David Balda dla „Wprost”: Śląsk Wrocław ma najlepszą drużynową chemię w lidze

David Balda dla „Wprost”: Śląsk Wrocław ma najlepszą drużynową chemię w lidze

David Balda (z prawej) z najnowszym nabytkiem WKS Patrykiem Klimalą i prezesem Patrykiem Załęcznym
David Balda (z prawej) z najnowszym nabytkiem WKS Patrykiem Klimalą i prezesem Patrykiem Załęcznym Źródło:Adriana Ficek/slaskwroclaw.pl
Historia piłkarskiego Śląska Wrocław na przestrzeni ostatniego półrocza, to materiał na całkiem niezłą, filmową fabułę. Wrocławianie listopad 2023 roku otworzyli jako lider PKO BP Ekstraklasy. David Balda, dyrektor sportowy klubu, w specjalnej rozmowie dla „Wprost” zdradził, jaka jest treść recepty na przemianę piłkarskiego klubu w Polsce. Choć to nie jedyna kwestia, którą poruszył skuteczny w swoich działaniach Czech.

Przypomnijmy, że jeszcze 27 maja b.r., w ostatniej kolejce sezonu 2022/23, piłkarze Śląska Wrocław wychodzili na murawę stadionu Legii Warszawa niepewni utrzymania w PKO BP Ekstraklasie. Wrocławianie, choć przegrali (1:3), utrzymali się dzięki wcześniejszym wygranym u siebie ze zdegradowaną Miedzią Legnica (4:2) oraz Wisłą Płock (3:1). Ta druga otworzyła Śląskowi drzwi do utrzymania, sama pogrążając się w czerwonej strefie. A w ostatniej kolejce przegrywając z Cracovią (0:3), płocczanie odebrali sobie szanse na prześcignięcie Śląska. WKS skończył z punktem więcej od Wisły, na ostatnim bezpiecznym miejscu w ekstraklasowej hierarchii.

Kluczowym ruchem w Śląsku było przeproszenie się i ponowne oddanie drużyny w ręce szkoleniowca, którego wrocławski klub miał i tak na kontrakcie. Mowa o Jacku Magierze, z którym pożegnano się przy pierwszym poważniejszym kryzysie, żeby powrócić do niego, kiedy było już beznadziejnie. Podczas wspomnianego zwycięstwa nad Wisłą Płock, pojawiło się na trybunach niecałe 11 tysięcy kibiców. To był 13 maja tego roku. Pięć miesięcy późnej Tarczyński Arena z kompletem ponad 39 tysięcy kibiców był świadkiem wielkiej wygranej (4:0) WKS nad Legią.

Rozmowa z Davidem Baldą, dyrektorem sportowym piłkarskiego Śląska Wrocław, lidera PKO BP Ekstraklasy

W klubie pojawił się również latem David Balda. Dyrektor sportowy, który błyskawicznie znalazł nić porozumienia z trenerem Magierą, formatując na nowo kadrę drużyny ze stolicy Dolnego Śląska. Mający 32 lata, pochodzący z Ostrawy Balda niedawno mógł pochwalić się sprowadzeniem do WKS Patryka Klimali, byłego reprezentanta Polski.

A jak Czech przekonuje w rozmowie dla „Wprost”, to nie jest ostatnie słowo Śląska na rynku transferowym. Wrocławianie mają mieć zimą najlepszą kadrę drużyny w lidze. O tym i wielu innych wątkach, opowiedział sam zainteresowany.

Maciej Piasecki („Wprost”): Kiedy miałeś pierwszy raz styczność z polską piłką?

David Blada (dyrektor sportowy Śląska Wrocław): Mam wrażenie, że graliśmy przeciwko polskim drużynom, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem w Baniku Ostrawa. Kiedy funkcjonowałem w młodzieżowych kadrach Czech, U-16 czy U-17, to nie pamiętam, żebyśmy grali z Polakami.

Zresztą, ja dosyć szybko zacząłem pracować jako scout i menadżer. Dlatego z pozycji piłkarza nigdy nie miałem okazji grać w Polsce, dostawać jakieś oferty, myśleć o polskim rynku i lidze. Jako zawodnik moim marzeniem była gra w Premier League. Anglia była kursem, planowałem budowanie w niższych ligach, krok po kroku, taki był mój pomysł.

Jeśli jednak miałbym odnaleźć jakikolwiek poważniejszy piłkarski akcent związany z polską piłką, to był to rok 2014, kiedy byłem szefem scoutów w Baniku. Miałem kontakt ze Zdzisławem Kapką i Jackiem Bednarzem, ówczesnymi przedstawicielami Wisły Kraków. Oni chcieli wtedy kupić Jana Baranka, środkowego obrońcę. Negocjowaliśmy transfer, pamiętam, że miałem dopiero 23 lata, więc to były moje absolutne początki. Nasz dyrektor sportowy Radek Sloncik nie mówił wówczas po angielsku, dlatego ja prowadziłem większość rozmów przy negocjacjach zagranicznych. Po Wiśle wkrótce pojawiła się Legia Warszawa, Lech Poznań i tak te polskie kontakty się budowały.

