Był to dziewiąty tegoroczny finał 25-letniego tenisisty z Belgradu, który w styczniu był najlepszy w wielkoszlemowym Australian Open, a także zwyciężał w imprezach rangi ATP Masters 1000 w marcu w Miami i w sierpniu w Toronto. Poniósł za to porażki w decydujących meczach: dwa razy w Wielkim Szlemie - w paryskim Roland Garros i nowojorskim US Open oraz w turniejach ATP Masters 1000 w Monte Carlo, Rzymie i Cincinnati.
Triumf w Pekinie dał Djokovicowi premię w wysokości 530 570 dolarów oraz po 500 punktów do rankingu ATP World Tour, w którym jest drugi, a także do klasyfikacji ATP "Race to London" - tu prowadzi. - Moim celem jest objęcie prowadzenia w rankingu ATP World Tour przed końcem roku. Do jego osiągnięcia na pewno przybliży mnie zwycięstwo tutaj, w Pekinie, ale nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Przed nami jeszcze kilka bardzo ważnych turniejów, choćby w tym tygodniu w Szanghaju, gdzie zagrają wszyscy najlepsi oprócz (Rafaela) Nadala. Chciałbym zajść w nim tak daleko, jak to możliwe, ale oczywiście do każdego pojedynku będę podchodził spokojnie, tak jak zawsze - powiedział Serb. Dodał, że zamierza kontynuować naukę chińskiego. - To skomplikowany język, ale staram się sobie z nim poradzić - zapewnił.
Niepocieszony był za to Tsonga, który przegrał sześć z rzędu starć z Djokovicem w ciągu dwóch lat. "Odczuwam z tego powodu frustrację, bo dużo trenuję, daję z siebie wszystko, a efektów nie widać. Czasami nie jest łatwo, ale ten sport tak bardzo mi się podoba, że zamierzam cały czas walczyć, dopóki żyję" - podkreślił Francuz.
27-letni tenisista, obecnie siódmy na świecie, po raz trzeci w tym sezonie dotarł do finału, ale poniósł pierwszą porażkę w tej fazie. Triumfował w Dausze i Metz.
ja, PAP