Raków Częstochowa nie bierze jeńców. Aris Limassol pokonany, ale trzeba uważać

Raków Częstochowa nie bierze jeńców. Aris Limassol pokonany, ale trzeba uważać

Władysław Koczerhin z Rakowa Częstochowa
Władysław Koczerhin z Rakowa Częstochowa Źródło: PAP / Waldemar Deska
Mecz Rakowa Częstochowa z Arisem Limassol jawił się jako równie trudny, co poprzednie starcia mistrzów Polski w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale trzeba przyznać, że ci poradzili sobie przyzwoicie. Jednobramkowa zaliczka to znakomita wiadomość przed rewanżem, chociaż gospodarze mogą odczuwać niedosyt.

Po wyeliminowaniu Karabachu Agdam drużynie mistrzów Polski przyszło zmierzyć się z przeciwnikiem, który mocno wyprężył muskuły w poprzednim dwumeczu. Aż 11 goli wbite BATE Borysów robiło wrażenie, ale nie na Rakowie Częstochowa.

Władysław Koczerhin rozpoczął strzelani w meczu Raków Częstochowa – Aris Limassol

Już w pierwszych minutach gospodarze odważnie ruszyli do ataku, ale pierwsza akcja im się nie udała, ponieważ Cebula nie miał komu podać z prawej strony do środka pola karnego gości. W 7. minucie Medaliki stawiły się „szesnastce” przeciwników w liczniejszym gronie. Podanie wzdłuż prawej flanki zaowocowało wyjściem Tudora na dobrą pozycję, a następnie idealnym podaniem do Koczerhina. Ukrainiec wpakował piłkę do pustej bramki bez żadnego kłopotu.

Podopieczni Aleksieja Szpilewskiego bynajmniej się nie przestraszyli i od razu ruszyli do odrabiania strat. W większości przypadków Raków bronił się skutecznie, chociaż w 20. minucie zrobiło się gorąco. Z powietrza uderzał wówczas Bengtsson – na szczęście niecelnie. Do końca pierwszej połowy inicjatywa nadal była po stronie Arisu, ale częstochowianie zamknęli dostęp do swojego pola karnego. W efekcie do przerwy utrzymali się na minimalnym prowadzeniu.

Fabian Piasecki podwyższył wynik meczu Raków Częstochowa – Aris Limassol

Po zmianie stron gospodarze znów nieco bardziej przycisnęli i mało brakowało, by efekt przyszedł równie szybko, co w pierwszej połowie. Tym razem jednak minimalnie zabrakło celności po uderzeniu Papanikolaou. Kolejne szarże Cebuli i Silvy zostały natomiast zablokowane w ostatniej chwili.

Ofensywne starania jednak się opłaciły. W ogromnej ulewie wspomniany Cebula postanowił „zatańczyć” w dryblingu ze swoimi przeciwnikami i osiągnął pożądany efekt. Gdy wbiegł między dwóch obrońców, jeden z nich wykonał desperacką interwencję, po której ofensywny pomocnik padł w „szesnastce” Arisu. Werdykt sędziego był oczywisty – rzut karny dla Rakowa. Do piłki podszedł Piasecki, zmylił golkipera i podwyższył na 2:0.

Niestety w samej końcówce spotkania drużyna z Limassolu zdołała zdobyć kontaktową bramkę po efektownym uderzeniu Mayambeli zza pola karnego. Skrzydłowy z Republiki Południowej Afryki zwiódł na raz jednego z zawodników Rakowa, a następnie przymierzył nie do obrony dla Kovacevicia. To było ostatnie trafienie tego wieczoru, więc mistrzowie Polski pojedą na Cypr z jedną bramką zaliczki.

Czytaj też:
Śmiertelne zamieszki przed meczem o Ligę Mistrzów. Spotkanie zostało odwołane
Czytaj też:
Aleksandra Kostrzewska odchodzi z PZPN. Ważna zmiana na kluczowym stanowisku

Opracował:
Źródło: WPROST.pl