Spora jest twoja siatka kontaktów, którą zbudowałeś od tamtego czasu?

W jednym z pierwszych wywiadów w Polsce po zatrudnieniu przez Śląsk przyznałem, że znam z 20 tysięcy ludzi. I to jest faktycznie prawda. Jasne, że teraz mam już określone priorytety, agentów i kluby, którym w szczególności ufam. Więc to grono jest zawężone podczas tej codziennej pracy, ale siatka jest naprawdę szeroka.

Wracając jeszcze na moment do Ostrawy, myśląc o Baniku, mam przed oczami postać Milana Barosa. Czy jego wyjazd do Liverpoolu na początku XXI wieku był takim „English dream” dla młodych chłopaków z Ostrawy?

Baros to legenda Baniku, ale nie wiem, czy zagrał chociaż 100 oficjalnych meczów w barwach klubu z Ostrawy. On wyjechał jako bardzo młody chłopak za ponad trzy miliony funtów do Liverpoolu z Baniku, co wtedy było naprawdę dużymi pieniędzmi. Baros zbudował jednak swoje nazwisko głównie poza Czechami. Jeśli zostałby w Baniku, to nie wiem, czy jego kariera potoczyłaby się tak dobrze.

Niestety, jego powrót do Baniku na koniec kariery nie był już tak udany. Baros miał za sobą sporo kontuzji, dodatkowo trafił do Ostrawy nie do końca przygotowany na intensywność, jaką oferowała liga czeska. Byłem wówczas w klubie, ale tak naprawdę Banik też nie był gotowy na Milana Barosa. Źle się to potoczyło, rozbiło się m.in. o strukturę właścicielską, jedno wielkie zamieszanie. Szkoda, ale niestety, takie różne problemy dookoła boiska przekładają się później również na wyniki sportowe.

Wielki szacunek do Milana za to, co zrobił jako piłkarz przez te wszystkie lata. Ja nie pamiętam go z boisk w Ostrawie, ale to duża postać dla czeskiej piłki.

A masz jakiegoś czeskiego idola?

Pavel Nedved. Zacznijmy od tego, że też miałem włosy jak on (śmiech).

Dodatkowo nie miałem też tyle talentu, musiałem ciężko pracować na swoje. O Pavle bardzo często mówiono, że tylko poprzez swoją pracę i charakter doszedł do tego, co osiągnął. A trafił przecież do wielkich klubów, zdobył Złotą Piłkę.

Kiedy David Balda zawiesił buty na kołku?

W 2011 roku. Nigdy nie przebiłem się do pierwszego zespołu. Myślałem, że jestem talentem, bo tak też opowiadali mi trenerzy, grałem w końcu ze starszymi rocznikami, radziłem sobie. Okej, można było mieć takie przekonanie.

Ale tak szczerze? Byłem wtedy po prostu głupi. Poznałem dziewczynę, pojawiły się okazje do tego, żeby zajrzeć na jedną-dwie imprezy więcej niż zazwyczaj. Skoro drużyna szła, no to ja też te pierwsze zarobione pieniądze wydawałem w ten sposób, imprezując. Właśnie w taki sposób przegapiłem moment, w którym mogłem wskoczyć do klubowej „jedynki”. Miałem szesnaście lat i byłem trzecim prawym obrońcą w hierarchii Baniku, który walczył o europejskie puchary.

Jedno lato wystarczyło, żeby być już na szóstym miejscu w takim zestawieniu kadry. Pojawiły się większe pieniądze w Ostrawie i zdecydowano się na inwestycje w ludzi z zewnątrz. Oczywiście szybko okazało się, że sportowo wynik nie dojechał i bez sukcesu na boisku, zaczęły się problemy. Wysokie kontrakty trzeba było spłacać, a klub popadł w problemy sportowo-organizacyjne. Oczywiście ja jako zawodnik akademii, razem z kilkoma kolegami, jako pierwsi nie dostawaliśmy pieniędzy na czas, po pięć-sześć miesięcy. A ja mam to do siebie, że jak coś się dzieje, to ja nie gryzę się w język.

Pamiętam, że zapytałem wprost właściciela i dyrektora sportowego, gdzie są moje pieniądze, skoro ci lepiej opłacani takowe dostają. Nigdy jednak nie padł jakiś konkret, data, cokolwiek. Powiedziałem sobie wtedy, że jeśli ja kiedyś znajdę się po tej drugiej, dyrektorskiej stronie, to będę grał w otwarte karty.

I tego się trzymasz?

Tak. Sądzę, że nawet ta najgorsza prawda jest lepsza niż zwodzenie. Skoro nie ma pieniędzy w klubie, no to mówisz piłkarzowi, jaka jest sytuacja. Jeśli jest termin, załóżmy, trzech miesięcy przesunięcia, to można to poukładać na tyle, żeby przetrwać. A takie zwodzenie przez pół roku i więcej jest po prostu wkurw…ące.

