Górnik Łęczna od początku chciał zdominować rywali. Gracze Jurija Szatałowa szybko rozgrywali piłkę, ale nie potrafili stworzyć żadnej klarownej sytuacji. Ciekawiej zrobiło się dopiero w końcówce pierwszej połowy. W 37. minucie Cernych dostał piłkę za obrońców i zbiegł do linii końcowej. Reprezentant Litwy chciał technicznym strzałem pokonać bramkarza, ale ostatecznie zmarnował świetną okazję.
Chwilę później w polu karnym gości zrobiło się zamieszanie po wrzutce Nowaka, ale ostatecznie Zajac złapał piłkę. Podbeskidzie próbowało grać z kontry, ale zawodnikom Leszka Ojrzyńskiego brakowało dokładności pod polem karnym łęcznian.
Głową w mur
Po przerwie goście zameldowali się na boisku z jedną zmianą w składzie. Szansę dostał Sloboda, a na ławce usiadł Pazio. Gra po zmianie stron wyglądała chaotycznie. Ciekawych sytuacji było jak na lekarstwo i żadna z drużyn nie potrafiła przejąć inicjatywy. Podbeskidzie w 85. minucie miało okazję na wagę zwycięstwa, ale Korzym nie potrafił celnie uderzyć do pustej bramki. Bezbramkowy remis utrzymał się do ostatniego gwizdka.
W następnej kolejce T-Mobile Ekstraklasy Górnik Łęczna zagra u siebie z Lechem Poznań. Podbeskidzie Bielsko-Biała podejmie Wisłę Kraków.
łg, Wprost.pl