Wasilewski po meczu: postrącałem wiewiórki

Wasilewski po meczu: postrącałem wiewiórki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marcin Wasilewski (fot. PAP/Radek Pietruszka)
- Mogłem strzelić bramkę, a postrącałem... wiewiórki - powiedział Marcin Wasilewski po meczu z Czarnogórą (2:2) w eliminacjach mistrzostw świata. W drugiej połowie mógł strzelić bramkę, ale fatalnie uderzył z rzutu wolnego z 16 metrów.

- Uderzyłem dramatycznie, lepiej nie wspominajmy. Powinienem strzelić w światło bramki i dać golkiperowi szansę popełnienia błędu. Tymczasem ja postrącałem... wiewiórki - zaznaczył 32-letni Wasilewski. Niespodziewanie obok niego na środku obrony selekcjoner Waldemar Fornalik ustawił Kamila Glika. Wcześniej grali ze sobą niewiele ponad pół godziny. - Czy zagraliśmy solidnie? No nie wiem, przecież straciliśmy dwie bramki, więc jednak czegoś zabrakło. Nie wykonaliśmy zadania w 100 proc., bo Mirko Vucinic strzelił gola. Ale na pewno widać było zaangażowanie, wolę walki - powiedział.

Polski zawodnik był zadowolony z remisu osiągniętego na gorącym - dosłownie i w przeności - boisku w Podgoricy. - Przyjechaliśmy żeby nie przegrać i w miarę dobrze rozpocząć eliminacje MŚ. Zdawaliśmy sobie sprawę jak ciężko gra się tutaj. Widać było jak deprymowany był szczególnie Przemek Tytoń. Kibice rzucali w jego kierunku petardami, kawałkami krzesełek, zapalniczkami - przyznał gracz Anderlechtu Bruksela.

Do przerwy biało-czerwoni przegrywali 1:2. Po zmianie stron gola na wagę punktu zdobył rezerwowy Adrian Mierzejewski. - W przerwie nie mieliśmy nic. Uzyskany w Podgoricy punkt miejmy nadzieję bardzo się przyda w końcowym rozrachunku. Inne zespoły też będą traciły "oczka" w Czarnogórze. Gospodarze przez cztery lata chyba tylko dwa razy przegrali na stadionie Pod Goricom, ostatnio rok temu z Czechami w barażach o Euro - mówił Wasilewski.

Pytany o czerwoną kartkę dla Ludovica Obraniaka, odpowiedział: "Niepotrzebnie dał się sprowokować, chociaż dla mnie sędzia nie powinien pokazywać kartonika w tym kolorze. Arbiter wcześniej dał czerwień jednemu z rywali i jakby szukał okazji do wyrównania. W pierwszej połowie kibice wrzucali na murawę rozmaite przedmioty, słyszeliśmy, że jeśli to się powtórzy, to mecz zostanie przerwany. Tymczasem pod koniec gry znów poleciały w kierunku Przemka, jednak sędzia nie zareagował. Dziwne".

- W lidze belgijskiej nie ma takich incydentów, jest spokojnie. W ogóle to już rzadkość w obecnym futbolu. W następstwie incydentów zamykane są stadiony, kluby i federacja płacą olbrzymie kary. Traci widowisko, bo nie ma widzów, nie ma atmosfery - zakończył doświadczony zawodnik.

jl, PAP