W sezonie 2020/21 Legia Warszawa stała się najbardziej utytułowaną drużyną w naszym kraju. Według oficjalnych statystyk Wojskowi zdobyli wówczas 15. mistrzostwo Polski, a kolejni w rankingu – Ruch Chorzów i Górnik Zabrze mają w swoim dorobku czternaście trofeów.
Powstał serial o Legii Warszawa
Niestety po tak spektakularnym mistrzostwie, coś poszło nie tak i nad Legionistami pojawiło się widmo spadku, które ostatecznie – po jednym z najgorszych sezonów w historii – zostało zażegnane. Te wydarzenia i późniejsze odrodzenie w sezonie 2022/23 zostało udokumentowane w najnowszym polskim dokumencie sportowym produkcji Amazon Prime. W serialu „Legia. Do końca” poznajemy piłkarzy, osoby zarządzające, sztab szkoleniowy oraz niepublikowane dotąd kulisy funkcjonowania drużyny.
Trzy z sześciu odcinków dokumentu zadebiutowały 2 lutego 2024 roku na Prime Video. Pozostałe pojawią się tydzień później – 9 lutego. Jednym z zawodników biorących udział w produkcji jest Bartosz Kapustka. „Wprost” porozmawiał z pomocnikiem na temat kulis kręcenia serialu, ale i nie tylko.
Wywiad z Bartoszem Kapustką
Norbert Amlicki, „Wprost”: Wielkimi krokami zbliża się premiera serialu „Legia. Do końca”. Czy produkcja miała wpływ na wasze zachowanie np. w szatni?
Czytaj też:
Dariusz Mioduski: Marzyłem, by pokazać Legię jako klub, który łamie stereotypy
Bartosz Kapustka, zawodnik Legii Warszawa: Obecność filmowców była dla nas czymś nowym. Na początku rzeczywiście każdy z zawodników, czy ze sztabu szkoleniowego musiał przyzwyczaić się do towarzystwa ekipy z kamerami. Jej członkowie byli nie tylko profesjonalni jako wykonawcy, ale przede wszystkim bardzo wyrozumiali i sympatyczni jako ludzie. To sprawiało, że z każdym kolejnym dniem my – piłkarze byliśmy bardziej naturalni i otwarci na to, co się wokół nas dzieje.
Nie mówię tu tylko o pracy. Poczuliśmy, że te osoby razem z nami współtworzą rozdział, jakim był poprzedni sezon w Legii. Ekipa towarzyszyła nam nie tylko w klubie, więc narodziły się znajomości, które zostały nawet po skończeniu produkcji. To też sprawiło, że z czasem przestaliśmy zauważać kamery. Po prostu zaczęliśmy czuć się naturalnie w ich obecności.
A jak pan się czuł przed kamerami?
Naturalnie, jak pozostali. Na początku nie było to takie proste, bo czas kręcenia dokumentu był dla mnie specyficzny. Wracałem po bardzo długiej kontuzji i tak naprawdę poprzednie pół roku trenowałem z jednym trenerem czy fizjoterapeutą. Byłem skoncentrowany przede wszystkim na zdrowieniu.
Kiedy wróciłem do klubu i zobaczyłem, że nie dość, że w szatni jest 30 kolegów i sztab, to jeszcze są ludzie z kamerami. Musiałem się do tego przyzwyczaić, bo tak jak wspomniałem, przez ostatnie sześć miesięcy obracałem się w małym gronie najbliższych mi osób.
Dlatego na początku było mi trudno być w 100 proc. naturalnym. Musiałem na nowo nauczyć się funkcjonowania w szatni. Z czasem nawiązałem fajne znajomości i pewne bariery zostały przełamane.
Czyli teraz kariera aktora stoi przed panem otworem?
Oj tak łatwo to jeszcze nie jest (śmiech). Ale kto wie, może kiedyś.
Pierwszy odcinek serialu nosi nazwę „Gdzie ty się wpakowałeś?”. Miał pan takie myśli, po transferze z Leicester do Legii w 2020 roku? Tym bardziej, że później nadszedł sezon 21/22, kiedy ostatecznie zajęliście 10 miejsce, ale byliście nawet w strefie spadkowej?