Oczywiście głośne wyrażanie swojego zdania błyskawicznie sprawiło, że stałem się niepotrzebny w klubie. Zapłaciłem za to swoją cenę. Zesłany do rezerw Baniku wyjechałem do Austrii, zarobić na graniu w lidze regionalnej. Później menadżer dał mi szanse na testy w Leicester City, wówczas drużynie z Championship. Pamiętam, że na boisku przywitał mnie słynny Sven Goran Eriksson. To był szok.

Czyli angielski sen się jednak spełnił.

Nie do końca, bo przez dwa tygodnie testów byłem po prostu dramatyczny. Przyjechałem do Anglii zupełnie nieprzygotowany. To był inny świat, zespół walczący o awans od Premier League. Po tym mocnym zderzeniu zahaczyłem jeszcze o testy w niższych ligach w Londynie i okolicach, piąta-szósta liga. Ale tam również nie miałem czego szukać, więc zrozumiałem, że czas powiedzieć dość, zamiast kombinować na siłę z grą na boisku.

Mam wrażenie, że w Polsce panuje taki stereotyp odnośnie czeskiej ligi i stawianiu na swoich. Czy faktycznie np. ci najmocniejsi mają przekonanie do talentów rodem z Czech?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Praskie Sparta czy Slavia w swoich szeregach mają zagranicznych graczy. Ale to są kluby odstrzelone od realiów, o jakich rozmawiamy w Polsce.

Dlaczego?

Sprawa jest prosta. Oni są w stanie wyłożyć za transfer piłkarza trzy miliony euro. I to często są ruchy wewnątrz ligi. I teraz porównajmy to z polskimi realiami. Przykładowo Raków Częstochowa wykładający za Polaka dwa-trzy miliony euro. Sięgnęli po Bartosza Nowaka czy zapłacili za transfer Johna Yeboaha – ale to było traktowane w kategoriach naprawdę dużego wydarzenia. A w Czechach to jest normalne.

Wspomniałeś zresztą w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej” z Piotrem Janasem, że w Polsce nie potrzebujesz budżetu transferowego, bo tutaj rzadko pieniądze faktycznie są wpompowywane w transfery gotówkowe. To się nie zmieniło?

Ja czekam na okazje. Przykłady to Peter Pokorny czy Aleks Petkov. Wiesz o tych zawodnikach, znasz ich wartość, ale musisz czekać na możliwość ich pozyskania. Musi się dobrze ułożyć kilka czynników, warto jednak być cierpliwym. Kolejny przykład to Aleksander Paluszek. Długo Górnik Zabrze chciał za niego ogromne pieniądze. Dopiero pod koniec okienka transferowego pozycja negocjacyjna uległa zmianie i zdecydowali się sprzedać go za grosze w kontekście pierwotnych założeń. A my zyskaliśmy solidnego chłopaka, który dodatkowo jest przecież naszym wychowankiem.

A faktycznie Polacy są na rynku zbyt drodzy względem tego, ile potrafią?

Coś w tym jest…

Dam ci konkretne przykłady. Gdybym chciał Wiktora Biedrzyckiego z Niecieczy czy Miłosza Trojaka z Korony, to musiałbym wyłożyć za jednego 200-300 tysięcy euro. A ja mam w zamian Petkova, który przyszedł za darmo i nie sądzę, że zarabia więcej, aniżeli życzyliby sobie Polacy przychodzący do Śląska.

Nie powiem, że Polacy są przepłaceni w lidze, bo każdy przykład jest osobny, to jasne. Ale uważam, że w Czechach są mniejsze wynagrodzenia niż w Polsce, a zawodnicy są przynajmniej na takim samym poziomie sportowym. Czesi mają jednak to do siebie, że brakuje im pewności co do własnych umiejętności, zmian i szukania kolejnych sportowych wyzwań, kiedy kończą się kontrakty, itd. Wolą spokój i stabilizację, dlatego wiążą się z jednym miejscem, parafując umowy na kolejne lata. Dlatego w Czechach trudno jest znaleźć okazje, dzięki którym można kogoś wyciągnąć, bo np. kończy mu się za pół roku umowa.

Odnoszę wrażenie, że solidny czeski piłkarz mógłby w polskiej lidze zarabiać dwa razy więcej niż w topowych drużynach w swoim kraju.

Dopytam jeszcze o jedną, kontrowersyjną kwestię. Skąd wzięły się o tobie tak negatywne głosy, dotyczące okresu pracy przed przyjazdem do Wrocławia? Spoglądam na media społecznościowe i w komentarzach można znaleźć wklejane fragmenty wypowiedzi ludzi z Czech czy Słowacji, nieprzychylnie mówiących o tym, jak kojarzą Davida Baldę.

