Jestem współorganizatorem i ambasadorem wielu kampanii społecznych, w tym m.in. autorskiej „Bezpieczni za kółkiem”, także „Wielkiej Wyprawy Maluchów Monte Carlo 2023 DLA DZIECI”, „Mistrzowie w drodze” oraz „Prowadzę Jestem Trzeźwy”. Cieszę się, że kampanie odbijają się szerokim echem w mediach, ponieważ dzięki temu wpływamy na świadomość, włączamy wyobraźnię wielu kierowcom i wierzę, że przyczyniamy się do poprawy bezpieczeństwa i zmniejszenia liczby wypadków. Jeśli naszymi wspólnymi działaniami uda się ocalić choć jedno życie, będę szczęśliwy, że odnieśliśmy wielki sukces.

Jakie ma pan inne hobby? Jest ono równie szalone i niebezpieczne co rajdy, czy może spokojniejsze, by wyciszyć głowę, skoro w trakcie sezonu otrzymuje pan ogromną dawkę adrenaliny?

Czas poza rajdami spędzam z moją rodziną. Cenna jest dla mnie każda chwila, ponieważ w roku nawet ponad 300 dni jestem poza domem. Jeśli też wziąć pod uwagę charakter sportu, jaki uprawiam, każda wspólna minuta jest podwójnie cenna. Staram się zaszczepić w dzieciach zamiłowanie do aktywności na świeżym powietrzu, dawać przykład zdrowego stylu życia, ale przyznam, że od czasu do czasu lubię poleniuchować przed telewizorem.

Co by pan powiedział młodym, aspirującym osobom, które chcą rozpocząć karierę w sportach rajdowych?

Jeśli ten sport jest twoją pasją, to ciężko pracuj i jeszcze raz ciężko pracuj i nie poddawaj się. Never give up – to motto, którym się kieruję.

W nowym sezonie rajdowych mistrzostw świata 2024 celem Kajetana Kajetanowicza jest...

Obrona mistrzowskiego tytułu. Zwycięstwo zawsze jest moim celem – stawiam poprzeczkę za każdym razem wysoko.

Źródło: Orlen