Na początku zaznaczyła się lekka przewaga Chorwatów, którzy skorzystali z kilku prostych błędów rywali i w 16 minucie prowadzili 9:4. Zespół z Bałkanów, który z dwóch poprzednich ME wracał ze srebrnym medalem, sukcesywnie powiększał dorobek, podczas gdy trzecia drużyna ubiegłorocznych mistrzostw świata grała bez wiary, jakby zniechęcona faktem, że znowu nie udało jej się zakwalifikować do wielkiego finału. Chorwaci pilnowali korzystnego wyniku, w czym bardzo pomagała im w tym momencie postawa ich bramkarza Marko Alilovica.
Jednak od stanu 10:5 coś zaczęło się psuć w chorwackiej maszynie - Chorwatom coraz trudniej przychodziło zdobywanie bramek. Agresywna, wysoko postawiona obrona Hiszpanów robiła swoje. W ataku też wszystko zaczęło się udawać rywalom, którzy odrobili większość strat i na przerwę schodzili przegrywając już tylko 12:13.
Zaraz po wznowieniu gry Hiszpanie wyrównali. W dodatku mieli wsparcie serbskiej publiczności, która stopniowo zapełniała trybuny, szykując się na finałowy mecz między gospodarzami a Danią. Nie robiło to wrażenia na Chorwatach, którzy dość szybko ponownie prowadzili różnicą czterech bramek, a w 43 minucie już 22:16. Od tej pory wicemistrzowie Europy zaczęli oszczędzać piłkę i pilnowali wyniku. Nieco zdenerwowani rywale popełnili kilka prostych błędów, ale nie przerywali pogoni, doprowadzając do stanu 24:26.
Cztery minuty przed końcem Roberto Garcia - przy wyniku 26:28 - nie wykorzystał karnego, co znacznie podbudowało Chorwatów, po których widać już było oznaki zmęczenia. W odpowiedzi Ivan Cupic zdobył kolejnego gola, a brązowi medaliści MŚ 2011 dwukrotnie w tym decydującym momencie meczu zgubili piłkę. Ostatecznie Chorwacja wygrała 31:27.
PAP, arb