Po latach kłamstw i oszustw w Baniku, chciałem zmienić otoczenie. Byłem zmęczony czeską piłką i potrzebowałem się odciąć. Podjąłem radykalne kroki.

Ale wiesz dobrze, że niektórzy wypominają m.in. kwestię zmiany nazwiska.

Tak, wiem, ale zupełnie nie znają mojej sytuacji życiowej. Co do zmiany nazwiska, ja nie utrzymuje kontaktów z rodzicami. Nie czułem i nie czuję, żebym miał potrzebę noszenia ich nazwiska. Dlatego właśnie zdecydowałem się na taką zmianę.

Wyjechałem do Anglii, przestałem być Davidem Balažovičem. Co ciekawe, Balda to była moja ksywa w czasach szkolnych, więc to było dla mnie oczywiste. A mojego ojca po prostu nie szanuję i nie uważam, żeby człowiek miał obowiązek przeżyć całe życie tylko z jednym nazwiskiem, jeśli taka sytuacja ma miejsce.

Każdy może mówić co chce, nie mam na to wpływu, ale pamiętaj, że to moje życie.

Jasne. A co z zaoranym polem w Czechach i Słowacji?

Ktoś mógł mieć problem ze mną, kiedy nie otrzymał prowizji przy transferze, zatrudnieniu danego zawodnika, itd. Ja dobrze wiem, że źródłem wielu tych rewelacji jest Michał Karpiński. O działaniach tego pana już wspominałem publicznie. I wiem, że pracował ze Słowakami jako agent piłkarski. Jego zawodnicy dzwonili do mnie, kiedy byłem pracownikiem agencji menadżerskiej, czy mogę im pomóc znaleźć klub, bo niestety nie mogą liczyć na pomoc swojego menadżera.

Co do Czech, wróciłem tam już nie jako zawodnik, ale w innej roli. W sumie spełniałem cztery funkcje. Byłem szefem scoutów, menadżerem od kontaktów międzynarodowych oraz transferów i trzecim asystentem trenera, bo szkoleniowiec nie mówił po angielsku.

Banik był na ostatni miejscu w tabeli w połowie sezonu, kiedy trafiłem do Ostrawy. Wyrzuciliśmy razem z dyrektorem sportowym trzynastu piłkarzy, zatrudniliśmy jedenastu nowych graczy. Utrzymaliśmy się po czym w kolejnym sezonie wskoczyliśmy na czwarte miejsce w tabeli. Wtedy byłem super, nikt nie narzekał, wręcz przeciwnie, Balda był super gościem.

Niestety, sprzedaż stadionu miastu nie poszła właścicielowi klubu tak, jak zakładał i zaczęła się równia pochyła. Zaczęło się sprzedawanie, zero inwestycji, dodatkowo właściciel zatrudnił swojego syna, stawiając na wysokim stanowisku.

Czyli to nie tylko polska tradycja.

Oj, zdecydowanie nie (śmiech).

Jakby tego było mało, wymyślono zwolnienie trenera. Bo jak mamy czwarte miejsce, to pewnie kwestia zbyt defensywnego grania, bez ryzyka. Sprzedano bramkarza, dwóch podstawowych obrońców, szóstkę. Zostali za to piłkarze ofensywni. Do klubu dotarł trener z drugiej ligi czeskiej. Zaczęło się sprowadzanie jakiś dziwnych piłkarzy, którzy nie mieli jakości. Przepraszam was panowie z Baniku, ale tak było. Po sześciu miesiącach mieliśmy zamiast czwartego miejsca… cztery punkty na koncie.

Ja przestałem mieć wpływ na cokolwiek, byłem już zmęczony takim niszczeniem tego, co można było przecież zbudować wcześniej, racjonalnie dowodząc klubem. Ostatecznie skończyło się katastrofą, sprzedażą klubu i zwolnieniem ludzi przez nowego właściciela. A ten stary, oczywiście nie mógł zrzucić winy na syna, więc stwierdził, że wszystkim transferom i sytuacji sportowej winien jestem rzecz jasna ja. Miałem 25 lat i mając małe życiowe doświadczenie, brak siły medialnej, nie mogłem się obronić w żaden sposób.

Mamy to wyjaśnione. Słyszałem też, że masz dobre oko do piłkarzy. Zapytam zatem, czy Łukasz Bejger jest przyszłym reprezentantem Polski w seniorskiej kadrze?

Zacząłbym od tego, że latem 2023 roku chcieliśmy ściągnąć do Śląska Patryka Pedę. To była nasza wspólna opinia z Jackiem Magierą. Chłopak spadł do Serie C i w grę wchodziła sprzedaż za okolice 300-500 tysięcy euro. Nie mieliśmy takich pieniędzy, a dodatkowo piłkarzowi zależało na pozostaniu we Włoszech.

twitter

Ocenialiśmy wtedy Pedę na tym samym poziomie, co Łukasza Bejgera. Więc jeśli to miałaby być odpowiedź na twoje pytanie, to tak. Skoro Peda może grać w pierwszym zespole reprezentacji, to uważam, że Bejger również na to zasługuje. Bo kto inny, jak nie podstawowy zawodnik lidera Ekstraklasy?