W tym sezonie byłem kontuzjowany, więc prawie mnie nie było przy drużynie, jeżeli mówimy o takim codziennym funkcjonowaniu. Oczywiście na meczach przy ul. Łazienkowskiej, i na niektórych wyjazdach się pojawiałem.
To był bardzo trudny czas dla ludzi i klubu, bo nikt sobie nie zdawał sprawy, że możemy znaleźć się w takim położeniu. Dla mnie, jako dla zawodnika, który chwilę wcześniej świętował mistrzostwo Polski, to również było ciężkie. Byłem bezradny, bo nie mogłem w żaden sposób pomóc drużynie. To było dla nas nowe doświadczenie i historia, z którą w pewnym momencie trzeba było się pogodzić. Musieliśmy zrobić wszystko, by wrócić do swoich korzeni.
Ostatecznie udało się to zrobić, ale nie było łatwo. Ten serial fajnie pokazuje całą naszą drogę, jak po bardzo rozczarowującym momencie w historii klubu, w następnym sezonie udaje się wszystko zmienić. Kibice byli z nami od początku do końca, pobijamy rekordy frekwencji na stadionie. To pokazało, jak te wszystkie trudne momenty – tak, jak w prawdziwym życiu – potrafią scalić i coś zbudować.
Wspomniał pan o kontuzjach, które niestety pana nie omijają. W listopadzie doleczył pan ostatni uraz. W poprzednim sezonie powrót do zdrowia zajął panu 170 dni, a jeszcze wcześniej pauzował ponad 240 dni. Najpierw zacznijmy od tego, jak się pan czuje obecnie?
Teraz byłem z drużyną na obozie w Turcji. Cieszę się z tego okresu przygotowawczego, bo był on pierwszym od dawna, który przepracowałem od początku do końca. Trenowałem na pełnych obciążeniach i obrotach, ale też mądrze. Patrzę teraz optymistycznie na rundę wiosenną. Zdrowie jest dla mnie bardzo ważne i w tym momencie czuję się naprawdę dobrze.
W końcówce 2023 roku rozegrał pan kilkadziesiąt minut – 29. z Wartą, 24. z ŁKS oraz 17. i 31. z Cracovią. Czy po obozie w Turcji jest już pan gotowy na rozegranie pełnych 90. min?
Myślę, że tak. Czuję się naprawdę dobrze i jestem przygotowany. Jeżeli chodzi o liczby i parametry, wszystko jest monitorowane, a ja otrzymuję feedback od sztabu. Wszystko jest na dobrym poziomie, a ja sam czuję się gotowy do tego, by pomagać drużynie już w większym wymiarze czasowym. Z czasem będę liczył na taką możliwość.
Podczas zgrupowania w Turcji pana drużyna „różowych” była najlepsza na turnieju treningowym, a pan był w czołówce tabeli strzelców. Więc chyba wszystko zmierza w dobrą stronę.
Mamy mnóstwo treningów i chyba nie ma co przywiązywać do tego większej wagi. Mimo to nawet w takim turnieju każdy chce dać z siebie maksimum i wygrywać. Nawet takie najmniejsze gry są etapem rywalizacji, które mają udowodnić, że masz jakość. Tak to powinno wyglądać na każdym treningu. Zawsze się cieszę z wygranej, i o to chodzi w sporcie.
Ostatnio bardzo miły gest wykonał pan w kierunku 18-letniego obiecującego koszykarza Legii – Filipa Maciejewskiego. Otrzymał pan jakiś feedback, może udzielił mu pan jakichś dodatkowych rad, na czym powinien teraz się skupić?
Na pewno nie ma teraz łatwo. Wiem o tym, bo sam to niejednokrotnie przeżywałem. Myślę, że ten „pierwszy raz” jest najgorszy, bo nie wiesz do końca, co cię czeka i musisz zaakceptować, w jakiej sytuacji się znalazłeś.
Jak usłyszałem o tym przypadku, wiedziałem, że słowa otuchy w jakimś małym stopniu mogą mu pomóc. Chciałem dać mu sygnał, że jest ktoś, kto był w tym samym miejscu, wyszedł z tego cało i wrócił na boisko.
