Walczykiewicz zajęła drugie miejsca w swoim półfinale, przegrywając tylko z utytułowaną Węgierką Natasą Douchev-Janics. Jak przyznała, zostawiła sobie jeszcze rezerwy na sobotni finał. - Kontrolowałam, co się dzieje na torze i na siłę nie walczyłam o pierwsze miejsce. To nie było jeszcze wszystko, na co mnie stać, są jeszcze rezerwy - mówiła uśmiechnięta kajakarka. Ale jak zdradziła, przed samym startem nie było jej do śmiechu. Przed swoim półfinałem kibicowała Piotrowi Siemionowskiemu, który całkowicie zawalił swój wyścig i nie awansował do finału A na 200 m.
- Szczerze powiem, że żałowałam, że obejrzałam ten bieg. Poszłam do namiotu i myślę - kurczę, rok temu na mistrzostwach świata on był pierwszy, a ja zaraz po nim wywalczyłam srebro. On teraz nie dał rady i... głupie myśli zaczęły przychodzić mi do głowy. Jak Piotrek przyszedł do namiotu, nic mu nawet nie powiedziałam. Nie podałam ręki, bo to też nie był dobry moment. W jutrzejszym finale postaram się pomścić Piotrka i tych wszystkich, którym się nie udało nam igrzyskach - powiedziała.
Na torze regatowym w podlondyńskim Eton zmagania najlepszych kajakarzy ogląda dzień w dzień po 25 tysięcy kibiców. W przypadku wyścigów na dystansie 200 m przez 40 sekund jest jedna wielka wrzawa na trybunach. - Marta nie lubi jak jest cicho. Na treningach czasami ma pretensje do mnie i pyta, dlaczego nie krzyczę. Ja jej mówię, że na zawodach i tak mnie nie będzie słyszeć - podkreślił trener kadry kajakarek Tomasz Kryk.
- Ja lubię ten hałas. Tak naprawdę nie słychać, co krzyczą kibice, a ja sobie tłumaczę, że ten cały doping jest dla mnie - śmiała się Walczykiewicz. Kajakarka specjalnie na igrzyska przygotowała kajak w swoich ulubionych barwach. "Fiolet, róż, czarny - to moje ulubione kolory. No i gwiazdki obowiązkowo też są" - zaznaczyła. Finał K1 na 200 m z udziałem Walczykiewicz rozegrany zostanie w sobotę o godz. 11.14.
ja, PAP