Kogo na dzisiaj Polacy mają w kadrze w kontekście środka obrony?

Jakub Kiwior, Patryk Peda, powraca temat Jana Bednarka. Gdzieś tam jest też np. Paweł Dawidowicz, który nie może zdobyć zaufania kolejnych selekcjonerów, mając też problemy zdrowotne.

Mam wrażenie, że jeśli nie ma przekonania do trzeciego-czwartego wyboru w reprezentacji, to warto wprowadzić trochę świeżej krwi. Spoglądając na przyszłość polskiej kadry, trzymanie na ławce zawodnika w wieku 25-27 lat, nie ma większego sensu. Wolałbym chłopaka młodszego, który dostanie powołanie, może nawet wejdzie na 5-10 minut, rozwiniesz jego karierę i dasz motywację na przyszłość.

Dawidowicz z Werony raczej nie trafi do Interu czy Milanu. Bednarek też gdyby był solidny w Premier League, to po spadku do Championship ktoś by po niego sięgnął. A mam przekonanie, że gdyby Bejger dostał swoje minuty w reprezentacji, to mógłby później oddać kadrze naprawdę solidną jakością. I perspektywą na przyszłość.

Bejger na dzisiaj prezentuje wysoką jakość sportową. Ale nie ma co ukrywać, potrzebuje obok siebie solidnego partnera, takiego jak obecnie Petkow. To nie jest tak, że mamy we Wrocławiu młodego Rubena Diasa. Bejger ma swoje umiejętności, wyróżnia się w wielu piłkarskich aspektach, ale też ma nad czym pracować.

Łukasz uzupełnia Aleksa i na odwrót. Taka jest jednak sztuka układania zespołu, żeby był zachowany odpowiedni balans, co mamy obecnie we Wrocławiu.

Bierzesz pod uwagę scenariusz, że cały tercet: Erik Exposito, Petr Schwarz i Nahuel Leiva – parafują umowy ze Śląskiem na kolejne lata?

Uważam, że realne jest wszystko. Było realne, że będziemy liderem Ekstraklasy po takim wcześniejszym sezonie? Nie. Że Śląsk sprowadzi piłkarzy z przeszłością w Premier League? Nie. Że Erik Exposito tak kapitalnie rozpocznie sezon pod względem dorobku bramkowego? Nie. A to wszystko się spełniło.

A finansowo jest to realne?

Tak. Bo jeżeli Erik odrzucił oferty na poziomie 600-700 tysięcy netto latem, tutaj zarabiając znacznie, znacznie mniej, to jest jasny sygnał, że gra w Śląsku to dla niego nie tylko kwestia pieniędzy.

Na czym polega jego zmiana, że zaczął rozstawiać innych po kątach w lidze?

Erik Exposito dojrzał.

Obserwowałem to, jak prezentował się Śląsk na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Widziałem dramatyczne mecze Erika, ale też jego udane występy. Tych drugich w tym dwuletnim okresie nie było zbyt wiele.

twitter

Opinia najczęściej była taka, że Hiszpanowi częściej się nie chce niż chce.

Tak, znam te głosy.

Mam wrażenie, że Exposito grał słabo, bo nie czuł się dobrze, potrzebował więcej spokoju w życiu. Teraz zarówno on, jak i jego żona, są zadowoleni z tego, co mają we Wrocławiu. Jak klub funkcjonuje, pieniądze są na czas, otoczka wokół Śląska zrobiła się naprawdę pozytywna. Dodatkowo mam wrażenie, że wcześniejsi trenerzy nie mieli takiej naturalności, ludzkiego podejścia, również do Erika. Jacek to ma, to też duża zmiana.

Przyznaję, poznaliśmy się z Erikiem latem i od początku mieliśmy różne zdania na swój temat. To jednak nie jest złe, docieraliśmy się długo. Ale dzisiaj możemy na spokojnie usiąść i porozmawiać na kawie. Choć nie ukrywam, że ja mam taką zasadę braku spoufalania się z piłkarzami, zachowując odpowiedni dystans.

Uważam, że dużo ważniejsze dla Erika i innych piłkarzy jest to, że w Śląsku każdy zajmuje się swoją działką. Ja dbam o to, żeby wszystko grało w mojej przestrzeni działania. Dzięki czemu piłkarze mogą się skupić na graniu. To lepsza droga niż to, żebym chodził za Exposito i mówił: Jesteś super Erik, najlepszy, jedyny taki. No nie, ja szanuję go bardzo jako człowieka, ale wiem też, że moją rolą jest dopinanie tego, za co jestem odpowiedzialny w Śląsku. Jaką wartością Exposito jest dla klubu, wiemy wszyscy i on nas o tym przekonuje z kolejki na kolejkę. Bardzo to doceniamy i ufamy sobie.

