Ostatni moment, by Filip Marchwiński zabłysnął. Eksperci o błędach i perspektywach młodej gwiazdy Lecha Poznań

Ostatni moment, by Filip Marchwiński zabłysnął. Eksperci o błędach i perspektywach młodej gwiazdy Lecha Poznań

Filip Marchwiński, piłkarz Lecha Poznań
Filip Marchwiński, piłkarz Lecha Poznań Źródło:Newspix.pl / Patryk Pindral / 400mm.pl
Gdy w 2018 roku Filip Marchwiński debiutował w barwach Lecha Poznań, wydawało się, że będzie kolejnym wielkim talentem, który wyjedzie z Polski za wielkie pieniądze i zrobi ciekawą karierę. Cztery lata później 20-latek nadal ma ogromny potencjał, ale znalazł się na marginesie drużyny Kolejorza. Jakie perspektywy malują się przed tym utalentowanym, choć zagubionym pomocnikiem?

Filip Marchwiński z Lecha Poznań ma dopiero 20 lat, więc niemal całe futbolowe życie przed nim i skreślać go nie należy. Z drugiej strony jednak kariera pomocnika zahamowała spektakularnie. Pytanie, czy da się go jeszcze odratować, by spełnił pokładane w nim nadzieje? O tym rozmawialiśmy z Damianem Smykiem, doskonale zorientowanym w sprawach Kolejorza dziennikarzem, oraz Bartoszem Bosackim, legendą poznańskiego zespołu.

Młode talenty wyprzedziły Filipa Marchwińskiego

W samym klubie ewidentnie twierdzą, że Marchwiński nie jest stracony. – Skoro przedłużyli z nim kontrakt, to liczą, że się odbuduje – jasno wykłada tę sprawę Smyk, dziennikarz „Weszło”. – To, co usłyszał od dyrektora, trenera czy prezesa było dla niego zachęcające. Przez ten pryzmat widać, że klub nadal widzi w nim duży potencjał – uzupełnia nasz drugi rozmówca.

Faktem jest jednak, że jak dotąd pomocnik nie pokazał pełni swoich możliwości. Były jedynie przebłyski, jak na przykład w meczu z Legią w 2019 roku, kiedy przedstawił się szerszej publiczności za sprawą gola, dzięki któremu Kolejorz zwyciężył 1:0 w ekstraklasowym szlagierze. Teoretycznie piękny start, napędzający bo jeszcze szybszego rozwoju. W praktyce zaś poprzeczka, do której trudno regularnie doskakiwać.

Obecnie Marchwiński jest poza falą wznoszącą. W chwili debiutu w pierwszej jedenastce Lecha miał bowiem 16 wiosen na karku, obecnie zaś jedynie 20. Mimo tego, że w 2022 najwięcej płaci się za potencjał, w międzyczasie do lepszych lig z Poznania wyjechali Kamil Jóźwiak, Jakub Moder, Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński czy Robert Gumny. Tylko główny bohater tego tekstu zdaje się być w punkcie wyjścia.

Zbyt mało gry w Lechu Poznań, zbyt wolny rozwój

– Czasem zdaje mi się, iż z roku na rok Marchwiński jest słabszy. Najlepszy sezon rozegrał wówczas, gdy debiutował. Od tamtego czasu uzbierał ponad 90 meczów na poziomie Ekstraklasy i nie widzę jego rozwoju – mówi nam Damian Smyk. – Wiadomo, on nie gra co tydzień po 90 minut, ale w każdych rozgrywkach ma te 800-900. To wcale nie tak, że usadzono go w głębokiej rezerwie i dlatego nie czyni postępu – dowodzi nasz rozmówca.

Na tę kwestię nieco inaczej patrzy natomiast Bosacki.

– Parę lat temu Filip był uznawany za jeden z największych talentów w Europie. Niestety jego granie zostało zahamowane. W ostatnim czasie nie był podstawowym zawodnikiem i obserwując z zewnątrz jego sytuację, wydaje mi się, że w najbliższej przyszłości nadal może nie odgrywać wystarczająco ważnej roli. Na razie nie wiemy jeszcze, jaki jest odbiór Marchwińskiego przez nowego trenera. Może dostrzeże w nim więcej, niż poprzednicy? – zastanawia się legenda Lecha

O potencjalną rolę pomocnika w drużynie van den Broma pytany też dziennikarza „Weszło”, według którego tę kwestię należy rozpatrywać w szerszym kontekście i wziąć pod uwagę zmiany w przepisie dotyczącym młodzieżowców. – Gdyby ta reguła pozostała w poprzedniej formie, Marchwiński mógłby grać jeszcze więcej. Szczególnie na skrzydle Lech nie ma pewniaków. Ani Ba Loua, ani Velde, ani Citaiszwili nie dojeżdżają na razie do tego poziomu, którego się od nich oczekuje. Paradoksalnie więc zmiana przepisu zadziałała na niekorzyść wychowanka – mówi.

