Brzydki mecz, ale trzy punkty tak samo wartościowe. Jagiellonia minimalnie pokonała Termalicę

Brzydki mecz, ale trzy punkty tak samo wartościowe. Jagiellonia minimalnie pokonała Termalicę

Tomas Prikryl i piłkarze Termaliki
Tomas Prikryl i piłkarze Termaliki Źródło:Newspix.pl / Kamil Swirydowicz / Cyfrasport
Jagiellonia i Termalica rywalizowały w kolejnym meczu trzeciej kolejki Ekstraklasy. Mimo że piłkarze tegorocznego beniaminka odgrażali się – między innymi Adam Radwański w „Przeglądzie Sportowym” – że są w stanie wygrać z każdym, to tym razem tego nie potwierdzili.

W sobotę 7 sierpnia naprzeciw siebie stanęły drużyny z Białegostoku i Niecieczy. Za faworyta uchodziła Jagiellonia, która swoje zwycięskie aspiracje potwierdziła na boisku. Prawdą jest jednak to, że większość swoich sytuacji stworzyła głównie dzięki dużym błędom przeciwników.

Prikryl wykorzystał prezent

Dziekoński o mały włos nie zdobyłby bramki samobójczej i to w sytuacji, która teoretycznie nie powinna sprawić mu problemu. Po dośrodkowaniu chyba oślepiło go słońce i tylko trącił piłkę tak, że prawie wpadła do siatki za jego plecy, ale w ostatnich chwili zdążył wybić futbolówkę.

Mimo powyższej sytuacji czy kilku zrywów Terpiłowskiego i Radwańskiego, to Jagiellonia stwarzała sobie bardziej dogodne okazje do zdobycia bramki, ale Trubeha nie potrafił ich odpowiednio wykończyć. W końcu jednak gospodarze dopięli swego. Jeden z białostoczan dośrodkował z lewego skrzydła wprost na głowę Putiwcewa. Obrońca ten interweniował jednak fatalnie – wybił piłkę tak, że wylądowała pod nogami Prikryla, a ten strzelił gola, ponieważ nikt go nie pilnował. Co ciekawe skrzydłowy jeszcze skiksował nieco przy strzale, co paradoksalnie mu pomogło.

Ryzykowne oddanie inicjatywy

Przez większość drugiej połowy piłkarze obu zespołów nie dały kibicom zbyt wiele powodów do ekscytacji. Co prawda na boisku pojawiał się między innymi Quintana, który w skali Ekstraklasy ma wielkie umiejętności, ale nawet on nie zrobił odpowiedniego show. Z akcji, które warto wspomnieć na pewno była tak, kiedy z zewnętrznym podbiciem à la Quaresma uderzał Grzybek – minimalnie niecelnie obok dalszego słupka.

Gospodarze do samego końca spotkania musieli drżeć o wynik, mimo że w 84. minucie zdobyli drugą bramkę i. Cernych zbiegał z lewej strony, zagrał do Imaza „na ściankę”, a ten wpuścił go prostopadłym podaniem w pole karne. Po chwili Litwin pokonał bramkarza, ale sędzia nie uznał bramki, bowiem na samym początku akcji, późniejszy strzelec przyjął sobie piłkę ręką. Duży stres towarzyszył więc białostoczanom, lecz ostatecznie nie wypuścili minimalnego zwycięstwa z rąk.

Czytaj też:
Sztafeta mężczyzn bez medalu. Panowie nie powtórzyli sukcesu „Aniołków Matusińskiego”

Źródło: WPROST.pl