Obserwując polską ligę od środka, jakbyś ją ocenił?

Na pewno ekstraklasowe rozgrywki robią progres. Życzyłbym polskim klubom sprawdzonych dyrektorów sportowych. I nie mówię tego w swoim interesie. Żeby liga mogła się rozwijać, nie można do niej ściągać jakichś „kasztanów”.

A znasz pojęcie „starych Słowaków”?

Tak, słyszałem o tym. Choć gdybym przyprowadził do klubu takiego „starego Słowaka”, to na rok czy dwa by został, na solidnym poziomie. Ale to nie ma większego sensu.

Pieniądze w Polsce są coraz większe, to też pozwala się rozwijać. Kibice coraz chętniej chodzą na stadiony, które w wielu miastach są na wysokim, europejskim poziomie. Jasne, nadal najlepsi piłkarze będą wyjeżdżać z Polski, bo liga nie jest na tyle mocna, żeby móc zatrzymać te największe perełki. Ale dobrze sprzedana gwiazda również może dać sporo dobrego na kolejne okienko dla danego klubu.

Fajne jest też to, że w czołówce robi się coraz większa konkurencja. Kiedy rywal naciska, trzeba się mocniej starać. Cieszę się, że Śląsk dołączył do tego grona.

Lepsza jest liga czeska czy polska?

W Czechach na boiskach ligowych nadal jest wyższa intensywność gry. W Polsce za to znajdzie się więcej jakości indywidualnej poszczególnych graczy. Przynajmniej spoglądając na ofensywę. W Czechach więcej jest odpowiedzialności, skupieniu się na działaniach defensywnych. W Polsce jest taka „gift league”, w każdym meczu zdarzy się moment, w którym błąd rywala może dać niespodziewanego gola bądź świetną okazję.

Odpowiadając na twoje pytanie, czeska i polska liga na końcu tych porównań są na takim samym poziomie. Zestawiłbym je z pułapem Championship czy niemieckiej 2. Bundesligi. Podobne są też ligi szwajcarska czy duńska. Polacy i Czesi są z poziomem rozgrywek wyżej niż np. Węgrzy lub Słowacy.

Uważasz, że Śląsk Wrocław ma najlepszego trenera w PKO BP Ekstraklasie?

Mam trójkę najlepszych w klubie. Pierwszy to Jacek, drugi Magiera, a trzeci „Magic”.

Czytaj też:
Jacek Magiera dla „Wprost”: Internetowe komentarze już mnie nie interesują

Często rozmawiacie, telefon się grzeje?

Fakt jest taki, że zanim podpisaliśmy umowy, to chcieliśmy się poznać. Taki był wymóg i Jacka i mnie, konieczność poznania kolejno dyrektora sportowego i trenera.

Pojawiła się chemia od pierwszego spotkania, trochę jak z dziewczyną, po prostu wiedzieliśmy, że to będzie to. Choć nie ma co ukrywać, przerabialiśmy trudne momenty już właściwie od samego startu współpracy. Nie było do końca wiadomo, ile mamy pieniędzy do wydania. Dodatkowo też choć lista tych, którzy odejdą była nam znana, trudno było określić od razu, kto przybędzie do klubu. Telefon wtedy się naprawdę grzał.

Jacek jest szefem na Oporowskiej. Ja zupełnie nie zajmuje się treningami, sferą sportową, dotyczącą boiska. Jeśli chcę coś wiedzieć, dzwonię do Jacka, ale to jest jego królestwo i wiem, że zna się na swojej pracy bardzo dobrze.

Widzimy się na Tarczyński Arenie, w biurze dyrektora Baldy, czyli jak rozumiem, trener Magiera na tym stadionie gra „na wyjeździe”?

Haha, nie, nic z tych rzeczy (śmiech). Zdecydowanie gra u siebie.

Oporowska to po prostu miejsce, gdzie ja pojawiam się wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Ale to jest jednak świat dla sztabu, którym dowodzi Jacek. Ja zresztą trzymam się przy zespole, ale tak jak wspominałem, tylko wtedy, kiedy jest to właściwe. Staram się być dwa-trzy razy w tygodniu na treningu, ale jedynie patrzę, bez rozmów.

Nie wchodzę też do szatni przed meczami. Jedynie stanę przy zamkniętych drzwiach czy w tunelu, pozdrawiając i życząc powodzenia przed spotkaniem. Do szatni mogę wejść po spotkaniu, przykładowo na wspólne zdjęcie z radości z trzech punktów (śmiech).

Mamy z Jackiem do siebie pełne zaufanie. Co istotne, rozmawiamy o wszystkim, co dzieje się w klubie. Nie robimy nic za swoimi plecami. Nie będę negocjował z nowym zawodnikiem czy negocjował umowy z piłkarzem, który jest w Śląsku, zanim nie pogadam o tym z trenerem Magierą.