– Byłoby najlepiej, gdyby Lech awansował do fazy grupowej Ligi Konferencji, bo wtedy miałby szansę rozegrać więcej minut. Zwłaszcza po odejściu Daniego Ramireza. Na dziesiątce, gdzie ja go widzę najlepiej, jest w tej chwili trzeci do grania: za Joao Amaralem oraz Afonso Sousą lub Filipem Szymczakiem – przekonuje Smyk.

Presja i kryzys Lecha Poznań a sytuacja Filipa Marchwińskiego

Jest jeszcze jeden ważny kontekst, na który warto zwrócić uwagę, analizując sytuację Marchwińskiego, a mianowicie kryzys(?), w jaki wpadł Kolejorz na początku bieżących rozgrywek. Czy to na pewno odpowiedni moment, aby dać mu więcej minut? Ergo: zrzucić na jego barki jeszcze większą odpowiedzialność? To trudne do rozstrzygnięcia, biorąc pod uwagę fakt, że Marchwiński jest akurat w wieku kluczowym dla rozwoju piłkarza, ale z drugiej strony też to, iż wcześniej słabo radził sobie z presją narzuconych mu oczekiwań.

Bosacki również dostrzega pewne ryzyko. – Dotychczas nie został podstawowym zawodnikiem Kolejorza, więc może myśleć w stylu: „Okej, wchodzę na kwadrans, ale gdybym coś zawalił, to w następnym spotkaniu nie dostanę szansy”. Dużą rolę do odegrania tutaj ma szkoleniowiec w kwestii rozmów z zawodnikiem – opowiada nam legenda Kolejorza.

Czytaj też:
Łukasz Trałka dla „Wprost”: Rodzice widzą samych nowych Lewandowskich. Ja nie chcę bawić się we wróżkę

Były piłkarz przypomina jednak jasno. – On już nie ma 17 lat. Utarło się u nas, że 30-latek to już ktoś stary, a 22-latek jeszcze za młody. Tymczasem widzimy, iż na świecie wygląda to inaczej. Ja bym się nie zastanawiał, czy sobie poradzi, czy nie. Oczywiście, przez to, że grał stosunkowo mało, może mu jeszcze brakować nieco doświadczenia – przekonuje Bosacki i dodaje: – Postawienie mocniej na Filipa w tym momencie mogłoby być dla niego ciekawym doświadczeniem. Jeśli John van den Brom postawi na niego dzisiaj, w trudnej sytuacji, to on może poczuć się pewniej – mówi nam z wyraźną nadzieją w głosie.

Sodówka? To nie ten przypadek

Nie da się tego zmierzyć w jednoznaczny sposób, ale w kontekście Marchwińskiego eksperci często przekonują, że to właśnie presja środowiska najbardziej zahamowała rozwój zawodnika. – W Lechu najmocniej odpalali ci, o których na bardzo wczesnym etapie wcale nie było głośno, jak Kuba Kamiński czy Kamil Jóźwiak. Mieli spokój. Dla porównania o Filipa wiele mówiło się jeszcze zanim kopnął piłkę na treningu pierwszego zespołu – mówi nam dziennikarz „Weszło”.

Faktycznie, gdy przypomnimy sobie raban, jaki powstał wokół Marchwińskiego przed laty, można złapać się za głowę. Polak trafił wtedy na prestiżową listę „The Next Generation” tworzoną przez dziennikarzy „The Guardian”, na której umieszcza się największe talenty piłkarskie z całego świata. Do tego w mediach pojawiały się informacje o zainteresowaniu ze strony takich wielkich marek jak Juventus, Ajax Amsterdam, Arsenal czy Hoffenheim. Wszystko to mogło podziałać na wyobraźnię nastolatka oraz jego nastawienie.

Bynajmniej nie chodzi tu o sodówkę, ale presję właśnie. Bo skoro na celownik wzięły cię tak wielkie kluby, to chcesz temu zainteresowaniu dorównać swoim poziomem. Nie wychodzi w jednym, drugim meczu, pojawia się frustracja i ciśnienie, a potem młody piłkarz wpada w błędne koło. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mniej więcej tak to mogło wyglądać w przypadku bohatera tego tekstu.

Źródło: WPROST.pl