Tęsknota za sukcesem i znienawidzony sędzia – historia występów Polski na Euro

Tęsknota za sukcesem i znienawidzony sędzia – historia występów Polski na Euro

Błaszczykowski, Boenisch
Błaszczykowski, Boenisch Źródło:Newspix.pl / Łukasz Grochala / Cyfrasport
Mistrzostwa Europy przez lata były turniejem elitarnym i niedostępnym dla reprezentacji Polski. Z 15 edycji udało nam się wystąpić zaledwie w ostatnich trzech. Zanim rozpoczniemy Euro 2020, przypomnijmy sobie turnieje z 2016, 2012 i 2008 roku.

Euro 2016 – Polska tęskni za sukcesem

Rozgrywki zorganizowane we Francji przed pięcioma laty to w zasadzie najprzyjemniejsze wspomnienie dotyczące reprezentacji Polski, przynajmniej dla młodszych pokoleń. Aby odnaleźć poprzedni sukcesów Biało-czerwonych na arenie międzynarodowej trzeba byłoby cofnąć się aż do 1992 roku i Igrzysk Olimpijskich, z których zespół Janusza Wójcika przywiózł srebrny medal.

Pięć lat temu nie poszło nam aż tak dobrze, ale we Francji obejrzeliśmy najlepszą wersję drużyny Adama Nawałki. Nie poddaliśmy się nawet Niemcom, na których trafiliśmy w fazie grupowej i z którymi zremisowaliśmy 0:0, co należy uznać za duże osiągnięcie. Z Ukrainą oraz Irlandią Północną zwyciężyliśmy z kolei po 1:0, dzięki czemu trafiliśmy do 1/8 finału. Pamiętamy, jak heroicznie spisywał się Łukasz Fabiański w spotkaniu ze Szwajcarią, choć przy golu Shaqiriego akurat nie mógł zrobić nic. 25 czerwca fortuna była po naszej stronie, gdyż kilkadziesiąt minut później cieszyliśmy się ze zwycięstwa po rzutach karnych i tym samym awansu do ćwierćfinału.

Euforia, jaka ogarnęła Polaków, była niesamowita. I bynajmniej nie chodzi o samych piłkarzach, lecz kibiców. Do centrum praktycznie każdego większego miasta wylęgły tłumy świętujące ten już historyczny wynik, jedna wielka impreza trwała do rana. Trudno to opisać słowami, trzeba było to przeżyć!

Nasi zawodnicy na szczęście nie ulegli hurraoptymizmowi. Za chwilę przecież mierzyliśmy się z Portugalią i w meczu z nią schemat był w zasadzie podobny, tylko zakończenie gorsze. Niektórzy kibice wciąż mają przed oczami nieskuteczny strzał Jakuba Błaszczykowskiego, obroniony przez Ruiego Patricio. Półfinał nie był nam pisany, ale z perspektywy czasu możemy pocieszać się, że przegraliśmy z późniejszymi triumfatorami.

Bez wątpienia francuski turniej był wyjątkowy, ponieważ ściągnął na Biało-czerwonych uwagę nie tylko regularnych kibiców, lecz także rzeszy ludzi na co dzień nieinteresujących się futbolem. Absurdalna była choćby akcja w social mediach, nawołująca do powtórzenia meczu z Portugalią, ponieważ Rui Patricio za wcześnie ruszył z linii bramkowej przy feralnym dla nas karnym, aczkolwiek pokazuje ona, jaką moc miał tamten sukces reprezentacji. Memy o Michale Pazdanie w roli ministra obrony narodowej również znaczą więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.

Euro 2012 – stracona szansa reprezentacji Franciszka Smudy

Po latach Euro 2012 jawi się jako stracona szansa na zbudowanie naprawdę dobrego zespołu w biało-czerwonych barwach. Jedyne co wtedy faktycznie zbudowaliśmy, to stadiony. Na nowoczesną infrastrukturę w wielu miastach nie można narzekać. Dzięki niej możliwe było choćby zorganizowanie finału Ligi Europy pod koniec maja bieżącego roku, reprezentacja ma swój dom i nie musi tułać się za każdym razem na inny stadion.