To teraz trochę przewrotnie. Co Śląsk ma, żeby zdobyć mistrzostwo Polski?

Mamy najlepszego trenera w polskiej Ekstraklasie. Dodatkowo mamy najlepszą chemię w zespole w lidze, jestem o tym przekonany. Z tego co rozmawiam z innymi klubami, z jakimi problemami muszą się czasem mierzyć, no to faktycznie mamy tu spokój.

twitter

W czołowej piątce ligi nie ma wielkiego zaufania do trenerów. Ale nie będę tego bardziej rozwijał, niektórzy mogą się zdziwić, jak faktycznie to wygląda.

Wracając jednak do naszych argumentów „za” walką o tytuł, mamy stabilność. Są coraz pełniejsze trybuny, które potrafią również pękać w szwach, jak na meczu z Legią.

A czego Śląskowi brakuje?

Większej grupy zawodników. Bo będą kontuzje, kartki, choroby. Uważam, że jak przyprowadzę jeszcze dwóch jakościowych piłkarzy, to spokojnie możemy walczyć o wysokie cele.

Realnie ile potrzebujesz czasu na domknięcie kadry?

Chciałbym do końca listopada. Przynajmniej dwa transfery (rozmowa przed ogłoszeniem podpisania Patryka Klimali dop. eMPe), żeby mieć spokojne święta. Choć w piłce to umowne, bo raczej nie ma czasu na świętowanie, ciągła praca trwa.

twitter

Jeśli uda się zrealizować ten plan, w polskiej lidze nie będę widział zespołu, który będzie miał wyraźnie lepszą kadrę. Oczywiście u nas sporo graczy to jeszcze postaci niekoniecznie znane, ale proszę mi wierzyć, oni mają wartość. Co zresztą widać po ligowej tabeli, gdzie jesteśmy i jak prezentujemy się w kolejnych meczach. Mając swój pomysł na grę.

Karol Borys, największy talent Śląska Wrocław od lat. Powinniśmy wymagać, czy za dużo szumu zrobiło się wokół tego chłopaka i trochę go to przygniotło?

Mam wrażenie, że Karol Borys w ostatnim sezonie był zaniedbany. Gdyby zagrał w rezerwach Śląska na poziomie II ligi te dwadzieścia spotkań, to miałby już seniorskie doświadczenie. Teraz jest trudniej, bo rezerwy spadły do III ligi. Karol jednak ma ten brak niewystarczającego doświadczenia w seniorskim graniu. W treningu wyglądał świetnie, możesz mi wierzyć. Karol nie potrafił się jednak przebić w sparingach na początku sezonu. To sprawiło, że nie zyskał na tyle zaufania Jacka, żeby regularnie grać na poziomie ekstraklasowym. Umiejętności Karol na treningu ma, wszyscy to wiedzą i widzą po tym, co robi. Ale nie pokazał tego nigdy w meczu.

Inna sprawa jest taka, że nie było na początku sezonu okazji, żeby go wprowadzić. Jeśli prowadzisz różnicą jednego gola, wprowadzasz graczy, którzy mogą np. przydać się przy stałym fragmencie. Karol nie ma jednak tego wzrostu, mając zupełnie inne argumenty piłkarskie. Ale akurat nie na takie momenty spotkania. A to punkty są najważniejsze.

Organizujemy jednak sparingi w przerwach reprezentacyjnych. W starciu z RB Lipsk z korzystnej strony zaprezentował się Burak Ince. Przełożyło się to później na jego ligowe występy. Kolejna przerwa i sparing? Tym razem Piotrek Samiec-Talar błysnął w grze z Jastrzębiem. Później powtórzył to w starciu z Legią. A Karol? On w tych okresach najczęściej jedzie na zgrupowanie młodzieżowych reprezentacji. Tam gra piłkę chłopaków, którą fajnie się ogląda, ale to nie jest dorosłe granie. Jest dużo bardziej ofensywnie, na wysokim pressingu. Niewiele ma to wspólnego z seniorską piłką.

A z ofertami za niego się trochę uspokoiło, czy dalej wielcy dopytują?

Uspokoiło się, bo przedłużyliśmy kontrakt z Karolem. Przed sezonem było sporo chętnych, bo wyczuli też szansę, ze względu na umowę, która kończyła się wówczas po roku czasu. Oferty trafiały, ale niemal w każdej brakowało mi jednego zera na końcu kwoty. Co zresztą odpisywałem oficjalnie tym, którzy się zgłaszali.

Może się o to obrazili, ale nie uważam, żeby wielki klub miał dostawać jakieś specjalne warunki za chłopaka, który ma tak duży talent i jest piłkarzem Śląska Wrocław. Jeżeli szanujesz Karola Borysa, to zaproponuj coś rozsądnego, a nie jakieś grosze.

Mecz Polska – Czechy już za rogiem. Jaki wyczuwasz wynik?