Dostałem wiadomość, że Filip za ten filmik podziękował i pozdrowił. Przekazałem mu, że jeśli jakakolwiek pomoc będzie mu potrzebna, czy będzie chciał o coś zapytać, zawsze jestem otwarty. Ja podobne wsparcie otrzymałem od osób, które przechodziły to samo, co ja. To sprawiło, że również jestem otwarty i mogę podzielić się swoją historią, jeśli będzie to mogło pomóc w jakikolwiek sposób.
W pana karierze niestety kontuzje się powtarzały w krótkim odstępie czasu – dwa zerwania więzadeł krzyżowych 2018/19 i 2021/22 oraz uraz kolana w 2023 r. Jak pan sobie z tym radził? Co w takiej sytuacji może dawać radość?
Na pewno jest ciężko, bo to nie są urazy, które trwają tydzień, czy dwa. Zerwane więzadła krzyżowe wiążą się z długą rehabilitacją. Wracając trochę do poprzedniego pytania, jeśli mógłbym dać komuś radę na bazie własnych doświadczeń, to czas rekonwalescencji warto spożytkować na tym, żeby zapomnieć, że jest się piłkarzem czy sportowcem. Oczywiście trening musi być w pełni profesjonalny, wszystko musi być zaplanowane i przygotowane. Żeby wrócić do sprawności i potem do gry, trzeba ciężko pracować.
Poza tym wszystkim, kiedy już jesteś w domu, warto wylogować się, żeby po powrocie nie oglądać trzech meczów np. w Lidze Mistrzów. W takim momencie lepiej jest skupić się na czymś innym, czy spędzić czas z bliskimi. Lepiej jest wejść w buty osoby, która nie jest sportowcem i np. znaleźć zajęcie, w którym możesz się rozwijać. W trakcie sezonu, treningów i meczów jest zdecydowanie mniej czasu, by koncentrować się na czymś innym.
Pana partnerka w serialu powiedziała takie słowa: Nieraz słyszałam – kurczę mam wrażenie, że już nigdy nie będę grał. Czy można to rozumieć tak, że pojawiły się u pana z tyłu głowy myśli o zakończeniu kariery?
To zdanie może było trochę nad wyraz, bo nie wyobrażałem sobie tego, że nie wrócę na boisko. Na pewno pojawiały się takie momenty, kiedy obawiałem się, że ból będzie na tyle mocny, a kontuzja na tyle poważna, że nie wrócę do pełnej sprawności i 100 proc. stanu zdrowia.
Rehabilitacje są długie, a w ich trakcie napotykamy góry i doliny. Bywają momenty, że z tygodnia na tydzień widzisz progres. Są też takie chwile, że masz trudności z wyjściem na trening, bo twoje ciało odmawia posłuszeństwa. Wtedy pojawiają się myśli, czy rzeczywiście wszystko wróci do normy i czy będę mógł robić na pełnych obrotach to, co kocham. Takie wątpliwości zawsze się pojawiają, ale nie wyobrażałem sobie, że kontuzja zakończy moją karierę.
Patrząc na całokształt kariery, czy ma pan więcej pozytywnych, czy negatywnych wspomnień związanych z piłką nożną?
Moja kariera jest dosyć szalona. Ta przygoda jest totalnym rollercoasterem, ale absolutnie nie narzekam. Może nie jestem spełniony we wszystkim, ale bardzo doceniam, w jakich miejscach mogłem być, w ilu spotkaniach zagrałem, ile miałem okazji do świętowania.
Ani nie jestem spełniony, ani nie jestem zawiedziony. Cieszę się, że mogę być profesjonalnym sportowcem, zdobyłem mistrzostwo i puchar Polski, grałem w reprezentacji. Tego nikt mi nie zabierze.
Przy tym były momenty, w których byłem rozczarowany. Przyczyniają się do tego np. kontuzje. Mimo wszystko nie zamieniłbym mojego życia na żadne inne i cieszę się, że jako dzieciak spełniłem swoje marzenia, by być profesjonalnym piłkarzem i grać na największych stadionach.
Czytaj też:
Legia Warszawa straci bramkarza. Trafi do silnej ligiCzytaj też:
Legia Warszawa żegna się z piłkarzem. Dużo na nim zarobi