W czwartkową noc w NBA zabłysnął James Harden, którego życiowy występ poprowadził Houston Rockers do wygranej z Denver Nuggets. Niezwykle ważna spotkanie odbyło się też pomiędzy Suns a Pelicans.
W żaden sposób nie mogli poradzić sobie zawodnicy Denver Nuggets z Jamesem Hardenem. Harden rzucał skąd chciał, stawał na linii rzutów wolnych kiedy chciał (22-25) i w całym meczu uzbierał aż 50 punktów, co jest jego nowym rekordem życiowym. Można się przyczepić do skuteczności zza łuku (4-12), jednak nie rzutuje to na wielką noc Hardena. Dzięki temu fantastycznemu występowi Rockets wygrali 118-108, mimo dobrej postawy Wilsona Chandlera i Randy'ego Foye'a (obaj po 23 pkt.).
Utah Jazz nie zwalniają tempa (przed tym meczem mieli bilans 8-2) i odnoszą kolejne zwycięstwo. Tej nocy bardzo dobrze spisała się ich defensywa, czego efektem jest wygrana 80-73 nad LA Lakers. Po stronie Jazzmanów standardowo już najlepiej punktującym zawodnikiem był Gordon Hayward, który rzucił 22 punkty. Dobrze zaprezentował się młody rozgrywający Trey Burke, który z ławki dołożył 17 punktów.
Niezwykle ważne spotkanie odbyło się w Phoenix, gdzie Suns podejmowali New Orleans Pelicans. Obie drużyny toczą razem z Oklahoma City Thunder bezpośredni bój o ósme miejsce na Zachodzie. Zwycięsko z tej batalii wyszli gracze Suns i wygrali 74-72, lecz spotkanie nie należało do najlepszych widowisk. Pelicans rzucali tej nocy ze skutecznością 37 proc. i 28 proc. za trzy, a Suns trafili 35 proc. rzutów z gry i... 9 proc. za trzy, w co niechlubny wkład miał Marcus Morris (1-11, 0-7 za trzy). Suns wygrali jednak dzięki dobremu występowi jego brata Markieffa (17 pkt.,8 zb.), ale przede wszystkim dzięki nieobecności Anthony'ego Davisa.
Starcie Timberwolves z Knicks było pojedynkiem najsłabszych drużyn na Wschodzie i Zachodzie NBA. Trzeba jednak przyznać, że było to zacięte spotkanie, które mogło dostarczyć sporo emocji, ponieważ Wolves zwyciężyli 95-92 dopiero w dogrywce. Dobrze w ich barwach zaprezentowali się dwaj rookie: Andrew Wiggins i Zach LaVine (obaj po 20 pkt.), Kevin Martin (22 pkt.) i Gorgui Dieng (19 pkt., 11 zb.). Wilki grały jednak w bardzo okrojonym składzie, bez Bennetta, Garnetta, Rubio, Hamiltona, Pekovica i Neala.
pg, Wprost.pl
Utah Jazz nie zwalniają tempa (przed tym meczem mieli bilans 8-2) i odnoszą kolejne zwycięstwo. Tej nocy bardzo dobrze spisała się ich defensywa, czego efektem jest wygrana 80-73 nad LA Lakers. Po stronie Jazzmanów standardowo już najlepiej punktującym zawodnikiem był Gordon Hayward, który rzucił 22 punkty. Dobrze zaprezentował się młody rozgrywający Trey Burke, który z ławki dołożył 17 punktów.
Niezwykle ważne spotkanie odbyło się w Phoenix, gdzie Suns podejmowali New Orleans Pelicans. Obie drużyny toczą razem z Oklahoma City Thunder bezpośredni bój o ósme miejsce na Zachodzie. Zwycięsko z tej batalii wyszli gracze Suns i wygrali 74-72, lecz spotkanie nie należało do najlepszych widowisk. Pelicans rzucali tej nocy ze skutecznością 37 proc. i 28 proc. za trzy, a Suns trafili 35 proc. rzutów z gry i... 9 proc. za trzy, w co niechlubny wkład miał Marcus Morris (1-11, 0-7 za trzy). Suns wygrali jednak dzięki dobremu występowi jego brata Markieffa (17 pkt.,8 zb.), ale przede wszystkim dzięki nieobecności Anthony'ego Davisa.
Starcie Timberwolves z Knicks było pojedynkiem najsłabszych drużyn na Wschodzie i Zachodzie NBA. Trzeba jednak przyznać, że było to zacięte spotkanie, które mogło dostarczyć sporo emocji, ponieważ Wolves zwyciężyli 95-92 dopiero w dogrywce. Dobrze w ich barwach zaprezentowali się dwaj rookie: Andrew Wiggins i Zach LaVine (obaj po 20 pkt.), Kevin Martin (22 pkt.) i Gorgui Dieng (19 pkt., 11 zb.). Wilki grały jednak w bardzo okrojonym składzie, bez Bennetta, Garnetta, Rubio, Hamiltona, Pekovica i Neala.
pg, Wprost.pl