Oj, trudne pytanie. Wy macie problemy, my również. Dla mnie to jest szokujące, że do takiego meczu dochodzi w takich realiach. My mieliśmy się cieszyć z awansu i walczyć o pierwsze miejsce w starciu Polaków z Czechami, na koniec fazy grupowej. A to co pokazały obie reprezentacje, to po prostu było słabe. Nie możemy przegrywać z Albanią czy Mołdawią, męczyć się z Wyspami Owczymi. To jakaś masakra.

Nie powiem ci, jaki będzie wynik. Tak naprawdę nie kibicuje nikomu, cieszę się na to starcie i niech wygra lepszy. Tak podchodzę do tej rywalizacji, ale też do mojej klubowej pracy. Nie spoglądam na jakieś kibicowskie racje, kiedy rozmawiam z przedstawicielami innych klubów. Oczywiście, przeżywam wyniki Śląska, tak jak np. ten z wyjazdu do Chorzowa. Ale tam nie miałem nawet okazji porozmawiać z dyrektorem sportowym Ruchu, nie wiem, czy takowy istnieje, bo nie dostaliśmy żadnego zaproszenia.

twitter

Ale raczej nie będziesz szukał mieszkania w Chorzowie po tym meczu?

Z chęcią przyjadę do Chorzowa na mecz. Nie mam problemu z tym miastem czy klubem, to raczej Ruch ma jakiś kłopot ze mną. Nie obawiam się po meczu na Stadionie Śląskim.

Wracając do reprezentacji, o wynik pytałem też ze względu na Karola Świderskiego. To by było coś, po treningu ze Śląskiem, „Świder” rozstrzyga mecz z Czechami.

Ha, to prawda! (śmiech)

Karol Świderski wygląda bardzo solidnie na naszych treningach. Mam wrażenie, że cieszy się z tego, że mógł do nas trafić i dobrze przepracować ten istotny okres w kontekście reprezentacji.

A widzisz różnicę, klasę reprezentanta?

Nie, bo na niego gra Petkow, czyli nie ma facet łatwo!

Tak już na poważnie, w seniorskim poziomie to musiałby być ktoś z naprawdę z najwyższej światowej półki, żeby się wyróżniał na tle ekstraklasowego zespołu. Okej, Świderski jest szybki, ma motywację, wygląda energicznie, super się prezentuje. Ale żeby trafiał 10/10 w grze na treningu, to aż takich cudów nie ma.

twitter

Życzyłbym Świderskiego, żeby grał w reprezentacji Polski jak najwięcej, bo to naprawdę ciekawy zawodnik. Konkurencja jest jednak solidna, w końcu w kadrze jest napastnik Barcelony. To nie jest dla niego łatwe. Świderski może dać Polakom sporo energii w meczu z Czechami. Podejrzewam, że reprezentacja Czech będzie raczej przygotowana na układ w ataku z Lewandowskim bądź Milikiem, gdyby był wśród powołanych.

Zakończmy krótkim pytaniem i odpowiedzią.

To nie ze mną takie założenia.

Ale spróbujmy. Które miejsce na koniec sezonu zajmie Śląsk?

(Dłuższa chwila zastanowienia)

Rozmyślam, bo ja już wiem, kto będzie u nas niedługo kontraktowany. Dodatkowo mamy już poukładane plany na obóz, rywali w sparingach w przerwie zimowej. Będziemy przygotowani lepiej od konkurencji, wyprzedzając pewne możliwe scenariusze, które najczęściej trafiają się na początku piłkarskiej wiosny.

Od razu zaznaczę, że nie jedziemy do Turcji, jak 90 procent klubów od wielu lat. Nie będziemy też grać ostatniego sparingu poza Wrocławiem, bo to byłoby bezsensowne. Na pewno pierwsze kilka kolejek na wiosnę, to będzie dużo walki, na którą będziemy gotowi. Bo stany boisk będą raczej przeciętne, trudno wtedy myśleć o grze w piłkę.

Czyli czołowa trójka.

Postawiłbym na czołową czwórkę. Bardzo bym tego chciał.

Jesteśmy zabezpieczeni finansowo. Mam też pomysły na nowych piłkarzy, którzy dadzą jeszcze bardziej zbilansowaną kadrę drużyny. Oni dadzą od razu jakość Śląskowi. Kibice dają nam mega wsparcie, jestem przekonany, że pomogą wygrać drużynie kilka spotkań, w których wynik będzie na styku.

Pod względem przewidywania, planowania, inteligencji w planowaniu, będziemy gotowi do walki o wysokie cele w lidze. Liczę, że damy ludziom jeszcze sporo radości.

Czytaj też:
Piotr Stokowiec dla „Wprost”: ŁKS nie ma zepsutej szatni. Nie da się zjeść słonia na raz
Czytaj też:
Niesamowita przemiana w Śląsku Wrocław. Tak buduje się modę na piłkę nożną w Polsce