Dużo gorzej wyszło natomiast, biorąc pod uwagę sam futbol jako taki. I to pomimo wylosowania praktycznie najłatwiejszej grupy. Zmierzyliśmy się z Rosją, Grecją, Czechami, a potem nasi piłkarze mogli już śledzić dalsze etapy turnieju z kanap wraz z kibicami. Dwa punkty, które uzbieraliśmy dzięki remisom z Grecją i Rosją dały nam ostatnie miejsce w grupie. Do dziś najbardziej pamiętnym obrazkiem z tamtego turnieju jest Kuba Błaszczykowski strzelający Rosjanom pięknego gola z lewej nogi, lecz był to w zasadzie jedyny moment, w którym polski fan mógł czuć jakikolwiek entuzjazm.

Trzeba jedynie wziąć poprawkę na fakt, że Euro 2012 wydarzyło się jeszcze przed wypłynięciem na szerokie wody bardziej utalentowanego pokolenia. Owszem, był w tym zespole także Robert Lewandowski, jednak nie obecny supersnajper, a dopiero przebijający się do pierwszego składu Borussii Dortmund, rywalizujący z Lucasem Barriosem. Łukasz Piszczek szczyt swej kariery również osiągnął parę lat później, podobnie jak Kamil Grosicki. Wsparcie postaci pokroju Ludovica Obraniaka, Sebastiana Boenischa czy Eugena Polanskiego po latach wspominane jest wyłącznie jako farbowanie lisów, nie zaś realne wzmocnienie reprezentacji Polski.

Euro 2008 – Howard Webb wrogiem publicznym numerem jeden

O ile sam awans Biało-Czerwonych do finałów był wyczynem historycznym – przed 2008 rokiem ta sztuka nie udała nam się nigdy – o tyle w fazie grupowej poszło nam po prostu słabo. Trafiliśmy też na naprawdę mocny zestaw rywali, więc czy w ogóle powinniśmy się dziwić? Porażkę 0:2 z Niemcami należało wkalkulować. Bolała jednak, tym bardziej że oba gole strzelił nam Lukas Podolski, którego występów w reprezentacji Polski niegdyś nie chcieliśmy. Chorwaci też mieli mocną pakę, z braćmi Kovac, Ivicą Oliciem, Darijem Srną czy młodymi Rakiticiem i Modriciem na czele.

Zanim jednak wygrali z nami 1:0 i ostatecznie odesłali nas do domu, zmierzyliśmy się z Austriakami. Tak, oni zdecydowanie byli w zasięgu Polaków, a mecz – to prawda czy tylko romantyczne wspomnienie? – toczył się w wariackim tempie. A przynajmniej dla naszych obrońców oraz Artura Boruca, który zaliczył wówczas bodaj najbardziej spektakularny występ w kadrze. Gdyby nie on, Austriacy dawno by się z nami rozprawili, a tak aż do 93. minuty prowadziliśmy 1:0 po golu Rogera, wciąż zachowując szanse na awans.

I wtedy do akcji wkroczył Howard Webb. Można nie lubić jednego czy drugiego arbitra, ale nic nie przebije fali nienawiści, z jaką wówczas spotkał się Anglik. Rzut karny, który wówczas podyktował dla naszych rywali po przewinieniu Mariusza Lewandowskiego na Sebastianie Proedlu, był co najmniej wątpliwy i wyjątkowo szeroko komentowany w polskiej opinii publicznej. – Nie wierzę w rzuty karne dla gospodarzy w 92. minucie – miał powiedzieć nawet ówczesny prezydent Polski, Lech Kaczyński. Wiele lat później Howard Webb wytłumaczył tamtą decyzję między innymi w programie Pawła Wilkowicza, aczkolwiek zadry w sercach polskich kibiców prawdopodobnie nie uleczy nic.

Czytaj też:
Euro 2020. Więcej niż piękne areny. Jakie tajemnice kryją stadiony, na których odbędzie się turniej?