Polski judoka liczy na pomoc Dalajlamy, bo... ma jego wisiorek. "Wkleję go pod kostium"

Polski judoka liczy na pomoc Dalajlamy, bo... ma jego wisiorek. "Wkleję go pod kostium"

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Dalajlama XIV ma przynieść szczęście na igrzyskach Tomaszowi Adamcowi (kat. 73 kg). Polski judoka zabrał do Londynu sznurek, na którym supełki wiązał podobno sam duchowy przywódca Tybetańczyków.

- Przed wyjazdem dostałem od przyjaciółki ten sznurek do noszenia na szyi. Ma mnie chronić przed wszelkim złem i przynosić szczęście. W czasie olimpijskich zawodów wkleję go pod usztywnienie stawu skokowego. Jest to zgodne z przepisami judo, a żeby talizman działał, muszę go mieć przy sobie - powiedział Adamiec (Ryś Warszawa).

30-letni zawodnik po raz drugi startuje w igrzyskach. W 2008 r. w Pekinie odpadł już w pierwszej rundzie. Co się zmieniło od tego czasu?

- Życiowo jestem chyba tym samym wesołym człowiekiem, tyle że z mniejszą ilością włosów na głowie. Pod względem sportowym, nabrałem trochę dystansu, co pozwoliło mi ograniczyć niezdrowe emocje, które raczej nie pomagają na macie. Druga sprawa to zmiana wagi. Występy w kategorii 66 kg były dla mnie koszmarem, o którym nie chcę pamiętać. Lata restrykcyjnej diety i treningów na głodzie "zabijały" radość z judo. Teraz znów ją mam. Wybieram turnieje z przyjemnością, nie ograniczając ich liczby. Cieszę się, kiedy zbliża się start i będę mógł walczyć. Ostatnie cztery lata to zdecydowanie najlepszy okres w mojej karierze - przyznał.

Adamiec twierdzi, że wraz z trenerami wyciągnął wnioski z nieudanego debiutu olimpijskiego.

- Przed Pekinem za bardzo poszliśmy w stronę wytrzymałości, co ograniczyło dynamikę w walce. Tym razem lepiej rozplanowaliśmy wszystko czasowo. Doświadczenie z Chin, parę dodatkowych lat na macie i trochę surfingu, który jest moim hobby, powinno pomóc w walce ze stresem i presją. Chcę pokazać dobre judo, z energią i pomysłem, jak w fajnej muzyce disco" - mówił sportowiec.

W Londynie rywalizować będzie trzech polskich judoków, w tym dwóch bardzo doświadczonych: 30-letni Adamiec i dwa lata starszy Janusz Wojnarowicz (+100 kg), który wraz z Urszulą Sadkowską (+78 kg) przyjedzie dopiero za kilka dni. Paweł Zagrodnik (66 kg) ma 25 lat. W kadrze nie ma już ponadtrzydziestoletnich Krzysztofa Wiłkomirskiego (73 kg) czy Roberta Krawczyka (90 kg).

- Na pewno z wiekiem zdobywa się doświadczenie, ale traci inne rzeczy. Myślę, że nie ma reguły. To kwestia charakteru. Mój styl walki przez ostatnie lata zdecydowanie się zmienił, głównie za sprawą korekt w przepisach. Judo stało się bardziej widowiskowe, i moje pojedynki też. Dużo więcej rzucam na ippon i wygrywam przed czasem. W nowej wadze mam wielu nieznanych wcześniej przeciwników - dodał.

Trzy miesiące temu Adamiec zajął piąte miejsce w mistrzostwach Europy, choć niewiele zabrakło do finału.

- Mimo że nie zdobyłem medalu, ten turniej z Czelabińska porównuję do rywalizacji sprzed pięciu lat w Belgradzie, gdzie stanąłem na podium mistrzostw kontynentu. W Londynie to jednak impreza zupełnie inna, także od mistrzostw świata, w których uczestniczy trzy razy więcej zawodników. Z pewnością droga do medalu skrócona jest o dwie rundy, ale za to presja - pięć razy większa - stwierdził.

Niewiele brakowało, aby Adamca zabrakło w igrzyskach. Podczas zgrupowania w Cetniewie, wraz z Tomaszem Kowalskim (66 kg), pojechał na wycieczkę do Gdyni. Będąc na miejscu, otrzymali wiadomość, że muszą wracać, bo czeka na nich komisja dopingowa. Pożyczonym motorem nie dotarli do nadmorskiej miejscowości, bowiem mieli wypadek; uderzyli w auto, które wymusiło pierwszeństwo. Lżej ranny prowadzący jednoślad Adamiec zdołał się szybko wykurować, zaś Kowalskiego czeka długi powrót do zdrowia; w kadrze zastąpił go Zagrodnik.

- Gdyby dało się zerknąć w przyszłość, pewnie podjęlibyśmy inną decyzję. Teraz można tylko gdybać, albo, jak niektórzy, z wielkim zaangażowaniem i zapałem szukać winnych... Kontaktuję się z Tomkiem, może nie za często, bo nie chcę mu zawracać głowy. Mam nadzieję, że ta sytuacja nie popsuje relacji między nami i nadal będziemy się przyjaźnić. Nigdy już nie wezmę pasażera na motocykl. Cieszę się, że Tomek żyje i będzie mógł trenować. Nie chcę znów czegoś takiego przechodzić, zastanawiać się nocami, czy zrobiłem wszystko, co mogłem. Czy to nie z mojej winy ktoś ucierpiał?".

Adamiec stracił dwa tygodnie treningów, ale zdążył z przygotowaniami do igrzysk.

- Najpierw mogłem pracować tylko nad motoryką, po około miesiącu wróciłem do pełnej sprawności na tatami. Bardzo mocno ćwiczyłem od początku roku do ME i chyba dzięki temu przerwa po wypadku nie wpłynęła znacząco na moją formę. Drugą połowę czerwca spędziłem w Japonii z trenerem Piotrem Sadowskim, który bardzo mi pomógł. Ten wyjazd zadziałał też świetnie na psychikę. Z dala od pytań, telefonów i całego zamieszania mogłem spokojnie zająć się treningiem i powrotem do najlepszej dyspozycji - zakończył.

mp, pap